
Jazz od początku, stale i intensywnie jest obecny w moim życiu. To podstawa, mój alfabet, muzyczna studnia bez dna, źródło ciągłej inspiracji - mówi wokalistka Aga Zaryan.
PAP: W rankingu krytyków muzycznych w magazynie „Jazz Forum” zostałaś wybrana wokalistką roku, poprzednio ten tytuł nadali ci czytelnicy tego magazynu. Na liście "Jazz Top" gościłaś już niejednokrotnie.
Aga Zaryan: Cieszę się z tego, jak też z koncertu Jazz Top, w którym z tej okazji brałam udział kilka dni temu, występując po raz pierwszy z zespołem Marcin Wasilewski Trio. To było ciekawe doświadczenie. Cieszę się też, że w tym roku wraz Rochem Sicińskim w warszawskim Muzeum POLIN będę miała przyjemność poprowadzenia gali jazzowych Fryderyków. Fryderyki odbywają się już 31. raz, ale jazz po raz pierwszy doczekał się własnej gali, takiej, jak mają muzyka rozrywkowa i klasyczna.
Razem z Rochem Sicińskim będziemy mieli przyjemność poprowadzenia całego wydarzenia w Muzeum POLIN. Nikola Kołodziejczyk, dyrektor artystyczny wydarzenia, wybrał wielu wyjątkowych muzyków i wokalistki. Powstał Fryderyk Big Band, który wykona utwory skomponowane na tę okazję przez jazzowych kompozytorów i aranżerów. To będzie wieczór przepełniony różnorodnymi brzmieniami. Sama jestem ciekawa, co usłyszymy.
PAP: Podczas koncertu inauguracyjnego polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej 14 stycznia 2025 zabrzmiała muzyka jazzowa w wykonaniu zespołu Marcin Wasilewski Trio. W czerwcu na zakończenie prezydencji na koncercie, do którego zostałaś zaproszona, również pojawią się rytmy jazzowe.
A.Z.: Wraz z Narodowym Centrum Kultury, które jest patronem tego wydarzenia, przygotowujemy program, który przedstawimy 3 czerwca w Filharmonii Bałtyckiej. Zaśpiewam polskie standardy jazzowe, pisane przez m.in. Krzysztofa Komedę, Jerzego Dudusia Matuszkiewicza, Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Zbigniewa Namysłowskiego, Wojciecha Karolaka, ale nie tylko, bo sięgnę też do repertuaru Kabaretu Starszych Panów i jazzowo zaśpiewam piosenkę Wasowskiego i Przybory. To ma być wizytówka polskiego jazzu, który ma przecież długą historię i był dobrze odbierany za granicą. A zatem zaprezentujemy „Polski jazz w Europie”, bo on ma ważne miejsce w Europie i nie tylko. Stańko, Dudziak, Urbaniak, Marcin Wasilewski to nazwiska znane na całym świecie. Ja również uwielbiam występować poza Polską. Poznawać nową publiczność i inne kultury.
PAP: Publiczność poznała również twoje interpretacje amerykańskich standardów jazzowych…
A.Z.: Teraz jednak przedstawię polskie piosenki - standardy jazzowe. Gdyby te utwory powstały w Stanach Zjednoczonych bez wątpienia wpisałyby się do kanonu. Będę występować we wspaniałym muzycznym otoczeniu; jest to początek mojej współpracy z Big Bandem Śląskim. Zespół pod kierownictwem Grzegorza Nagórskiego kontynuuje tradycję polskich orkiestr jazzowych. Muzycy grają rasowo i pięknie. Na ten koncert specjalne aranżacje tworzą mieszkający w Szwecji Michał Tomaszczyk oraz Michał Pernal i Michał Tokaj. Jestem w trakcie nauki niektórych tych perełek. Czuję wielką radość, bo polskie piosenki zasługują na taką muzyczną oprawę.
PAP: A czy planujesz nagrania, wyjazdy w trasę z koncertami?
A.Z.: W wakacje lecę do Los Angeles i tam będę nagrywała płytę z tymi samymi muzykami, z którymi 20 lat temu stworzyliśmy album "Picking Up the Pieces" z utworem "Throw it Away". Towarzyszyć mi będą Larry Koonse, Darek Oleszkiewicz, Munyuango Jackson. To będzie podróż sentymentalna. Jazz na szczęście się nie starzeje. Bardzo się cieszę na ten wyjazd, ten projekt i nowy album. Jest to płyta, którą przygotowuję na przyszły rok na 25-lecie nagrania debiutanckiego albumu "My Lullaby”.
