W sierpniu i wrześniu 1981 r. „Solidarność” oficjalnie obchodziła pierwszą rocznicę podpisania porozumień sierpniowych, a w ramach rocznicowych obchodów zorganizowano m.in. I Przegląd Piosenki Prawdziwej „Zakazane piosenki”. Rok później na podobne obchody nie było już oczywiście najmniejszych szans – trwał stan wojenny, a związek zszedł do podziemia. Mimo to w dniu 31 sierpnia 1982 r. – w drugą rocznicę podpisania Porozumienia Gdańskiego – Polacy masowo wyszli na ulice, aby zamanifestować swoje poparcie dla formalnie „jedynie” zawieszonej NSZZ „Solidarność”.
Do udziału w demonstracjach wezwały zarówno krajowe władze podziemnego związku (Tymczasowa Komisja Koordynacyjna), jak i kierownictwa regionalne oraz inne ugrupowania solidarnościowe (m.in. w Warszawie Międzyzakładowy Robotniczy Komitet „Solidarności”). I tak np. 28 lipca TKK wezwała „ogniwa związku” do zorganizowania w dniu 31 sierpnia pokojowych demonstracji pod hasłami „przywrócenia działalności NSZZ >>Solidarność<<, uwolnienia internowanych, aresztowanych i skazanych, zawarcia porozumienia narodowego”, a wszystkich do udziału w planowanych manifestacjach. O uczestnictwo w nich wzywała również podziemna prasa oraz Radio „Solidarność”.
Apele te okazały się skuteczne. Według mocno zaniżonych danych MSW do demonstracji dojść miało w 66 miejscowościach, a udział w nich wziąć około 118 tysięcy osób. Obchody rocznicowe miały miejsce nie tylko w dużych miastach (m.in. Wrocław, Gdańsk, Warszawa, Poznań, Rzeszów, Białystok), ale również w małych miastach i miasteczkach. Były takie miejsca, gdzie w demonstracji uczestniczyło 30 osób, jak chociażby w niewielkiej Czarnej Białostockiej. Z kolei w Uhowie na samotny protest zdecydowała się miejscowa nauczycielka Teresa Mojsa. Miała ona – jak wynika z danych Służby Bezpieczeństwa – podczas uroczystości przy grobie żołnierzy z 1920 r. wygłosić przemówienie, w którym „w krzywym zwierciadle” przedstawiła stosunki polsko-radzieckie. Za ten „wrogi” czyn została zwolniona z pracy. Przebieg zdarzeń w tym dniu był zazwyczaj podobny – po zakończeniu mszy świętych odprawianych w intencji Ojczyzny (jak np. w Tarnowskich Górach, czy Rybniku) formowały się pochody, zebrani – po odśpiewaniu hymnu państwowego lub pieśni religijnych – skandując liczne „hasła antypaństwowe” ruszali w kierunku centrum miasta lub siedzib partii. Czasem (np. Nowa Huta) manifestacje rozpoczynało wyjście robotników z zakładów pracy. Starano się temu przeciwdziałać organizując demonstracje siły (np. w centrum Gdańska było wręcz niebiesko od mundurów milicyjnych), stosując blokady, aby nie dopuścić ludzi do miejsc koncentracji przed manifestacjami i blokując ich trasy, przeprowadzano masowe legitymowanie. Gdy to wszystko nie skutkowało kończyło się przeważnie na interwencji Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej oraz innych formacji milicyjnych i wojskowych, które rozpraszały tłum przy użyciu gazów łzawiących, armatek wodnych, psów i wozów bojowych, a czasem również i broni palnej.
Najbardziej tragiczny przebieg miały wydarzenia w Lubinie, gdzie zginęły trzy osoby [zob. G. Majchrzak, Lubin 1982 Zbrodnia (nie)ukarana]. I to – co trzeba przypomnieć – mimo, że akurat w tym mieście manifestacje nie były szczególnie burzliwe, a ich skala mniejsza niż w wielu innych miastach Dolnego Śląska. Ogółem śmierć poniosło pięć osób (obok Lubina po jednej w Gdańsku i Wrocławiu). Zatrzymano również – jak informowało dzień później Biuro Prasowe Rządu – 4050 osób, z czego zdecydowaną większość stanowiły osoby młode. Według nieco wyższych danych MSW w dniu 31 sierpnia i 1 września najwięcej osób zatrzymano we Wrocławiu (645), Warszawie (512), Katowicach (471) i Gdańsku (442). Według oficjalnej, propagandowej wersji „w wielu miastach zachowanie sprawców zamieszek […] miało charakter wybitnie agresywny”. Tak jednak nie było. Jak trafnie zauważała Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność” w oświadczeniu z 6 września 1982 r.: „Wszędzie tam, gdzie manifestacje nie zostały zaatakowane przez ZOMO, miały one […] całkowicie pokojowy charakter”. Podobna była ocena Komitetu Helsińskiego, który stwierdzał, że pokojowe demonstracje zostały „niezwykle brutalne zaatakowane” przez milicję.
