Ukazał się piąty, ostatni tom serii "Utworów zebranych" Hanny Krall. Znalazła się w nim m.in. kontynuacja ostatniej książki reporterki, czyli "Białej Marii". "Ta historia domagała się dopowiedzenia" - mówiła Krall na wtorkowym spotkaniu z czytelnikami.
W opublikowanym właśnie ostatnim, piątym tomie "Utworów zebranych" Hanny Krall znalazły się teksty szczególnie ważne dla autorki: książka, która przyniosła jej uznanie, czyli oparte na rozmowach z Markiem Edelmanem "Zdążyć przed Panem Bogiem”, fragmenty "Hipnozy" i najnowsza książka reporterki - "Biała Maria". W tych dwu ostatnich opowieściach przewija się postać małej, żydowskiej dziewczynki, która podczas okupacji musi, wraz ze swoją mamą, walczyć o przeżycie. Drogą ratunku mogłoby być przyjęcie chrztu i wyrobienie na tej podstawie aryjskich papierów, niestety, wybrani rodzice chrzestni w ostatniej chwili wycofują się, uznając, że taki sakrament przyjęty z konieczności, byłby oszustwem wobec Pana Boga. To jeden z nielicznych przypadków, gdy Hanna Krall w swoich książkach opowiada swoją własną historię.
Pisarka opowiedziała ją przed laty Krzysztofowi Kieślowskiemu, z którym przyjaźniła się i współpracowała w studiu filmowym TOR, a on na tej podstawie nakręcił ósmy odcinek "Dekalogu". "To jeden z filmów Kieślowskiego, którego nie lubię" - mówiła Hanna Krall na wtorkowym spotkaniu z czytelnikami w Warszawie. "Kieślowski uznał, że motywacja moich niedoszłych rodziców chrzestnych jest nieprawdziwa, nieprawdopodobna psychologicznie, dorobił im zatem inne motywacje. Ja natomiast głęboko wierzę, że oni naprawdę nie chcieli kłamać przed Bogiem. Dlatego książka +Biała Maria+, w której powracam do tamtej historii, powstała w proteście przeciwko interpretacji Kieślowskiego. Odnalazłam tego niedoszłego ojca chrzestnego, a jego historia zaprowadziła mnie w bardzo odległe regiony" - mówiła Hanna Krall.
"Literat wie wszystko o swoim bohaterze, a w każdym razie wie tyle, ile chce wiedzieć. Reporter o swoim bohaterze nie wie prawie nic. Zawsze trafia na jakąś ścianę, tajemnicę, jeżeli ją odkryje, to często jej nie rozumie, a jeżeli nawet zrozumie - to często takt i dyskrecja nie pozwalają mu o tym napisać. Gdy się ma odwagę stwarzania świata zostaje się pisarzem, ja takiej odwagi nie mam" - powiedziała Hanna Krall.
"Okazało się, że po wojnie był on oficerem Służby Bezpieczeństwa i wysiedlał Niemców z Ziem Odzyskanych. Tam trafił na niemieckiego hrabiego, malarza, z którym się zaprzyjaźnił i którego nie wysiedlił. Za to wywalili go z bezpieki. Dowiedziałam się też, że rodzony brat tego niedoszłego chrzestnego współpracował blisko z przyjaciółką Franza Kafki, Mileną Jesenską, ratując czeskich Żydów, ma medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Tak jedna historia prowadziła mnie do drugiej" - opowiadała Krall.
W końcu opowieści zaprowadziły ją z powrotem do Kieślowskiego. W małym miasteczku pomiędzy Warszawą a Lublinem, gdzie znalazła się podczas okupacji, natrafiła na historię porucznika Wiślickiego, który dotarł na te tereny z I Armią Berlinga i w imieniu nowej władzy zajmował majątki. Został zastrzelony, prawdopodobnie przez partyzantów. Krall odnalazła syna porucznika Wiślickiego z I Armii Berlinga i przekonała się, że w tym samym czasie, w równoległych jednostkach tej samej armii, nie mając o sobie wzajemnie pojęcia, działało dwóch poruczników Wiślickich. Obaj przejmowali przedwojenne majątki. Jeden zginął, a drugi, w tym samym czasie, przeżył wewnętrzny przełom, wystąpił z wojska, zdał na Politechnikę, ożenił się i prowadził spokojne, szczęśliwe życie.
"Drugi film Kieślowskiego, którego nie lubię, to +Podwójne życie Weroniki+. Uważałam, że to infantylna, nieprawdopodobna historia o dwóch niemal identycznych dziewczynach, z których jedna umiera, a druga zaczyna rozumieć życie. Historia +podwójnego życia porucznika Wiślickiego+ wydarzyła się naprawdę. Gdy ją poznałam, poczułam jakby Kieślowski uśmiechnął się do mnie" - mówiła Krall.
Gdy w 2011 roku ukazała się "Biała Maria" Hanna Krall ogłosiła, że to już jej ostatnia książka, że jako reporterka nie ma już nic do powiedzenia. Jednak po promocji książki jednego dnia otrzymała dwa telefony, oba dotyczące postaci, która w "Białej Marii" pojawiła się właściwie przypadkowo - Stanisława Sojczyńskiego. W "Białej Marii" to nazwisko pada tylko raz. Jeden z bohaterów opowieści, lekarz więzienny Kestenbaum, sporządza akt zgonu straconego więźnia Stanisława Sojczyńskiego. Jedną z osób, które zadzwoniły do Krall, była córką prokuratora, który Sojczyńskiego skazał, drugą - Paweł Różewicz, krewny Tadeusza Różewicza, który był w partyzanckim oddziale pod dowództwem Sojczyńskiego. "+Biała Maria+ domagała się dopowiedzenia" - przekonywała Krall.
Tadeusz Różewicz opowiedział jej, że Sojczyński, przedwojenny polonista, kazał mu w oddziale pisać wiersze, mówił, że "tylko słowami da się tych ludzi skleić w jedną całość". To były pierwsze wiersze, jakie napisał autor "Niepokoju", szkic "Ech leśnych". Poeta dostał za nie pierwsze honorarium - osełkę masła. Tadeusz Różewicz nie mógł mówić o Sojczyńskim bez wzruszenia, prokurator, który Sojczyńskiego skazał, powiedział Krall, że bez wahania jeszcze raz wydałby na niego wyrok.
Twórczość Hanny Krall zdaniem wielu krytyków jest bardzo literacka, ona sama widzi jednak wyraźną granicę pomiędzy literaturą opartą na fikcji a literaturą faktu. "Literat wie wszystko o swoim bohaterze, a w każdym razie wie tyle, ile chce wiedzieć. Reporter o swoim bohaterze nie wie prawie nic. Zawsze trafia na jakąś ścianę, tajemnicę, jeżeli ją odkryje, to często jej nie rozumie, a jeżeli nawet zrozumie - to często takt i dyskrecja nie pozwalają mu o tym napisać. Gdy się ma odwagę stwarzania świata zostaje się pisarzem, ja takiej odwagi nie mam" - powiedziała na wtorkowym spotkaniu Krall.
"Utwory zebrane" Hanny Krall ukazały się nakładem Świata Książki. (PAP)
aszw/ hes/