W sobotę mija 30 lat od awansu piłkarzy Widzewa Łódź, po wyeliminowaniu Liverpoolu, do półfinału Pucharu Europy. "Nie pękaliśmy przed nikim, dlatego zdobyliśmy serca tylu kibiców w Polsce" - wspomina bramkarz tamtej drużyny Józef Młynarczyk. Wśród setek meczów z udziałem polskich zespołów w Europie kilka jest szczególnych. Wspominanych latami, mających swoją fascynującą historię, na stałe wpisanych do futbolowych kronik.
Polski klub od 17 lat nie potrafi zakwalifikować się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, tymczasem w 1983 roku Widzew awansował do półfinału Pucharu Europy, poprzednika LM. Po wyeliminowaniu m.in. mocnego Rapidu Wiedeń (w składzie m.in. z Antoninem Panenką i Hansem Kranklem), w ćwierćfinale piłkarze z Łodzi trafili na Liverpool - mecze odbyły się 2 i 16 marca.
Polski klub od 17 lat nie potrafi zakwalifikować się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, tymczasem w 1983 roku Widzew awansował do półfinału Pucharu Europy, poprzednika LM. Po wyeliminowaniu m.in. mocnego Rapidu Wiedeń (w składzie m.in. z Antoninem Panenką i Hansem Kranklem), w ćwierćfinale piłkarze z Łodzi trafili na Liverpool - mecze odbyły się 2 i 16 marca.
"The Reds" byli wówczas zespołem z najwyższej światowej półki. Ian Rush, Kenny Dalglish, Graeme Souness, Bruce Grobbellar, Phil Neal, Mark Lawrenson czy Alan Hansen - nazwiska tych gwiazd wymieniano w Europie jednym tchem. Szkoleniowcem był 64-letni wówczas Bob Paisley, uważany za jednego z najlepszych trenerów w historii futbolu. W latach 1977-1981 jego podopieczni trzy razy sięgnęli po Puchar Europy.
Łodzianom nie dawano szans. Przed sezonem z klubu odeszli Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda (takie samo imię i nazwisko miał ówczesny trener Widzewa), Marek Pięta, Andrzej Możejko i Mirosław Sajewicz.
Na szczęście - jak się wkrótce okazało - zostali tacy piłkarze jak Józef Młynarczyk, Włodzimierz Smolarek, Andrzej Grębosz, Mirosław Tłokiński, Krzysztof Surlit czy Zdzisław Rozborski. Sprowadzono m.in. Romana Wójcickiego i utalentowanego juniora Wiesława Wragę.
"Liverpool przyjechał do Łodzi pewny swego. Pamiętam tych zawodników - eleganckie płaszczyki, koszule, torby. Sprawiali wrażenie, że wkręcą nas w ziemię. Boisko jednak wszystko zweryfikowało. Postawiliśmy twarde warunki. My też potrafiliśmy walczyć, biegać jak charty" - mówi PAP Młynarczyk.
2 marca, po golach Tłokińskiego i Wragi, mistrzowie Polski, grający na większym i dysponującym jupiterami stadionie ŁKS, pokonali słynnych rywali 2:0. Wokół boiska leżał śnieg, ale na trybunach nikomu nie było zimno. Mecz obejrzało ponad 40 tysięcy widzów, chętnych na bilety było pięć razy więcej. Ludzie siadali nawet na słupach oświetleniowych. Ozdobą spotkania okazał się gol najniższego na boisku Wragi, zdobyty po strzale... głową z 16 metrów.
"Mimo takiego wyniku niewielu na nas stawiało w rewanżu. Anglicy przejrzeli na oczy. Wiedzieli, że nie mogą nas traktować ulgowo. Ale my pojechaliśmy tam z jeszcze większą fantazją. Graliśmy z kontry, z przodu szalał Włodek Smolarek" - wspomina Młynarczyk.
Do miasta Beatlesów Widzew poleciał osłabiony brakiem doświadczonego Grębosza, którego w obronie zastąpił... napastnik Tłokiński.
Gospodarze, dopingowani przez 50 tysięcy ludzi, prowadzili po golu Neala z rzutu karnego, ale później Widzew zdobył dwa (Tłokiński z karnego, Smolarek). Liverpoolowi na osłodę pozostały dwie bramki w końcówce meczu, które nie zmieniły losów rywalizacji. "Zwycięska" porażka 2:3 Widzewa okazała się największym sukcesem w historii klubu, oznaczała awans do półfinału najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie.
Łodzianie po wyeliminowaniu Liverpoolu odpadli w półfinale, nie dając rady Juventusowi Turyn w składzie m.in. z... byłym widzewiakiem Bońkiem, Paolo Rossim i Michelem Platinim (0:2, 2:2).
"Długo prowadziliśmy 2:1, w końcówce może byliśmy już trochę rozkojarzeni. Ich gol na 3:2 w ostatniej minucie praktycznie nic nie zmienił, co najwyżej mógł uchronić przed miażdżącą krytyką ze strony miejscowej prasy. Nigdy nie zapomnę obrazków po meczu. Gdy schodziliśmy do szatni, angielscy kibice bili nam brawo na stojąco. Ciarki mi przeszły po plecach. Doceniono nas w tak wielkim środowisku piłkarskim jak Liverpool! Po raz pierwszy w życiu spotkałem się z takim szacunkiem. Do tej pory słyszeliśmy na obcych stadionach wyzwiska, gwizdy, a tutaj... szok. Nigdy tego nie zapomnę kibicom Liverpoolu, coś niesamowitego" - przyznał Młynarczyk.
Rewanżowy mecz Widzewa urósł w Polsce do wydarzenia najwyższej rangi. Na Uniwersytecie Warszawskim przerywano wieczorowe zajęcia, żeby informować studentów o aktualnym wyniku w Liverpoolu. Po powrocie do kraju na widzewiaków czekali kibice - najpierw na lotnisku w Warszawie, a potem pod stadionem w Łodzi. Drogę z autokaru do budynku klubowego piłkarze pokonali na ich rękach.
"Mieliśmy świetną atmosferę w szatni i kawał zespołu. Charakternych chłopaków, którzy nie pękali przed nikim. Dlatego zdobyliśmy serca tylu kibiców w Polsce. Cały kraj nam kibicował" - zakończył ówczesny bramkarz Widzewa i reprezentacji Polski.
Łodzianie po wyeliminowaniu Liverpoolu odpadli w półfinale, nie dając rady Juventusowi Turyn w składzie m.in. z... byłym widzewiakiem Bońkiem, Paolo Rossim i Michelem Platinim (0:2, 2:2).
Młynarczyk ostatecznie sięgnął po Puchar Europy, ale już w barwach zagranicznego klubu - w 1987 roku z FC Porto.
Maciej Białek (PAP)
bia/ sab/