Szczególnie dramatycznie było 31 sierpnia 1982 r. było we Wrocławiu. „O 14.00 plac zablokowano, potem zamknięto mosty. Przy motorniczych tramwajów stali milicjanci i żołnierze nie pozwalając zatrzymywać się w miejscach zbiórek. Ok. 15.00 na Placu Czerwonym zebrało się jednak 5 tysięcy manifestantów. Wzdłuż planowanej trasy pochodu i na sąsiednich ulicach szpalery ludzi. W górę lecą ulotki: >>Lechu jesteśmy z Tobą! Władek trzymaj się! Za wolność waszą i naszą – zwyciężymy!<< . Około 15.00 kolumna ZOMO atakuje gazem manifestantów, wjeżdżają skotami w tłum. Ludzie bronili się przez ponad godzinę. Gazów rzucono tak dużo, że na 50 m nic nie było widać. Kiedy teren już prawie opustoszał tych, którzy pozostali brutalnie przepędziły >>czerwone berety<<” – opisywał wydarzenia w stoli Dolnego Śląska anonimowy świadek. Z kolei jeden z oficerów Wojska Polskiego relacjonował: „Tłum, niczym ognista lawa wulkaniczna, parł do przodu, wciskając się swoimi jęzorami w wolne przestrzenie, a grupki zomowców chaotycznie odbijały się od niego i w popłochu zajmowały kolejne rubieże bliżej urzędu i mostu Grunwaldzkiego. W ich kierunku nieustannie leciały kamienie, cegły, butelki, kawałki betonu, natomiast czoło tłumu desperacko atakowało łomami, łańcuchami, metalowymi prętami, kijami i sztachetami. Tę specyficzną amunicję ciągniętą na wózku, systematycznie uzupełniano płytkami chodnikowymi, brukowymi kostkami, kawałkami betonu, cegłami, kamieniami i najprzeróżniejszymi przedmiotami. Charakterystyczne było to, że w tłumie pełnym nadziei i determinacji, nienawiści i agresji szli nastolatkowie i matki z dziećmi na rękach, utykające staruszki i brzuchaci dziadkowie, wysportowani i inwalidzi na wózkach”.
Rewanż milicjantów był srogi. Tak opisywał brutalność funkcjonariuszy jeden z zatrzymanych w Warszawie: „zostałem zatrzymany przez patrol ZOMO przy zbiegu ulic Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich […] Następnie bito mnie pałkami po nogach i plecach i odprowadzono na pl. Defilad. Tam dostałem jeszcze kilka pał i po krótkiej chwili wsadzono do samochodu i odwieziono na komendę przy Wilczej. Bito nas już przy wsiadaniu do samochodu a także na Wilczej, kiedy nas tam zawieziono. Na Wilczej ustawiło się kilku ZOMO od drzwi samochodu do drzwi na komendzie i także nas bito. Tę drogę każdy przebywał biegiem, aby jak najmniej dostać”. Bito również przypadkowe osoby. „Zostałem zatrzymany przez Służbę Bezpieczeństwa w drodze do pracy […] Zatrzymano mnie, idącego samotnie, na ul. Wilczej. Brutalnie zażądano dowodu tożsamości i wypchnięto na środek jezdni. Następnie zaciągnięto mnie na pobliski komisariat. Poprowadzono na szóste piętro do pierwszego pokoju po prawej stronie, gdzie siedziało dwóch funkcjonariuszy w cywilu. Przy wejściu do pokoju otrzymałem uderzenie pięścią w głowę i zostałem podcięty. Po komendzie >>siadaj!<< dostałem serię uderzeń gumą w plecy, po czym zapytano mnie >>czy się przyjęło<<” – relacjonował z kolei konduktor ze stolicy. To co się działo na Wilczej było tego dnia normą, nie tylko w stolicy, ale również w wielu innych miastach w kraju.
