W kwietniu przebywał w Polsce jeden z najwybitniejszych geotechników na świecie Michele Jamiolkowski. Znany z uratowania Krzywej Wieży w Pizie włoski inżynier w młodości był koszykarzem Polonii Warszawa. "Sport dał mi bardzo wiele" – powiedział PAP.
83-letni dziś naukowiec zasłynął jako przewodniczący międzynarodowej komisji, która w latach 90. minionego stulecia znalazła sposób na powstrzymanie pogłębiającego się odchylenia od pionu Krzywej Wieży w Pizie, co groziło zniszczeniem tego zabytku klasy światowej.
Obecnie zasiada m.in. w komisji Banku Europejskiego, która zajmuje się kwestią budowy nowego sarkofagu ochronnego nad zniszczonym reaktorem elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Ostatnio często bywa w Lubinie.
"Od 23 lat jestem – obok specjalistów z USA, Anglii i Norwegii - w czteroosobowym zespole międzynarodowych ekspertów, który zajmuje się koncepcją właściwego składowania odpadów, wytwarzanych przez Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi. Od 1992 roku przyjeżdżam tu dwa razy w roku, nie omijając oczywiście Warszawy" – powiedział Jamiolkowski.
83-letni dziś naukowiec zasłynął jako przewodniczący międzynarodowej komisji, która w latach 90. minionego stulecia znalazła sposób na powstrzymanie pogłębiającego się odchylenia od pionu Krzywej Wieży w Pizie, co groziło zniszczeniem tego zabytku klasy światowej.
Ze stolicą związana jest jego młodość i czasy fascynacji sportem. Michał Molda, bo pod takim nazwiskiem urodził się 21 lipca 1932 roku w Stryju, do piątego roku życia mieszkał we Lwowie.Podczas wojny trafił do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Jego ojciec, oficer rezerwy Brygady Podhalańskiej, został rozstrzelany przez Niemców w 1943 roku we Lwowie. Gdy wyzwolono obóz w Auschwitz Michał miał 12 lat.
"Chciałem wrócić do Lwowa, ale na granicy, bo to już wtedy była Rosja, zatrzymano mnie i przetrzymywano przez kilka tygodni – zimą w obozie na otwartym powietrzu. Byłem dzieckiem, ale Rosjanie przesłuchiwali mnie z powodu mojego nazwiska – ojciec był przedwojennym oficerem. Gdy zdali sobie sprawę, że nie mam przeszłości politycznej czy wojskowej, zwolnili mnie. Pojechałem do Lwowa, gdzie nie znalazłem nikogo z rodziny. Wróciłem więc do Krakowa i tam spotkałem matkę, z którą przenieśliśmy się do Warszawy" - przypomniał.
W Warszawie ukończył liceum Batorego, a następnie Wydział Geologii na uniwersytecie. Szkolne i studenckie lata to był m.in. czas fascynacji sportem.
"W młodości był on dla mnie bardzo ważny. Pod różnymi postaciami, bo nie tylko grałem w koszykówkę w Spójni, a potem przez dwa lata w Polonii, ale także biegałem na 800 metrów podczas zawodów na Agrykoli. To mi dobrze zrobiło na następne lata. Gdy człowiek był młody, wszystko było łatwe" – przyznał.
Miał 177 cm wzrostu i grał na pozycji obrońcy. Znalazł się w składzie Polonii, który w sezonie 1951/52 debiutował w pierwszej lidze, wówczas najwyższej klasie rozgrywkowej.
"Moimi kolegami z zespołu byli architekt Jan Dzierżko, słynny potem trener Witold Zagórski, reżyser Władysław Ślesicki i jego brat Zygmunt. Sport był wówczas bardzo przyjemnym dodatkiem do innych moich zainteresowań. Bardzo się emocjonowałem treningami i meczami. Ćwiczyliśmy m.in. w hali YMCA przy Konopnickiej" - wspomniał.
W 1959 roku wyjechał za granicę. Już jako Michał Jamiołkowski, gdyż matka ponownie wyszła za mąż, a on przyjął nazwisko ojczyma.
"Ponieważ nie podobał mi się klimat polityczny, wyjechałem do rodziny, którą miałem we Włoszech. Mój daleki kuzyn był konsulem francuskim w Turynie i mnie zaprosił. Dostałem paszport i wraz z przyszłą żoną, cioteczną siostrą kolegi z zespołu Bogdana Karbownickiego, pojechaliśmy tam pociągiem. Postanowiłem zostać na stałe, więc musiałem zrezygnować z obywatelstwa polskiego. Później, jako Włoch, mogłem stosunkowo spokojnie przyjeżdżać do Polski" - zaznaczył.
Michele Jamiolkowski studiował inżynierię na politechnice w Turynie, został tam asystentem, a już w 1967 roku jednym z najmłodszych profesorów. Odbył także studia w Stanach Zjednoczonych, na słynnym Massachussetts Institute of Technology oraz University of Texas w Austin.
"W tej chwili na turyńskiej politechnice mam tytuł emerytowanego profesora i nadal pracuję naukowo" - poinformował.
Zapytany o swoje największe osiągnięcie w karierze naukowej, wymienia dwa.
"Od 1994 roku przez cztery lata byłem prezydentem Międzynarodowego Związku Inżynierii Geotechnicznej, do którego należy około 90 państw. Drugie to zaproszenie do wygłoszenia wykładu, tzw. Rankine Lecture, w British Geotechnical Association w Londynie w 2013 roku. Byłem pierwszym Włochem i jednym z nielicznych Europejczyków, którzy tam wystąpili" – podsumował słynny uczony i były koszykarz.
Marek Cegliński (PAP)
cegl/ pp/