Dopóki żyjemy, będziemy walczyć o dobre imię Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego - napisał w oświadczeniu dla mediów kpt. Zbigniew Radłowski, żołnierz AK i więzień Auschwitz, który pozwał niemiecką telewizje ZDF za serial "Nasze matki, nasi ojcowie".
Zdaniem powodów sprawy: kapitana Zbigniewa Radłowskiego ps. "Ohm" i Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, niemiecka produkcja stawia AK w złym świetle. Według nich w serialu znalazły się sceny dowodzące, że AK rzekomo była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej, a Niemcy zostali przedstawieni jako ofiary II wojny światowej.
"Dopóki żyjemy, będziemy walczyć o dobre imię Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Jesteśmy to winni naszym poległym kolegom i przyjaciołom, a także naszym nieżyjącym już członkom rodzin, którzy narażali życie ratując Żydów - tak jak moja ciotka Sylwia Rzeczycka" - napisał Radłowski w piątek w oświadczeniu dla mediów zamieszczonym i cytowanym przez TVP Info . "A jak nas zabraknie, przejmą od nas do zadanie nasze córki i nasi synowie, nasze wnuki i wszyscy ci młodzi Polacy, którzy mają na sercu dobre imię Polski" - dodał.
W piątek krakowski Sąd Okręgowy przesłuchał Radłowskiego i członka Prezydium Zarządu Głównego ŚZŻAK Tadeusza Filipkowskiego, przesłuchanego jako strona w procesie. Jak przyznał Filipkowski w trakcie przesłuchania, "Nasze matki, nasi ojcowie" to serial sprawnie zrobiony, ale jest szkodliwy, bo "przynosi błędne informacje o działaniach AK, przedstawiając nas w sposób fałszywy jako antysemitów".
Były żołnierz jako szczególnie bulwersujące przykłady niezgodne z prawdą historyczną podał noszone w filmie przez partyzantów opaski z napisem AK oraz atak partyzantów na pociąg i zamknięcie wagonu z Żydami. W jego opinii film cofa proces zbliżania i pojednania się społeczeństwa polskiego i niemieckiego. "To fałsz, AK nie zajmowała się zabijaniem Żydów, a pomocą na miarę swoich możliwości i sił, walcząc z antysemityzmem. Ta sekwencja wieje dla nas grozą. (...) Mamy tu do czynienia z ewidentnym kłamstwem i brakiem wiedzy historycznej" – mówił Filipkowski.
Wcześniej, we wtorek, sąd przesłuchał w trybie wideokonferencji Benjamina B., jednego z producentów serialu. Oskarżony podczas przesłuchania przyznał, że "winę za II wojnę światową ponoszą Niemcy", a główni bohaterowie filmu, z których żaden nie jest jednoznaczny, czują się winni śmierci innych ludzi. Jak dodał, zamierzeniem producentów serialu było "uświadomienie wszystkim, że w tej wojnie walczyli normalni ludzie (...), oraz wywołanie dyskusji na temat ich roli". "Zrobiliśmy to dzięki zastosowaniu wolności artystycznej i form fabularnych. (...) Nigdy nie było naszym zamiarem naruszenie pamięci osób, mamy respekt i szacunek do ruchu oporu, którym kierowała AK. (...) Chciałbym zaprzeczyć twierdzeniom, że chcieliśmy pokazać AK jako jednostki antysemickie. (...) Ważne jest dla mnie, żeby podkreślić, że antysemityzm nie jest istotną cechą AK. W moich oczach ten film pokazuje bardzo zróżnicowany obraz oporu" - podkreślił.
Proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych, rozumianych jako prawo do tożsamości, godności i dumy narodowej oraz prawa do wolności od mowy nienawiści, przeciwko telewizji ZDF i wytwórni UFA Fiction - twórcom trzyczęściowego niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" - toczy się od lipca 2016 r. Radłowski i ŚZŻ AK domagają się przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był emitowany, lub poprzedzenia pierwszej emisji w pozostałych telewizjach, do których go sprzedano, informacją historyczną ze stwierdzeniem, że jedynymi winnymi Holokaustu byli Niemcy. Podobny komunikat miałby też się znaleźć na stronie internetowej twórców. Powodowie chcą także usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów (według powodów w AK nie było takiego zwyczaju) i zapłaty 25 tys. zł.
W piątek pełnomocnicy powodów po kłopotach ze słuchaniem niemieckich świadków w trybie wideokonferencji wycofali wnioski o przesłuchanie kolejnych osób, w tym współproducenta i kostiumolożki. Sąd podejmie decyzję, czy dopuści dowód z opinii kolejnego biegłego z zakresu filmoznawstwa, tym razem nie pochodzącego z Polski. Wnosili o to pełnomocnicy pozwanych. Proces monitoruje i wspiera Reduta Dobrego Imienia.(PAP)
autorka: Martyna Olasz, Anna Pasek
oma/ agz/