PAP: "Picking Up the Pieces" to muzyczne historie kobiet, opowieści o ich życiowych perypetiach, o trudnych wyborach egzystencjalnych. Ballady, swing, blues i bossa nova.
Aga Zaryan: Wśród nich jest kompozycja Abbey Lincoln "Throw It Away" z powtarzającymi się jak mantra słowami "Throw it away/ Throw it away/Give your love, live your life/ Each and every day". Ten utwór daje nadzieję, wzmacnia.
PAP: Od twojej ostatniej płyty „Sary” upłynęły trzy lata. Publiczność na koncertach nadal chętnie słucha utworów z tego albumu, to wyjątkowej urody wiersze amerykańskiej poetki Sary Teasdale, laureatki Pulitzera z 1918 r.
Aga Zaryan: Dla mnie teksty są równie ważne jak muzyka. Sara Teasdale kochała przyrodę i muzykę, szukała miłości szczerej, pełnej. Inspirował mnie kobiecy charakter jej poezji, bliski memu sercu, a melodyjność i rytmiczny charakter jej wierszy sprawiał, że te utwory świetnie się śpiewa. "Sara" w naturalny sposób kontynuowała moje poprzednie "poetyckie" albumy "Umiera piękno" i "Księgę olśnień". Muzykę napisali gitarzyści David Dorůžka i Szymon Mika. Miałam nosa, żeby to oni dwaj, dwie gitary bez innych instrumentów tworzyły brzmienie "Sary". Do tej płyty mam nadzieję powracać. Ale zgadzam się – czas na nowy album.
PAP: Część planów koncertowych układasz w zgodzie z kalendarzem: są koncerty świąteczne na Boże Narodzenie, w sierpniu – koncerty poświęcone Powstaniu i Warszawie, w grudniu przypominasz czas stanu wojennego. Idziesz własnym torem, ale wyczuwasz i to, co jest ważne w danym momencie dla publiczności.
A.Z.: Wielkim szczęściem jest to, że zajmuję się tym, co kocham. To jest luksus, przywilej - mieć pracę, która jest pasją. Uwielbiam śpiewać, planować nagrania kolejnych płyt, czytać poezję, pisać własne teksty. Mieć klucz do kolejnych płyt. Każda piosenka, która powstaje, ma swoją urodę, odcienie. Ten twórczy ferment w czasie przygotowywania nowego projektu, przed wejściem do studia, czas prób, jest bardzo ciekawy. Ale równie ważna jest odpowiedź na oczekiwania słuchaczy.
PAP: Wrażliwie reagujesz na swoją publiczność.
A.Z.: Lubię ludzi, przejmuję się tym, czym wszyscy żyjemy. Dlatego po koncertach nie potrafię zejść ze sceny i od razu pojechać do domu. Wtedy mamy drugą część wydarzenia, niekiedy długo trwającą: spotkania, rozmowy, czasami odległe od muzyki. Mam naturę społecznicy, a że moi fani pochodzą z bardzo różnych środowisk, jest to doskonała okazja do wymiany myśli, do przepływu energii w obie strony.
PAP: A co aktualnie słychać w twojej twórczości, jakie masz nowe pomysły, idee, odkrycia?
Aga Zaryan: Martwi mnie to, co się dzieje na świecie, wojna na Ukrainie, to, co robi prezydent Trump, konflikt izraelsko-palestyński, ale też ważne są dla mnie wydarzenia w moim prywatnym życiu. Ma to wpływ na to, jak się czuję i co jestem w stanie zrobić. Zaczęłam kilka lat budować fundament pod patchworkową rodzinę, to jest też niezła układanka, gdzie każdy jest ważny i ma inne potrzeby. Jazz to często opowieść o życiu. Zmiennym, mającym różne odcienie. Artyści chłoną energie jak gąbki. Czasem wrażliwość powoduje turbulencje, ale bez niej pewnie zajmowałabym się czymś innym. Muzyka przynosi ulgę. Ratuje mnie. Kiedy słucham nowych utworów, poznaję nowy repertuar albo piszę teksty czy wymyślam melodie, to sprawy bolesne i szare, te na które nie mam wpływu, oddalają się i rzeczywistość staje się znośna. Zawsze postrzegałam muzykę jako rodzaj wyzwolenia. Jazz, który jest moją wielką miłością, jest też symbolem wolności. Daje radość. Nie mogę powiedzieć, że w moim widzeniu muzyki nastąpił jakiś przełom. Powracam wciąż do moich dawnych inspiracji, ale też staram się być na bieżąco z tym, co się dzieje w świecie muzycznym.
