We Włoszech upamiętniono w czwartek 45. rocznicę porwania byłego premiera Aldo Moro na ulicy w Rzymie. Jego sprawcami byli terroryści z Czerwonych Brygad, którzy zamordowali go po 55 dniach przetrzymywania w niewoli. Ciało chadeckiego polityka znaleziono 9 maja 1978 roku w bagażniku w samochodzie w centrum Wiecznego Miasta.
Dramat, którym żył wtedy cały świat, rozpoczął się rano 16 marca 1978 roku. Samochód, którym 61-letni Moro - były premier i ówczesny przewodniczący Chrześcijańskiej Demokracji - jechał do Izby Deputowanych na zaprzysiężenie rządu Giulio Andreottiego został zatrzymany na rzymskiej via Fani. Terroryści zabili na miejscu pięciu członków jego ochrony - dwóch karabinierów i trzech policjantów - a następnie odjechali z uprowadzonym politykiem.
Wkrótce potem włoska agencja prasowa Ansa otrzymała komunikat, w którym do porwania byłego szefa rządu przyznała się skrajnie lewicowa terrorystyczna organizacja Czerwone Brygady. Porywacze poinformowali o rozpoczęciu "procesu ludowego" swego zakładnika.
19 marca apel o uwolnienie polityka i swego osobistego przyjaciela wystosował papież Paweł VI.
W kolejnych dniach ogłoszono treść kilku listów Moro do przedstawicieli władz Włoch i rodziny, napisanych pod presją terrorystów, w których sugerował on, że może zostać uwolniony, jeśli z więzień zostaną wypuszczeni bojówkarze Czerwonych Brygad. Nalegał również na podjęcie nacisków przeciwko przyjętej przez władze stanowczej linii postępowania, wykluczającej wszelkie negocjacje z terrorystami.
W ciągu ośmiu tygodni niewoli Aldo Moro napisał ponad 80 listów. Każdy kolejny był coraz bardziej dramatyczny i zawierał coraz więcej błagalnych próśb o pomoc i spełnienie żądań porywaczy. Oni zaś domagali się uznania przez władze ich organizacji i zwolnienia z więzień trzynastu towarzyszy.
W komunikacie z 15 kwietnia Czerwone Brygady powiadomiły o zakończeniu "procesu" byłego premiera i wydanym na niego wyroku śmierci.
Tydzień później o bezwarunkowe uwolnienie zakładnika ponownie zaapelował Paweł VI. Po latach ówczesny premier Giulio Andreotti ujawnił, że papież był gotów zapłacić okup za życie i wolność swego przyjaciela, a w Watykanie zebrano pieniądze na ten cel. Jednak Czerwone Brygady nie żądały okupu.
Niektórzy politycy chadeccy w obliczu pogarszającego się kryzysu rozważali możliwość spełnienia części żądań. Premier Andreotti powtórzył 5 maja stanowczy sprzeciw wobec jakichkolwiek negocjacji.
W odpowiedzi porywacze ogłosili: "kończymy batalię rozpoczętą 16 marca, wykonując wyrok".
Żona Aldo Moro otrzymała od niego tego samego dnia list ze słowami: "Teraz nagle, gdy pojawiła się wątła nadzieja, w niepojęty sposób przychodzi rozkaz egzekucji".
9 maja, po 55 dniach od porwania, na via Caetani w Rzymie, w pobliżu siedziby chadecji w bagażniku zaparkowanego samochodu znaleziono zwłoki byłego premiera, zabitego kilka godzin wcześniej.
Sprawa porwania Aldo Moro nie przestaje być tematem debat we Włoszech. W ich trakcie zarzucano ówczesnemu rządowi, że "złożył w ofierze" porwanego polityka. Nie brakuje opinii na temat poważnych zaniedbań policji, która nie szukała go we właściwy sposób.
W 45. rocznicę premier Giorgia Meloni napisała na Twitterze: "16 marca 1978 roku Czerwone Brygady porwały Aldo Moro i barbarzyńsko zabiły pięciu ludzi z jego ochrony. Po 45 latach nie zapominamy ofiary tych, którzy służyli państwu i człowieka instytucji, który wiele dał narodowi".
Szef MSW Matteo Pientedosi oświadczył zaś: to "dramatyczna stronica w historii Republiki, która miała głęboki wpływ na włoską politykę i nadal jest jednym z najbardziej bolesnych momentów w dziejach naszego kraju".
Jak co roku przy tablicy w miejscu porwania, upamiętniającej pięciu zabitych przez terrorystów funkcjonariuszy złożono wieńce.
Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ tebe/