Po demonstracjach na zatrzymanych ich uczestników (według ustaleń Komitetu Helsińskiego łącznie 5131 osób) spadły represje – część stanęła przed sądami (w trybie doraźnym i przyspieszonym, z zaleceniem Ministerstwa Sprawiedliwości „znacznego zaostrzenia represji karnej uwzględniającej wysoki stopień zagrożenia bezpieczeństwa kraju”), ale zdecydowana większość przed kolegiami ds. wykroczeń. Przed tymi ostatnimi odpowiadały nawet osoby, które składały kwiaty. Tak było np. w Opolu, gdzie działacze „Solidarności“ z tego miasta oraz Krapkowic złożyli je pod byłą siedzibą Zarządu Regionu Śląska Opolskiego NSZZ „Solidarność”. Ośmiu uczestników tej „niebezpiecznej” manifestacji oskarżono o zaśmiecanie miasta. O dziwo w ich przypadku kolegium wydało orzeczenie uniewinniające, stwierdzając, że „sam kwiat to nie śmieć z natury”. To był jednak wyjątek od reguły, inni uczestnicy demonstracji, a nawet osoby przypadkowo zatrzymane, miały mniej szczęścia. Według niepełnych danych Komitetu Helsińskiego do 10 września 1982 r. kolegia rozpoznały 3194 sprawy związane z wydarzeniami z dnia 31 sierpnia – 263 osoby skazano na kary aresztu, 2821 na kary grzywny, a wobec 110 osób odstąpiono od wymierzenia kary. Liczby te są jednak mylące, gdyż częstą praktyką była zamiana grzywny na karę zastępczą aresztu, np. we Wrocławiu w 217 na 370 przypadków. Warto również przypomnieć, że to właśnie po manifestacjach sierpniowych wprowadzono (we wrześniu 1982 r.) automatyczne skreślenie przez rektora szkoły wyższej z listy studentów skazanych wyrokiem sądu lub kolegium ds. wykroczeń. Relegowani mogli również zostać uczniowie szkół średnich. Z kolei za sam fakt złożenia kwiatów na terenie swojego zakładu pracy oraz odśpiewanie hymnu państwowego i „Boże coś Polskę” kilku pracowników Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Gdańsku (np. Hubert Kochanowski, pracownik ZNTK od 1969 r.) zostało wyrzuconych z pracy – otrzymali pisma o jej rozwiązaniu bez wypowiedzenia, pod pretekstem zakłócenia porządku i spokoju w miejscu zatrudnienia. I to, mimo, że w uroczystości, w której wzięli udział uczestniczył również dyrektor zakładu oraz komisarz wojskowy do niego oddelegowany…
Manifestacje w dniu 31 sierpnia 1982 r. były wydarzeniem szczególnym. Tym bardziej, że – co warto przypomnieć – organizowano je nie tylko w Polsce czy szeregu krajów zachodnich (m.in. w Republice Federalnej Niemiec, Francji czy Stanach Zjednoczonych), ale również na Węgrzech. W tym ostatnim kraju około 100 osób zgromadziło się w Budapeszcie pod pomnikiem generała Józefa Bema. Okolicznościowe oświadczenia wydawały również zachodnie związki zawodowe. Demonstracji o podobnej skali podziemnej „Solidarności” nie udało się już niestety nigdy więcej zorganizować. Oczywiście ich krwawe stłumienie miało również reperkusje międzynarodowe. I tak np. 1 września – w oświadczeniu odczytanym przez zastępcę rzecznika prasowego Białego Domu stwierdzano, że prezydent Ronald Reagan wyraził głębokie ubolewanie z powodu „aktów przemocy, które spowodowały tragiczne wypadki śmiertelne w Lubinie”, a także potępił „użycie śmiercionośnej siły do pacyfikacji pokojowych demonstracji w Warszawie i innych miastach”. Jak zresztą stwierdzano 2 września 1982 r. na antenie Radia Wolna Europa: „Ostatnie wydarzenia w Polsce są siłą rzeczy bardzo niewygodne dla międzynarodowego ruchu komunistycznego. Odsłaniają bowiem raz jeszcze bezwzględną i totalitarna naturę systemów rządu partii w naszym kraju. Na Zachodzie sposób w jaki stłumione zostały pokojowe protesty społeczeństwa polskiego […] spotkał się z surową krytyką tych partii komunistycznych, które należą do ruchu zwanego eurokomunizmem”. Tak było np. w przypadku Holenderskiej Partii Komunistycznej, której przewodniczący Hank Hoekstra uznał za skandal użycie broni w Lubinie oraz stwierdził, że „tylko rozwiązania polityczne mogą przyczynić się do przezwyciężenia kryzysu w Polsce”. Nawet „L’Humanite” – centralny organ Francuskiej Partii Komunistycznej, coraz bliższy Moskwie – krytykował ekipę Wojciecha Jaruzelskiego i stwierdzał: „Bez uwzględnienia aspiracji, których wyrazicielem stała się >>Solidarność<< nie widać trwałego rozwiązania kryzysu polskiego”.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: Muzeum Historii Polski