Krakowski sąd apelacyjny zajął się we wtorek sprawą serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, który został wyprodukowany przez UFA Fiction oraz ZDF (II program niemieckiej telewizji). W sprawie nie zapadł jednak prawomocny wyrok, ponieważ pełnomocnicy producentów złożyli wniosek o wyłączenie jednego z sędziów.
Proces wytoczyli producentom serialu 96-letni obecnie żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy AK, a jego przebieg monitoruje i wspiera Reduta Dobrego Imienia.
Dwa lata temu krakowski sąd okręgowy orzekł, że producenci mają opublikować przeprosiny, w treści których znajdzie się stwierdzenie, że serial "Nasze matki, nasi ojcowie" "zawiera w swej treści nieuprawnione sugestie dotyczące rzekomego współdziałania Armii Krajowej w przeprowadzeniu Holokaustu" oraz że "nieuprawniona jest też sugestia, że wszyscy żołnierze AK reprezentowali postawy antysemickie i nacjonalistyczne".
Przeprosiny mają być opublikowane w TVP1 oraz w kanałach telewizji niemieckiej: ZDF, ZDFneo i Sat3 (stacje te wyemitowały serial). Mają się one ukazać się także na stronach internetowych ZDF i UFA Fiction, i być tam zamieszczone przez trzy miesiące.
Na skutek wywiedzionych apelacji sprawą ponownie zajął się we wtorek Sąd Apelacyjny w Krakowie. Podczas rozprawy pełnomocnicy producentów, którzy chcą uchylenia wyroku w całości, zwracali uwagę m.in. na kwestię wolności artystycznej.
"To jest tak naprawdę sprawa dotycząca wyłącznie przebiegu granicy wolności, twórczości artystycznej. To nie jest sprawa oceniająca polską czy niemiecką politykę historyczną" - wyjaśnił dziennikarzom adw. Piotr Niezgódka. Jak zapewnił, stronie pozwanej zależy w tej sprawie na transparentności.
Z kolei reprezentująca żołnierzy AK Monika Brzozowska-Pasieka w rozmowie z dziennikarzami wskazała, że apelacja wywiedziona w imieniu jej klientów "idzie trochę w kierunku edytorskim". Podkreśliła, że zależy im na tym, aby tablica z przeprosinami wyświetlana była przez czas dłuższy niż zdecydował sąd pierwszej instancji.
"Chcemy także, żeby w tych wszystkich miejscach, gdzie ten serial był puszczany, pojawiły się przeprosiny. To jest dla nas istotne, dlatego, że sąd pierwszej instancji stwierdził, że (będzie to) tylko w polskich i niemieckich kanałach, my chcielibyśmy iść dalej" - dodała Brzozowska-Pasieka.
Jak zapewniła, w tej sprawie najważniejsze jest przeproszenie oraz tablica z informacją, że wszystkie pojawiające się na ekranie postaci są fikcyjne. "To jest kluczowe. To jest bardzo ważna rzecz, dlatego, że dzisiaj tak naprawdę młodzież, ale często i dorośli właśnie z takich filmów fabularnych czerpią wiedzę o historii. Tu Armia Krajowa jest pokazana jako grupa antysemitów, grupa osób, która co najmniej - naszym zdaniem - jest (ukazana) jako odpowiedzialna za śmierć Żydów; wskutek działań jednego z bohaterów do tej śmierci nie dochodzi, ale tak naprawdę mogłoby do niej dojść" - argumentowała.
Inny punkt widzenia prezentowali podczas rozprawy pełnomocnicy pozwanych. Nie zgodzili się oni z decyzją sądu pierwszej instancji, który - w ocenie adw. Karoliny Góralskiej - napisał "piękną opowieść". "Pierwsza część uzasadnienia wyroku, do której chcę się odnieść, to bardzo emocjonalny wywód, z którego dowiadujemy się wiele na temat poglądów i przekonań sędziego, który sporządzał uzasadnienie, składu, który sądził sprawę" - oceniła. "Natomiast niewiele ma to wspólnego z prawem, i tym, jak takie uzasadnienie powinno być sporządzone i jak powinno wyglądać rozumowanie" - podsumowała i dodała, że "emocje nie powinny były znaleźć się w wyroku".
Z kolei adw. Piotr Niezgódka przytoczył twierdzenie, jakoby podstawą działania światowego związku AK było "dobre imię Armii Krajowej". "Zastanawiam się, w jaki sposób miałoby dojść do reaktywacji dobrego imienia nieistniejącej już osoby prawnej, zrzeszenia, stowarzyszenia. Nie wiem. Nie ma takiego trybu reaktywowania dobrego imienia nieistniejącej już organizacji" - wskazał.
Do takiego stanowiska odniósł się prezes Reduty Dobrego Imienia Maciej Świrski, który ocenił w rozmowie z dziennikarzami, że dla strony powodowej sprawa jest "jasna". "Niemiecki film zniesławia żołnierzy Armii Krajowej, Niemcy pokazują Armię Krajową jako antysemitów; oczywiście musi być sprostowanie i przeprosiny" - podkreślił.
Świrski odniósł się do stanowiska pełnomocników strony przeciwnej. "Z wywodu apelacyjnego strony pozwanej, czyli niemieckiego producenta tego filmu należy zapamiętać dwa wątki: w jaki sposób - jak powiedział jego adwokat - mogą być naruszone dobra osobiste Armii Krajowej, skoro Armia Krajowa już nie istnieje. To dowodzi sposobu myślenia niemieckiej strony" - mówił.
W ocenie prezesa RDI "to jest całkowita niewrażliwość na polski kod kulturowy, polską tradycję i polskie myślenie o przeszłości". "Trzeba pamiętać, że jeżeli Niemcy mają takie myślenie, to Polacy muszą się bardzo mocno zastanowić, na czym polega niemiecka narracja historyczna, obecna także w Polsce. Ten proces jest de facto obroną polskiej polityki historycznej i polskiej narracji historycznej, a nie tylko kwestii dóbr osobistych" - ocenił.
Prokuratura uznała, że apelacja producentów nie powinna być uwzględniona i przychyliła się do apelacji powodów. Termin kolejnej rozprawy nie został ustalony, ponieważ reprezentujący producentów złożyli wniosek o wyłączenie jednego z sędziów zasiadających w składzie orzekającym. Sąd zatem wyznaczy termin dopiero po rozpoznaniu tego wniosku. (PAP)
nak/ lena/