O ewakuacji polskich dzieci z ZSRS do Indii dyskutowano na spotkaniu "Losy polskich dzieci-uchodźców w Indiach”, które odbyło się we wtorek w Warszawie. W sercu tej historii jest przyjaźń i współczucie – mówiła ambasador Indii w Polsce, Monika Kapil Mohta.
Podczas spotkania, które zorganizowano w 70. rocznicę lądowej ewakuacji polskich dzieci z sowieckich sierocińców do Indii, przybliżono także działalność indyjskiego maharadży Jam Sahiba, który opiekował się polskimi uchodźcami. W spotkaniu uczestniczyli świadkowie tamtych wydarzeń.
Kapil Mohta oceniła, że przykład polskich dzieci, które znalazły schronienie w Indiach to historia uniwersalna. „W sercu tej historii jest przyjaźń i współczucie” – zaznaczyła.
Jak mówił Andrzej Chendyński, prezes Koła Polaków z Indii 1942-1948, w 1943 r. 500 polskich dzieci w wieku od 2 do 15 lat przewieziono do ośrodka w Valivade w Indiach. „To było olbrzymie osiedle. (...) Mieliśmy własną szkołę, harcerstwo i orkiestrę. Tworzyliśmy także zespoły sportowe (...). Ośrodek nigdzie nie był ogrodzony, ludność miejscowa miała do niego całkowicie wolny dostęp” – wyjaśnił.
Aleksandra Klimont z Ministerstwa Spraw Zagranicznych mówiła, że losy dzieci, które po śmierci swoich rodziców-zesłańców trafiły do sowieckich sierocińców, były szczególnie tragiczne. „Bezbronne, przestraszone, musiały z chwili na chwilę dorosnąć i stać się opiekunami swoich mniejszych braci i sióstr” – tłumaczyła.
Wiesław Szypuła, członek Koła Polaków z Indii 1942-1948, mówił, że po 17 września 1939 r. został wraz z matką zesłany na Syberię. Po amnestii dla Polaków ogłoszonej po podpisaniu układu Sikorski-Majski 30 lipca 1941 r. wyjechał na południe ZSRS, gdzie mieszkał w uzbeckim domu zatrzymań. Następnie przeniósł się do polskiego sierocińca w Aszchabadzie. Tam docierały polskie konwoje z pomocą humanitarną, m.in. żywnością i lekami. W niesieniu pomocy polskim dzieciom szczególnie zasłużyli się polscy dyplomaci z Bombaju: konsul Eugeniusz Banasiński i wicekonsul Tadeusz Lisiecki.
Szypuła przyznał, że gdy w 1942 r. dowiedział się, że polskie dzieci z Aszchabadu zostaną przewiezione do Balachadi na zaproszenie maharadży Jama Sahiba, nie wiedział, że taki kraj jak Indie w ogóle istnieje.
Maharadża Saheb posiadał wówczas spore wpływy w Indiach; był m.in. przewodniczącym Rady Książąt Indyjskich. „Był niesamowitym, dobrym człowiekiem” – powiedział Szypuła.
Jak wspominał, ewakuacja była dla dzieci bardzo ciężkim przeżyciem. Szczególnie trudny był transport, nie istniały wówczas bite drogi, trzeba było przebyć góry i pustynie w Iranie. „Po przekroczeniu granicy Indii poczuliśmy się oswobodzeni” - wyznał.
Jak mówił Andrzej Chendyński, prezes Koła Polaków z Indii 1942-1948, w 1943 r. 500 polskich dzieci w wieku od 2 do 15 lat przewieziono do ośrodka w Valivade w Indiach. „To było olbrzymie osiedle. (...) Mieliśmy własną szkołę, harcerstwo i orkiestrę. Tworzyliśmy także zespoły sportowe (...). Ośrodek nigdzie nie był ogrodzony, ludność miejscowa miała do niego całkowicie wolny dostęp” – wyjaśnił.
W 1943 r. w Valivade otwarto drugie osiedle dla polskich matek i dzieci, które przybyły tam z innych indyjskich ośrodków mieszkaniowych.
W latach 1942-1948 w Indiach przebywało ponad 5,5 tys. polskich uchodźców, głównie kobiet i dzieci. Początkowo zakwaterowano ich w obozie przejściowym na przedmieściach Bombaju. Następnie przetransportowano do Balachadi, gdzie maharadża Jam Saheb wybudował dla nich osiedle mieszkaniowe, które początkowo finansował rząd brytyjski. Następnie, dzięki staraniom maharadży, stworzono Fundusz Pomocy Dzieciom Polskim.
Na terenie Indii funkcjonowało w czasach II wojny światowej i w okresie powojennym wiele innych osiedli dla ludności polskiej, m.in. w miejscowościach: Malir, Panchgani i Valivade.
Organizatorami wtorkowego spotkania były: Fundacja Kresy-Syberia, Centrum Studiów Polska-Azja, Koło Polaków z Indii oraz Instytut Pamięci Narodowej.(PAP)
wmk/ hes/