Sowieci, a także tzw. polski rząd w Warszawie zaczęli bardzo szybko postrzegać 2. Korpus jako zagrożenie nie tylko polityczne, ale również militarne. Bano się też gen. Andersa, który był postacią niezwykle charyzmatyczną i zdecydowanym antykomunistą – mówi PAP dr hab. Tadeusz Paweł Rutkowski, historyk z UW.
Polska Agencja Prasowa: 24 marca mija 80. rocznica ewakuacji Polskiej Armii ze Związku Sowieckiego na Bliski Wschód. Jak na polskich żołnierzy patrzyli zachodni alianci i jak w czasie zmieniał się obraz Amii Andersa?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Ocena Armii Andersa dokonywana przez aliantów zmieniała się w trakcie wojny. Pamiętajmy o tym, że polscy żołnierze wyszli ze Związku Sowieckiego bez uzbrojenia, w fatalnym stanie zdrowia, a także w pewnym stopniu zdemoralizowani, co było wywołane przejściami obozowymi. Wobec tego proces stawania się profesjonalną armią, czyli ciałem złożonym z ludzi zmotywowanych i poddanych dyscyplinie wojskowej, był rozłożony w czasie.
To w trakcie tego procesu pojawiały się oceny krytyczne, choć były one jednak jednostkowe i niedyskredytujące tej armii jako całości. Natomiast te późniejsze, bardzo pozytywne, oceny Armii Andersa wiązały się z jej działalnością bojową, czyli przede wszystkim z udziałem w bitwie pod Monte Cassino, następnie z przełamaniem linii Gotów, zdobyciem Ankony i bitwą o Bolonię.
PAP: Mimo szacunku ze strony państw alianckich polska powojenna rzeczywistość polityczna nie była przychylna Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie. Z jakimi dylematami musieli mierzyć się zarówno dowódcy, jak i żołnierze Armii Andresa?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Musimy mieć na uwadze fakt, że była to jednak armia bardzo specyficzna, dlatego że w ogromnym stopniu wywodziła się z ludzi pochodzących z Kresów wschodnich, którzy doznali prześladowań, bardzo często brutalnych i dotkliwych, ze strony Związku Sowieckiego, a także przeszli przez zesłania i sowieckie łagry. Podobny los spotkał ich rodziny. Część z nich została w Związku Sowieckim, część zmarła, a część w bardzo ciężkich warunkach zdrowotnych i psychicznych wyszła z wojskiem.
Była to zatem armia, która doświadczyła realnie, czym był Związek Sowiecki i komunizm. W związku z tym Armia Andersa w znacznie większym stopniu niż pozostałe części Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie kontestowała postanowienia konferencji w Jałcie. Żołnierze 2. Korpusu mieli także poczucie niemożliwości powrotu do swoich rodzinnych stron, które znalazły się w wyniku ustaleń konferencji w Jałcie w Związku Sowieckim.
Większość kadry oficerskiej i podoficerskiej, a także żołnierzy i ich rodzin zdecydowała się zatem pozostać na emigracji. Oczywiście część zdecydowała się jednak wrócić do swoich rodzin i domów. Dopiero po upadku Związku Sowieckiego okazało się nawet, że kilkuset z nich powróciło po prostu do Związku Sowieckiego, do swoich rodzin i gospodarstw – tam zostali ponownie poddani represjom.
PAP: Czy represje spotkały też żołnierzy, którzy wrócili do Polski?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Dla komunistów polskich, w tym zwłaszcza organów bezpieczeństwa stalinowskiej Polski, wszyscy żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ale andersowcy w pierwszym rzędzie, byli traktowani z definicji jako grupa osób podejrzanych.
Oczywiście nie wszyscy z nich trafili do więzień czy byli bezpośrednio represjonowani, natomiast byli pod czujną obserwacją i traktowani byli jak podejrzani, jak ludzie co najmniej drugiej, jak nie trzeciej kategorii. Przynajmniej do połowy lat pięćdziesiątych nie mogli znaleźć pracy, zwłaszcza w swoim zawodzie, mieli trudności z funkcjonowaniem w stalinowskiej rzeczywistości. Różne osoby dotknęło to w różnym stopniu, na pewno bardziej oficerów niż szeregowych żołnierzy. Władze komunistyczne jeszcze długo po okresie stalinizmu, walkę w Armii Andersa, podobnie jak udział w Armii Krajowej, uważały za plamę na życiorysie.
