Mogłoby się zdawać, że przeprowadzenie przez AK kilku akcji nie było istotnym wsparciem dla walczących w getcie, ale biorąc pod uwagę stan, w jakim znajdowała się konspiracja, był to wysiłek na miarę ówczesnych możliwości – mówi PAP dr Tomasz Łabuszewski, historyk, dyrektor warszawskiego oddziału IPN.
Polska Agencja Prasowa: Część historyków sugeruje, że pierwsze kontakty pomiędzy Polskim Państwem Podziemnym, a tworzącym się żydowskim ruchem oporu miały miejsce już w pierwszych miesiącach okupacji niemieckiej. Większość wskazuje jednak dopiero na rok 1942 jako moment podjęcia wspólnej walki. Co wiemy na pewno o początkach tej współpracy?
Dr Tomasz Łabuszewski: Pamiętajmy, że konspiracyjne organizacje żydowskie działające w warszawskim getcie, które zdecydowały się na podjęcie zbrojnego oporu działały dopiero od drugiej połowy 1942 r. Ich powstanie było odpowiedzią na rzeź mieszkańców getta prowadzoną przez Niemców konsekwentnie od 22 lipca 1942 r. W czasie trwającej niewiele ponad 40 dni operacji Niemcy wywieźli do obozów zagłady ponad 250 tysięcy Żydów. Pozostałe kilkadziesiąt tysięcy, zwłaszcza młodzi działacze różnych organizacji żydowskich, zdecydowało, że wobec nieuchronnej śmierci należy wybrać jej rodzaj i pomścić tych, którzy zostali zamordowani. Nieliczne kontakty polskiego podziemia z żydowskimi konspiratorami miały więc miejsce dopiero w 1942 r., ale na dobre rozpoczęły się w początkach 1943 r. Ważnym impulsem do ich podjęcia był pierwszy sygnał oporu dany przez warszawskich Żydów w styczniu 1943 r., gdy Niemcy próbowali rozpocząć deportację 8 tysięcy Żydów do obozu koncentracyjnego i zagłady w Treblince. Zbrojny opór dał Armii Krajowej dowód, że po drugiej stronie muru znajdują się bojownicy gotowi na śmierci w walce.
Ta konstatacja stanowiła dla strony polskiej pewne przewartościowanie. Wcześniej mieliśmy do czynienia z podejmowaniem akcji, których głównym celem była pomoc materialna dla getta i informowanie społeczności międzynarodowej o zbrodniach popełnianych przez Niemców. Podejmowano także próby wyprowadzania mieszkańców getta i ukrywanie ich po stronie aryjskiej „na fałszywych papierach”. Celem nie było natomiast wsparcie działań bojowych, bo takie nie były podejmowane w getcie i zakładano, że ich w ogóle nie będzie.
PAP: Początek roku 1943 przyniósł pierwszy przełom zwiastujący odwrócenie losów wojny. Coraz silniejsza była Armia Krajowa, zdolna do podejmowania akcji wymierzonych w niemiecki aparat terroru. Jak w tym kontekście zmieniła się współpraca pomiędzy ruchem oporu w warszawskim getcie oraz Armią Krajową?
Dr Tomasz Łabuszewski: Kontakty pomiędzy konspiracjami po obu stronach muru należy postrzegać w określonym kontekście historyczno-politycznym. Strona polska według instrukcji rządowej z 8 stycznia 1943 r. uważała, że wiosna 1943 r. nie jest momentem korzystnym do rozpoczęcia otwartej walki z okupantem. Planowane powstanie powszechne – przy braku drugiego frontu i ciągłych brakach uzbrojenia były celem odległym. Dodatkowo 13 kwietnia 1943 r. pojawił się problem Zbrodni Katyńskiej i odpowiedzialności za jej dokonanie. Rozbieżności w tej kwestii pomiędzy stanowiskiem dowództwa AK a niektórymi przedstawicielami Żydowskiej Organizacji Bojowej były wyraźne. Podobny problem dotyczył zresztą także stanowisk wobec Rosji sowieckiej.
Środowiska żydowskie skupione wokół ŻOB i ŻZW traktowały Polskie Państwo Podziemne jako źródło pomocy, zaopatrzenia w broń, która miała posłużyć do wybuchu powstania. Problem jednak w tym, że Armia Krajowa posiadała bardzo niewiele broni. Utworzone dopiero w 22 stycznia 1943 r. Kierownictwo Dywersji w Okręgu Warszawa-Miasto dysponowało jednym ciężkim karabinem maszynowym, 8 ręcznymi karabinami maszynowymi, 120 karabinami i 28 pistoletami. Wiosną 1943 r. doszło jeszcze osiem pistoletów maszynowych Thompson. Warto jednak nadmienić, iż część z nich była nieprzestrzelana i niejednokrotnie zawodziła w trakcie akcji. Jeżeli w tym kontekście spojrzymy na współpracę polegającą między innymi na przekazaniu do getta początkowo 10 pistoletów, a następnie dalszych 40 - 50, to dostrzeżemy, że wysiłek pomocy był bardzo duży – mimo iż tak niewielki w stosunku do potrzeb. Wsparcie jednak nie ograniczało się tylko do działań wojskowych. Polacy udostępnili konspiratorom w getcie plan kanalizacji i dróg ewakuacji z getta. Wiemy o co najmniej trzech grupach, które zostały tymi drogami wyprowadzone na stroną aryjską. Prowadzono także szkolenia dywersyjne, dostarczono materiały wybuchowe i granaty.
