W weekend mija dokładnie 50 lat od największego sukcesu polskich koszykarzy. W sobotę 12 października 1963 w Hali Ludowej we Wrocławiu biało-czerwoni pokonali w półfinale Jugosławię. Nazajutrz ulegli w finale ZSRR i zdobyli srebrny medal mistrzostw Europy.
Turniej we Wrocławiu odbywał się w dniach 4-13 października. Polacy, prowadzeni przez 33-letniego wówczas trenera Witolda Zagórskiego, grali w grupie B. Rozpoczęli od zwycięstwa nad Hiszpanią 79:76 i porażki ze Związkiem Radzieckim 54:64. Potem pokonali kolejno Rumunię 64:60, Francję 98:65, Finlandię 68:54, NRD 93:62 i Czechosłowację 86:73. Do półfinału awansowali z drugiego miejsca w grupie.
W spotkaniu o awans do finału po znakomitym meczu pokonali aktualnego wicemistrza świata Jugosławię 83:72. W meczu o złoto ponownie spotkali się z ZSRR, przegrywając 45:61.
Spotkania Polaków w Hali Stulecia, wówczas Ludowej, zdążyły już obrosnąć legendą. Znakomity początek, 23-punktowa przewaga i wygrany niewielką różnicą mecz z Hiszpanią. Dobra postawa przeciwko niepokonanej od lat w mistrzowskich turniejach drużynie Związku Radzieckiego, w której nie do powstrzymania byli podkoszowi giganci Janis Kruminsz (218 cm) i Aleksander Pietrow (208). Ciężko wywalczone zwycięstwo z Rumunią, gdy prowadzący spikerkę Ludwik Miętta strofował publiczność, by nie gwizdała na swój zespół, tylko wsparła go w trudnych chwilach. Popisowy mecz z NRD rozgrywany o 9 rano przy pełnych trybunach.
W trakcie wrocławskiego turnieju, rozgrywanego w końcu w czasach zimnej wojny, modna stała się taka rymowanka: "Furda bomba atomowa, szczeniak bomba wodorowa, gdy pod wodzą Zagórskiego walczy kadra narodowa".
"Ludzie nie poszli do pracy, a były nawet takie przypadki, że przez megafony wywoływano z widowni dyrektorów zakładów, by zgłosili się w pilnej sprawie" - wspominał te chwile czołowy gracz polskiej reprezentacji Mieczysław Łopatka.
Najwięcej emocji przyniosły spotkania w strefie medalowej. W sobotę 12 października o godz. 18.30 Polacy stoczyli zwycięski bój z niepokonaną w grupie A, wchodzącą wówczas na długą drogę międzynarodowych sukcesów Jugosławią. W doskonale taktycznie przygotowanym zespole aż sześciu biało-czerwonych miało dwucyfrową zdobycz punktową. Wygrana zapewniła im srebrny medal, co do dziś jest największym osiągnięciem reprezentacji koszykarzy.
"To miłe, że w publikacjach sportowych przypomina się tamte sukcesy i ich bohaterów. Myślę, że mistrzostwa we Wrocławiu zapisały się na zawsze w historii polskiej koszykówki" - powiedział jeden z bohaterów tamtego spotkania Stanisław Olejniczak, który doskonale przypilnował słynnego superstrzelca rywali Radivoja Koraca i sam zdobywał punkty w ważnych momentach.
Królem strzelców turnieju został właśnie Korac - 239 pkt, Mieczysław Łopatka był siódmy - 145. Najlepszym zawodnikiem dziennikarze wybrali Hiszpana Emiliano Rodrigueza, a w gronie wyróżnionych, obok wymienionej trójki, znalazł się także Zbigniew Dregier.
Mistrzostwa w stolicy Dolnego Śląska, które niemal do ostatniej chwili były zagrożone ze względu na epidemię ospy, która latem wybuchła w mieście, okazały się także wielkim sukcesem organizacyjnym. "Po ich zakończeniu w Europie zaczęto mówić Wrocław, nie Breslau" - podkreślił honorowy prezes PZKosz Kajetan Hądzelek, wówczas sekretarz komitetu przygotowującego tę imprezę.
W trakcie wrocławskiego turnieju, rozgrywanego w końcu w czasach zimnej wojny, modna stała się taka rymowanka: "Furda bomba atomowa, szczeniak bomba wodorowa, gdy pod wodzą Zagórskiego walczy kadra narodowa".
Srebrny medal zdobyty przed własną publicznością zapoczątkował dekadę sukcesów drużyny i jej trenera Witolda Zagórskiego, szkoleniowca-rekordzisty w historii gier zespołowych w Polsce, który z reprezentacją pracował nieprzerwanie przez 14 lat.
W latach 1961-75, kiedy prowadził kadrę, w trzech kolejnych mistrzostwach Europy drużyna nie schodziła z podium, zdobywając obok srebra we Wrocławiu także brązowe medale w Moskwie (1965) i Helsinkach (1967), a w następnych dwóch ME - w Neapolu (1969) i Essen (1971) grała w półfinale. Seryjnie uczestniczyła w igrzyskach olimpijskich (Tokio 1964 - 6. miejsce, Meksyk 1968 - 6., Monachium 1972 - 10.) oraz jedyny raz w historii polskiej koszykówki zakwalifikowała się do mistrzostw świata (Montevideo 1967 - 5. lokata, tytuły króla i wicekróla strzelców Mieczysława Łopatki i Bogdana Likszy).
W tamtym okresie trener Zagórski był uznawany za czołowego szkoleniowca Starego Kontynentu, wielokrotnie prowadził reprezentację Europy lub zespoły gwiazd podczas okolicznościowych gali organizowanych przez FIBA, miał pokazowe treningi z czołowymi zawodnikami NBA, którzy w 1964 roku przebywali na tournee w Polsce, przyjaźnił się ze słynnym trenerem Boston Celtics Redem Auerbachem, przetłumaczył na polski jego podręcznik do gry w koszykówkę.
W poniedziałek 7 października 83-letni Zagórski został wprowadzony do "Złotego Kręgu" wybitnych osobowości Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.(PAP)
cegl/ co/