W sobotę (9 listopada) przypada 35. rocznica upadku Muru Berlińskiego. Jak powiedział PAP szef Instytutu Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność Rafał Rogulski, mur w Berlinie był symbolem powojennego podziału Niemiec i Europy na dwa bloki.
"9 listopada 1989 roku to chyba jeden z najbardziej symbolicznych dni w historii XX-wiecznej Europy. Mur dzielący Berlin był bodaj najbardziej widocznym i trwałym symbolem komunistycznego zniewolenia Europy Środkowowschodniej dlatego jego upadek robi do dziś takie wrażenie" - powiedział Rogulski.
Rozmówca PAP zwrócił uwagę, że paradoksalnie upadek muru akurat tego dnia był nieco przypadkowy. Formalna decyzja Biura Politycznego SED (Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec) była taka, że granica będzie otwarta dziesiątego listopada. Ale ogłaszający ją, nie do końca przygotowany Guenter Schabowski, na pytanie - od kiedy granica zostanie otwarta, odpowiedział - Według mojej wiedzy natychmiast. "Tego nie dało się już zatrzymać" - stwierdził ekspert.
Mur sam w sobie był także symbolem słabości i zakłamania systemu komunistycznego, który bez murów, zasieków, automatów strzelniczych na granicach nie byłby w stanie utrzymać się przy władzy - podkreślił Rogulski. "Komunistyczni przywódcy mieli pełne usta demokracji, wolności i sprawiedliwości, ale stojący w Berlinie mur był dowodem, ile w tych deklaracjach było prawdy"- dodał.
"No i wreszcie mur w Berlinie był symbolem powojennego podziału Niemiec i Europy na dwa bloki. Państwa i narody Zachodu mogły się rozwijać w wolnej, demokratycznej rzeczywistości, tym na wschodzie, za Żelazną Kurtyną, pozostały różne formy dyktatury i zniewolenia - powiedział ekspert.
Rogulski zwrócił uwagę, że "trzeba pamiętać, iż listopad 1989 roku to był czas, kiedy w Polsce już byliśmy po pierwszych częściowo wolnych wyborach, w wyniku których komuniści oddali część władzy a premierem był jeden z intelektualnych liderów wcześniejszej antykomunistycznej opozycji Tadeusz Mazowiecki, który 9 listopada podejmował w Warszawie kanclerza RFN Helmuta Kohla".
Kanclerz na wieść o tym, co dzieje się w Berlinie przerwał na krótko wizytę w Polsce, by przez Hamburg polecieć do Berlina. Kilka dni później, 12 listopada w Krzyżowej miała miejsce wspólna msza, która przeszła do historii jako msza pojednania, a zdjęcie Mazowieckiego i Kohla w uścisku na znak pokoju stało się z kolei symbolem rozpoczęcia trudnego procesu polsko-niemieckiego pojednania - przypomniał Rafał Rogulski.
„Jesień 1989, to też czas, w którym już od kilku miesięcy tysiące obywateli NRD uciekało do RFN. Od maja 1989 roku Węgrzy zaczęli otwierać swoją granicę z Austrią jeszcze nie informując zbyt szeroko o tym, ale wieści o tym kanale dość szybko się rozniosły. Już pewne możliwości były” - zauważył Rogulski.
Inną drogą ucieczki z NRD były ambasady RFN w Pradze i w Warszawie,w których obywatele wschodnich Niemiec zrzekali się obywatelstwa NRD, otrzymywali paszporty RFN i po kilku dniach koczowania w niełatwych, zwłaszcza sanitarnie, warunkach wyjeżdżali specjalnymi pociągami do Niemiec Zachodnich. "Możliwe to było dzięki ogromnemu zaangażowaniu nie tylko Republiki Federalnej Niemiec, ale także rządu Mazowieckiego" – zauważył ekspert.
"Upadek muru jest symbolem przekroczenia nieprzekraczalnej do niedawna granicy. Granicy, przez którą trzeba było uciekać, co kosztowało życie, w zależności od tego jak liczyć, od 140 do kilkuset osób" - powiedział PAP Rogulski.
Jego zdaniem "spektakularność tego wydarzenia trudno porównać z oddziaływaniem innych symbolicznych zdarzeń. Może dlatego świat bardziej pamięta upadek muru w Berlinie niż na przykład powołanie rządu Mazowieckiego, niż czerwcowe, częściowo wolne wybory w Polsce, czy wreszcie niż dziewięć lat wcześniej zawarte porozumienia sierpniowe i powstanie Solidarności, które były kluczowymi zdarzeniami w powolnym procesie upadania komunizmu”.
"Paradoksalnie można powiedzieć, że Niemcy mając mur mieli szczęście, bo, gdy już upadł, było to tak bardzo spektakularne wydarzenie, że trudno je porównać ze stopniowo przeprowadzaną zmianą, jaka dokonywała się w Polsce, a która się do tego upadku w niemałym stopniu przyczyniła. Nie ma jednak co narzekać, że wciąż nas nie doceniają, tylko konsekwentnie i suwerennie opowiadać swoją historię, wszakże mamy o czym opowiedzieć i z czego być dumni"- podkreślił Rafał Rogulski.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ jm/