Chwycą się wszelkich sposobów, nie licząc się z żadnymi nakazami przyzwoitości. To jest grupa ludzi wyjęta w zasadzie z możliwości dyskusji – nie tylko z nimi – ale nawet o nich – tak w rozmowie z wPolityce.pl b. opozycjonista Andrzej Gwiazda określił protestujących w Gdyni przeciw wyrokowi TK ws. aborcji.
Pytany przez wPolityce.pl o akcję protestujących z Gdyni, którzy sparodiowali wydarzenia z "czarnego czwartku" podczas protestów 1970 roku na Wybrzeżu, gdy protestujący robotnicy ponieśli na drzwiach zwłoki jednej z ofiar starć z wojskiem - 18-letniego Zbigniewa Godlewskiego, co zostało uwiecznione w "Balladzie o Janku Wiśniewskim", Andrzej Gwiazda powiedział, że dopuszczą się oni czegokolwiek, byle nagłośnić ich manifestacje. "Użyją wszelkich metod, które mogą w jakikolwiek sposób nagłośnić ich protest - też używam narzuconego przez nich języka. Chwycą się wszelkich sposobów, nie licząc się z żadnymi nakazami przyzwoitości. To jest grupa ludzi wyjęta w zasadzie z możliwości dyskusji – nie tylko z nimi – ale nawet o nich. Co im jeszcze przyjdzie do głowy?" - mówił były opozycjonista.
Ocenił, że dzisiejsze protesty są efektem bierności społeczeństwa, które nie dało właściwego odporu poprzednim tego rodzaju zachowań. "Kiedy IKEA wyrzuciła pracownika za to, że na swoim koncie zacytował fragment Biblii, to nie stanęły przed IKEĄ pikiety i nie nastąpił totalny bojkot tej firmy, który spowodowałby, że w ciągu dwóch tygodni wyniosłaby się z Polski. Wtedy byliśmy bierni. To, co się dzisiaj dzieje jest wynikiem tego, że nie potrafiliśmy, kiedy się to zaczynało, stanąć przeciw i dać im właściwy odpór. Teraz mamy konsekwencje swojej bierności – bo jest PiS, bo jest policja, to niech oni się martwią" - ocenił.
Dodał, że "trudno nawet mówić o przestępstwach". "Te akcje przekroczyły już tę granicę. Przestępstwem jest branie w tym udziału, znalezienie się po tej stronie" - zaznaczył.
Gwiazda wskazał, że "jeżeli społeczeństwo nie potrafi się obronić i będzie czekało na policję, to znaczy, że to społeczeństwo poległo". "W tej chwili się to waży – czy potrafimy się przeciwstawić w taki sposób, jaki sytuacja wymaga" - podkreślił.
Były opozycjonista powiedział, że "w ostatnim czasie Kościół nie był broniony przed nasilającymi się atakami". "Obrona kościołów jest rzeczą oczywistą, a dotychczas jej w zasadzie nie było. Kościół mógł być obrażany publicznie i występowali przeciwko temu poszczególni posłowie. A wyborcy i parafianie? Siedzieli w domach i robili interesy, również z przestępcami, bo to nie przeszkadzało, bo to jest gospodarka. Kupowało się w sklepach, które wystawiały kompromitujące tę instytucję plakaty w oknach" - wymieniał Gwiazda.
"Byliśmy bierni. Zło zwycięża wtedy, kiedy dobro przestaje być bronione. To jest zwycięstwo zła. Wtedy zło się rozwija wykładniczo, bo okazuje się, że poparcie zła daje same korzyści" — podkreślił.
Opozycjonista z czasów PRL mówi również, że nawet komuniści nie odważyli się atakować kościołów w takim stopniu. "Jeśli chodzi o ataki na kościoły, to w stanie wojennym mieliśmy poszczególne przypadki, piętnowane z wielką mocą, kiedy ZOMO próbowało wejść do kościołów, były przypadki, że wrzucili świecę dymną przez drzwi itd. Komuniści nie odważyli się atakować kościołów" - zaznaczył.
"Przytoczę z własnego życia. Nowy port, stalinizm, rok chyba 1952. Zarząd miejski ZMP podał informację, że w niedzielę przeprowadzi kontrolę, kto z IV Liceum chodzi na szkolną Mszę. Narada była krótka, decyzja krótka – przychodzą wszyscy. Po szkolnej Mszy ustawił się zarząd miejski ZMP i dzielnicowy, szkoła wyszła z Mszy, ustawiła się klasami, a przewodniczący ZMP składali meldunki: +obecni wszyscy, obecni wszyscy+. W całej szkole nie znalazł się nikt, kto by na Mszę nie przyszedł. I jaki był efekt? ZMP odskoczyło od nas jak pies od jeża. Skończyły się wszelkie naciski. W latach pięćdziesiątych potrafiliśmy się jeszcze zachować jak Polacy" - wspominał Gwiazda. (PAP)
ksi/aszw/