PAP: Jak wcześnie polscy komuniści zaczęli postrzegać Armię Andersa jako zagrożenie?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Zarówno Sowieci, a także tzw. polski rząd w Warszawie zaczęli bardzo szybko postrzegać 2. Korpus jako zagrożenie nie tylko polityczne, ale również militarne. Wynikało to po pierwsze z tego, że 2. Korpus gen. Andersa szybko się rozrastał. W ostatnich miesiącach wojny rekrutowano Polaków, którzy byli jeńcami z armii niemieckiej. Z kolei tuż po zakończeniu wojny do Armii Andersa wcielono polskich żołnierzy, którzy znaleźli się pod władzą aliantów. Widzimy zatem, że liczebność 2. Korpusu pod koniec wojny i tuż po jej zakończeniu nadal wzrastała, co nie mogło nie budzić obaw komunistów. Obawy budziło również to, że 2. Korpus stacjonował we Włoszech, które graniczyły z komunistyczną Jugosławią. Sowieci obawiali się, że tak blisko innego komunistycznego kraju znajduje się wojsko tak jednoznacznie nastawione antykomunistycznie. Obawiano się możliwości ingerencji Korpusu na Bałkanach, zarówno w Jugosławii, jak i w zaczynającej się w 1946 r. wojnie domowej w Grecji.
Ponadto 2. Korpus utrzymywał także kontakt z krajem, prowadził działalność, która wspierała antykomunistyczne podziemie w Polsce. W związku z tym przez komunistów od razu niemal zaczął być postrzegany jako wróg. Bardzo szybko rozpoczęła się akcja propagandowa, która miała na celu doprowadzenie do jego rozwiązania. To właśnie w jej wyniku w 1946 r. nastąpiło przeniesienie się 2. Korpusu do Wielkiej Brytanii, a następnie jego demobilizacja.
Komuniści bali się jednak samego Andersa, który w swoich poglądach był zdecydowanym antykomunistą, a do tego był człowiekiem charyzmatycznym. Od śmierci gen. Władysława Sikorskiego był najbardziej znanym polskim dowódcą. Miał za sobą głośny szlak bojowy, a także zaplecze w postaci wiernych mu zarówno oficerów, jak i żołnierzy – był otoczony osobistym uwielbieniem i kultem. Gen. Stanisława Maczka oczywiście ceniono, lubiano i ufano mu, jednak nie miał on takiej charyzmy, jaką miał Anders. Żołnierze Andersa w swojej masie stali za nim murem, mogli zatem w ocenie komunistów stanowić narzędzie działań militarnych, a także politycznych.
PAP: Wspomniał pan o propagandzie. Jaki obraz Armii Andersa był przez nią kreowany?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Argumenty stosowane przez komunistów były stosunkowo proste i do dziś pojawiają się w różnego rodzaju dyskursach. O żołnierzach 2. Korpusu mówiono, że to faszyści, reakcjoniści, a nawet wytykano im rzekome związki z hitlerowcami i chronienie Ukraińców z SS-Galizien.
Były to więc różnego typu zarzuty, które swoim charakterem miały dyskredytować politycznie, ale także moralnie. Gen. Anders i jego najbliżsi współpracownicy oraz dowódcy stali się przedmiotem kampanii nienawiści. Ukoronowaniem tej kampanii było w 1946 r. pozbawienie polskiego obywatelstwa przez tzw. polski rząd gen. Andersa, ale także kilkudziesięciu innych polskich dowódców.
PAP: Czy z czasem ten obraz w komunistycznej propagandzie się zmieniał?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Najbardziej intensywnym okresem tej propagandy były lata czterdzieste i pięćdziesiąte, czyli okres stalinowski. Wówczas widziano szczególne zagrożenie dla komunistów ze strony samego Andersa w związku z dalszym istnieniem 2. Korpusu, a następnie Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia w Wielkiej Brytanii, który stanowił zaplecze emigracyjne.