PAP: Przypomnij zatem, kim byli ci najważniejsi dla ciebie twórcy?
A.Z.: W jazzie zawsze ważnym artystą był Wayne Shorter, twórca historii jazzu, innowator, który stworzył własny język muzyczny. Także Joni Mitchell, która miała wpływ na twórców różnych gatunków od folku, rocka popu po jazz. Mitchell była artystką kompletną; śpiewała, grała na instrumentach, komponowała, malowała. Nieprzypadkowo była laureatką dziesięciu nagród Grammy.
Ostatnio słucham z synem sporo Micheala Kiwanuki, odkryłam kilka lat temu nie tak popularną w Polsce Laurę Mvulę, czyli głosy nie związane stricte z jazzem. Staram się nie zamykać jedynie na jazzowym podwórku.
Jeśli chodzi o wokalistki, to jest zawsze ten sam kanon - uwielbiane przeze mnie Carmen McRae, Abbey Lincoln, Nina Simone; Shirley Horn. Śpiewam i nagrywam ich utwory. I naturalnie jest jeszcze Bilie Holiday – 7 kwietnia przypada 110. rocznica urodzin tej artystki; śpiewany przez nią utwór "Strange Fruit" jest najbardziej wstrząsającym protest songiem w historii. Nagrałam go na swojej płycie "Remembering Nina & Abbey".
Wielkimi, niedoścignionymi są głosami Aretha Franklin, Chaka Khan, Tina Turner. Z wokalistów niezwykle wszechstronnych muzycznie Stevie Wonder, Prince czy Donny Hathaway.
PAP: A współcześnie?
A.Z.: Brytyjczyk Jacob Collier, piosenkarz, kompozytor, autor tekstów i multiinstrumentalista. Nie zawaham się powiedzieć – to prawdziwy geniusz muzyczny. Nie słucham, co prawda, jego muzyki do poduszki, nie da się, zbyt intensywne są to brzmienia. W 2017 r. miałam okazję z nim występować. Lubię głos Adele, doceniam Billie Eilish, której płyty puszcza mi starszy syn. Z jazzowych głosów młodego pokolenia niesamowita jest Samara Joy. Co za możliwości wokalne i wielka klasa śpiewania! Ona przekazuje najlepsze jazzowe tradycje wokalne.
PAP: Twój głos znakomicie brzmi w balladach, dramatyczny jest wówczas, gdy śpiewasz jazz, ma zabarwienie liryczne w interpretacjach poezji.
A.Z.: Staram się iść kilkoma równoległymi nurtami: nagrywać albumy, które przypominają to, co wartościowe w muzyce - tu wymienię choćby "Polskie piosenki"; śpiewanie pięknej poezji polskiej i anglojęzycznej do specjalnie pisanej muzyki. Sama czasem też piszę teksty.
Lubię też pracować z innymi muzykami przy ich nagraniach; gościnnie zaśpiewałam na nowej płycie wybitnego kontrabasisty Michała Barańskiego; wcześniej do nagrania albumu zaprosił mnie znakomity pianista jazzowy Piotr Wyleżoł. Doceniam te zaproszenia.
Wracam do standardów - co ja mówię „wracam” – jazz jest od początku, stale i intensywnie obecny w moim życiu. To podstawa, rodzaj alfabetu, muzyczna studnia bez dna.
PAP: Wypełniony koncertami jest twój rok 2025…
A.Z.: Tak, trochę się dzieje, ale 2026 będzie też intensywny; będą moje 50. urodziny i 25 lat mojej pracy twórczej. Zaczniemy od styczniowej trasy koncertowej.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
abe/ dki/