Działania Armii Krajowej wokół murów getta miały pokazać i pokazały, że zbrodnia, którą była próba wymordowania mieszkańców Warszawy pochodzenia żydowskiego spotka się z aktami sprzeciwu pozostałych mieszkańców tego miasta.
PAP: Wiosną 1943 r. stało się jasne, że Niemcy zdecydowali o całkowitej likwidacji getta w Warszawie. Doświadczenia minionych miesięcy wskazywały, że pozostali przy życiu Żydzi stawią bohaterski opór. W jaki sposób dowództwo Armii Krajowej przygotowywało się do udzielenia pomocy powstańcom „po drugiej stronie muru”?
Dr Tomasz Łabuszewski: Warszawskie dowództwo Kedywu podjęło się również opracowania wsparcia dla organizacji żydowskich w momencie rozpoczęcia przez nie walki. Po rozpoczęciu przez Niemców ostatniej fazy niszczenia dzielnicy żydowskiej, 19 kwietnia Armia Krajowa wykonała pierwszą akcję bojową pod murem getta przy Bonifraterskiej. Niestety zakończyła się ona niepowodzeniem. W czasie walk zginęło dwóch żołnierzy Armii Krajowej – Eugeniusz Morawski „Młódek” i Józef Wilk „Orlik”. Fiasko akcji spowodowane było pojawieniem się licznych sił niemieckich, które zapobiegły wysadzeniu muru. 23 kwietnia 1943 r. doszło do kolejnej próby wysadzenia muru, tym razem od strony ulicy Okopowej. W tej akcji brała udział elita Kedywu Okręgu Warszawskiego, między innymi jego dowódca kapitan Jerzy Antoni Lewiński „Chuchro” i kapitan Zbigniew Lewandowski ps. „Szyna”. Niestety teren getta został otoczonym szczelnym kordonem policyjnym, co sprawiało, że przy gigantycznej dysproporcji sił i środków zniszczenie murów getta nie miało szansy powodzenia. Także i ta akcja zakończyła się niepowodzeniem, a jej uczestnicy cudem udało się ujść z życiem.
Kolejne akcje były już mniej ambitne i wymierzono je właśnie w siły niemieckie otaczające getto. Możemy wspomnieć między innymi akcję z 23 kwietnia, przeprowadzoną przez Oddział Dywersji z Obwód V Mokotów, gdy patrole dowodzone przez kpr. pchor. Zbigniewa Stalkowskiego ps. „Stadnickiego” zastrzeliły dwóch wartowników strzegących murów getta przy ul. Leszno i Orlej. Podobna akcja miała miejsce 28 kwietnia na rogu ulic Sanguszki i Inflanckiej. Wówczas żołnierze Oddziału Dywersji Bojowej Obwodu AK Żoliborz pod dowództwem por. Tadeusza Kern-Jędrychowskiego ps. „Szrapnel” zlikwidowali dwóch esesmanów. Kolejną akcję przeprowadzono w Parku Traugutta przez oddział scalanej z AK Tajnej Armii Polskiej ppor. Stanisława Janusza Sosabowskiego „Stasinka”, którego żołnierze zastrzelił dwóch esesmanów i obrzucił granatami oddział SS znajdujący się po drugiej stronie muru.
PAP: Działania Armia Krajowej i pozostałych organizacji podziemia nie doprowadziły do zakładanego „otwarcia murów getta”. Czy podjęte ryzyko w tak trudnych warunkach należy ocenić jako celowe?
Dr Tomasz Łabuszewski: Mogłoby się zdawać, że przeprowadzenie tych kilku akcji nie było istotnym wsparciem dla walczących w getcie, ale biorąc pod uwagę stan w jakim znajdowała się wówczas polska konspiracja był to wysiłek na miarę jej ówczesnych możliwości. Owe działania miały też charakter symboliczny, podobny do wywieszenia przez bojowników Żydowskiego Związku Wojskowego dwóch flag na kamienicy przy placu Muranowskim. Również działania Armii Krajowej wokół murów getta miały pokazać i pokazały, że zbrodnia, którą była próba wymordowania mieszkańców Warszawy pochodzenia żydowskiego spotka się z aktami sprzeciwu pozostałych mieszkańców tego miasta.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
szuk/ aszw/