W Gruzji obchodzono w środę 10. rocznicę wybuchu konfliktu zbrojnego z Rosją o Osetię Południową. Prezydent Giorgi Margwelaszwili mówił o rosyjskiej "agresji i okupacji terenów należących do Gruzji".
Przed rządowymi budynkami w stolicy Gruzji Tbilisi flagi zostały opuszczone do połowy w hołdzie ofiarom konfliktu zbrojnego z Rosją. W kilkudniowej wojnie w 2008 roku zginęło ponad 800 osób, 1700 zostało rannych, a 120 000 wysiedlonych.
Prezydent Gruzji Giorgi Margwelaszwili złożył wieniec na grobie żołnierzy poległych w walkach z Rosjanami. Następnie przemawiał do żołnierzy w bazie Senaki, która była jedną z pierwszych zniszczonych przez Rosjan, a po wojnie została odbudowana. Wydarzenia sprzed 10 lat prezydent opisał jako "agresję" i "okupację" rosyjską. "Tylko głupia, nielojalna lub tchórzliwa osoba może pomyśleć, że nasz kraj nie będzie zjednoczony" - powiedział Margwelaszwili.
Konflikt zbrojny między Rosją a Gruzją wybuchł w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 r. Po serii osetyjsko-rosyjskich prowokacji Gruzja podjęła zbrojną próbę odzyskania kontroli nad Osetią Południową, regionem, który oderwał się od niej w latach 90. i przy nieformalnym wsparciu Moskwy uzyskał faktyczną niezależność od Tbilisi.
Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swych wojsk do tej republiki i dalej w głąb gruzińskiego terytorium. W wyniku konfliktu Rosja uznała niepodległość nie tylko Osetii Południowej, lecz także drugiej separatystycznej republiki gruzińskiej, Abchazji. W wyniku tego Tbilisi zerwało stosunki dyplomatyczne z Moskwą, natomiast Rosja w obydwu republikach utrzymuje obecność militarną.
W środę Giorgi Margwelaszwili rozmawiał także telefonicznie z sekretarzem stanu USA Mike'iem Pompeo. Według komunikatu wydanego przez biuro gruzińskiego prezydenta Pompeo podkreślił, iż "Stany Zjednoczone nigdy nie zaakceptują okupacji terenów gruzińskich."
Zgodnie z komunikatem Waszyngton potwierdził również "głębokie poparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Gruzji" i obiecał pomoc w "stawieniu czoła wyzwaniom, przed którymi stoi kraj dziesięć lat po rosyjskiej agresji wojskowej".
Dzień wcześniej Waszyngton zaapelował do Moskwy o wycofanie rosyjskich wojsk z okupowanych terenów Abchazji i Osetii Południowej. "Te regiony są częścią Gruzji, a nie Rosji - mówiła rzeczniczka Departamentu Stanu USA Heather Nauert. - Stany Zjednoczone wzywają Rosję do wycofania swoich sił na stanowiska określone w porozumieniu o zawieszeniu broni z 2008 roku".
Także we wtorek szefowa dyplomacji Unii Europejskiej Federica Mogherini wyraziła ubolewanie z powodu "rosyjskiej obecności wojskowej w Abchazji i Osetii Południowej" i określiła tę sytuację jako "pogwałcenie prawa międzynarodowego".
Tego samego dnia na łamach dziennika "Kommiersant" rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew, który w 2008 roku był prezydentem Rosji, ocenił, że uznanie przez jego kraj niepodległości obu republik było "jedynym możliwym środkiem" dla "zachowania trwałego pokoju i stabilności w rejonie Kaukazu Południowego."
W czerwcu Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie okupowanych terytoriów Abchazji i Osetii Południowej. PE wezwał w niej Rosję do wycofania się z tych regionów Gruzji. Europosłowie w dokumencie podkreślili, że 10 lat po rosyjskiej agresji wojskowej na Gruzję w sierpniu 2008 r. Federacja Rosyjska nadal bezprawnie okupuje gruzińskie terytoria Abchazji i Osetii Południowej, naruszając prawo międzynarodowe i oparty na zasadach system międzynarodowy. (PAP)
zm/ mc/
arch.