Anders był postacią wyklętą, rzucano w niego największymi i najgorszymi wyzwiskami. W ocenie komunistów był on symbolem reakcji, zła, faszyzmu, zbrodni i w ogóle tego wszystkie, co najgorsze. Po 1956 r. obraz Andersa kreowany w propagandzie zaczął się stopniowo zmieniać, aczkolwiek do końca PRL nie ukazała się ani biografia gen. Andersa, ani bardziej dokładne opracowanie dotyczące samego 2. Korpusu.
Wyjątek stanowiło wydane w latach pięćdziesiątych, a następnie wznawiane „Monte Cassino” Melchiora Wańkowicza, choć z bardzo ładnym niuansem. Mianowicie w oryginalnym wydaniu z 1945 r. na pierwszej stronie książki widniało duże zdjęcie gen. Andersa. W Polsce Ludowej pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1959 r., także z dużym zdjęciem, ale Wańkowicza. Książka ponadto również podlegała cenzurze, chociażby ocenzurowano nie tylko część samego tekstu, lecz i zdjęcia przedstawiające żołnierzy, którzy wyszli z łagrów, które do dziś robią bardzo duże wrażenie. Również w 1959 r. została wydana książka byłego adiutanta gen. Andersa, rtm. Jerzego Klimkowskiego, pt. „Byłem adiutantem gen. Andersa” (Warszawa 1959), w której zarzucał on swojemu byłemu dowódcy czyny wątpliwe moralne i stawiał go w złym świetle jako człowieka.
Z czasem zaczęto także pisać nieco więcej o armii na Wschodzie oraz o wyjściu ze Związku Sowieckiego. Jednak nadal w pracach tych podkreślano, że antysowiecko nastawiony Andres nie chciał walczyć o wolność Polski najkrótszą drogą, a wszystkie jego dokonania były przyćmione przez jego irracjonalny antysowietyzm. Stopniowo ta krytyka gen. Andersa przestała być tak ostra i publicystyczna, jednak nadal pisano o nim zazwyczaj bardzo źle, albo źle, przedstawiając jego działania zgodnie z interpretacjami sowieckiej historiografii, mniej lub bardziej zbilansowanymi. Od lat osiemdziesiątych można już było publikować wspomnienia żołnierzy Korpusu, opisy jego bitew, ale bez uwzględniania roli Andersa.
PAP: A jak obraz gen. Andersa i jego armii wyglądał w pamięci zbiorowej Polaków okresu PRL?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Wśród żołnierzy i oficerów, którzy otaczali gen. Anders kultem, o którym już mówiłem, było wielu ludzi pióra – literatów, artystów, dziennikarzy. Zauważmy, że przecież Jerzy Giedroyc i środowisko paryskiej „Kultury” wywodziło się ze środowiska 2. Korpusu. W związku z tym na Zachodzie piśmiennictwo dotyczące pobytu i prześladowań Armii w Związku Sowieckim, a następnie działań militarnych Korpusu było bardzo duże i obszerne. Powstało wiele prac wspomnieniowych i historycznych, a także o charakterze publicystycznym.
Kiedy w Polsce w połowie lat siedemdziesiątych powstał drugi obieg wydawniczy, część z tych publikacji była przedrukowywana właśnie w drugim obiegu. To wówczas zaczął przebijać się mit gen. Andersa i jego żołnierzy. Ten obraz zaczął przenikać do szeroko pojętych elit, osób kontestujących komunistyczną rzeczywistość.
Polacy ten kult Andersa poznali także poprzez wyjazdy zagraniczne czy częściową emigrację. Nie można, zatem powiedzieć że do 1990 r., czyli do zmian ustrojowych w Polsce, postać gen. Andersa była wyjęta czy wręcz wycięta z polskiej pamięci zbiorowej, był w niej choćby dzięki przekazowi rodzinnemu, a następnie drugiemu obiegowi wydawniczemu i działalności emigracji polskiej. Na pewno jednak nie był w niej obecny w takim stopniu, na jaki zasługiwał, bo do tego byłby potrzebny normalny, niepodległy kraj.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /