Przemysł jest od ponad 200 lat napędem rozwoju cywilizacji. Aby zrozumieć współczesną technikę musimy poznać jej korzenie. Temu celowi powinno służyć rozwijanie muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce – powiedział PAP dr hab. Piotr Gerber, twórca kilku prywatnych muzeów przemysłu i techniki.
Dr hab. Piotr Gerber od ponad 20 lat, jako prywatny inwestor, zajmuje się ratowaniem historycznych obiektów przemysłowych i przekształcaniem ich w muzea. Stworzona przez niego Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego zarządza obecnie pięcioma placówkami - Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej, Muzeum Hutnictwa Cynku "Walcownia" w Katowicach, Muzeum Młynarstwa "Młyn Hilberta" w Dzierżoniowie, Fabryką Porcelany w Tułowicach i Folwarkiem w Piotrowicach koło Świdnicy. Jest on również prezesem polskiego oddziału Międzynarodowego Komitetu Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego (The International Committee for the Conservation of the Industrial Heritage), który od 2000 r. jest organizacją doradczą UNESCO.
PAP: Historia przemysłu na ziemiach polskich jest jedną z najbardziej pomijanych w popularyzacji dziedzin naszych dziejów. Instytut Pamięci Narodowej poświęca wiele uwagi bohaterom powstań, wojen i bitew, a także historii działań politycznych, w mniejszym stopniu popularyzuje wiedzę o historii rozwoju przemysłu i techniki. Z drugiej strony przemysł przez dziesiątki lat był nierozerwalną częścią życia polskich rodzin, czy to przez dawanie zatrudnienia czy też przez codzienne używanie produktów różnych fabryk, począwszy od mydła na samochodach kończąc. Dlaczego, pana zdaniem, historia przemysłu i techniki nie jest w Polsce popularyzowana?
Piotr Gerber: To jest dobre pytanie do osób, które kreują politykę kulturalną – dlaczego tak mało uwagi poświęca się naszym dokonaniom na polu przemysłu i techniki? Dlaczego nie promuje się pokazywania, jak nasz świat zmienił się pod wpływem techniki i przemysłu na przestrzeni ostatnich 200 lat? Może dzieje się tak dlatego, że historia przemysłu i techniki jest nieefektowna, bo mówimy tu o ciężkiej codziennej pracy. Poświęcamy wiele energii i publicznych pieniędzy na różne tematy historyczne, a dzieje przemysłu, który zmienił naszą rzeczywistość, są pomijane.
Jeżeli mówimy o powstaniach narodowych, to są tam wzniosłe idee, walka, emocje. Gdy mówimy o zamkach, pałacach, dworach czy kościołach mamy ciekawe budowle. W przypadku przemysłu i techniki są to lata mozolnej pracy, rozbudowy fabryk, wprowadzania nowych technologii. Nic spektakularnego w jednej chwil, raczej historia rozciągnięta na lata. Nie dostrzegamy jednak, że to również historia polskich miast, które powstawały i rozwijały się dzięki industrializacji. Przemysł poprawiał warunki życia Polaków, czego dowodem jest chociażby, już od drugiej połowy XIX wieku, liczna migracja ludzi ze wsi do miast, w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych. Miasto oferowało im perspektywy. Dobrym przykładem są Tułowice koło Opola, gdzie obecnie pracuję. Była to mała wioska wśród lasów, jej mieszkańcy żyli z rolnictwa i z tego, co uzbierali w lesie. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, że zbuduje tu fabrykę porcelany i nagle wieś rozrosła się wielokrotnie. Inny przykład to Łódź – w krótkim czasie dzięki przemysłowi włókienniczemu powstało duże europejskie miasto. Nasze życie obecnie jest w pełni uzależnione od przemysłu, od tego, który jest teraz i tego, który był 100 lat temu, bo wiele wynalazków miało swój początek lata temu. Przemysł jest od 200 lat napędem rozwoju cywilizacji. Aby zrozumieć współczesną technikę, musimy poznać jej korzenie. Temu celowi powinno służyć rozwijanie muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce.
PAP: Czy nikt nie dostrzega wagi tej dziedziny naszej historii?
Piotr Gerber: Zaczyna to być dostrzegane, ale ten proces jest bardzo powolny. Zielonym światłem jest tu decyzja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego uchwalająca Program Ochrony Zabytków na najbliższe cztery lata, w którym uznano za priorytetowe dofinansowanie działań związanych z historią górnictwa i kolejnictwa w Polsce.
Trzeba jednak uważać, żeby adaptacja zabytków odbywała się z dużą dbałością o autentyzm. Często można spotkać się ze zamienianiem przemysłowych obiektów zabytkowych w obiekty różnej użyteczności. Wtedy wiele ważnych elementów może ulec zniszczeniu.
PAP: Czy historyczne obiekty przemysłowe mogą być atrakcjami turystycznymi?
Piotr Gerber: Oczywiście, najlepszym przykładem jest kopalnia soli w Wieliczce. Lokalne władze zaczynają dostrzegać, że zabytki przemysłowe mogą stanowić ciekawe atrakcje turystyczne. Zaczyna to być realną wartością. Szczególnie widać to w południowej części Polski. Idą za tym poważne inwestycje. Przykładem jest tu chociażby Zabrze, gdzie można zwiedzać historyczne kopalnie. Trzeba jednak uważać, żeby adaptacja zabytków odbywała się z dużą dbałością o autentyzm. Często można spotkać się ze zamienianiem przemysłowych obiektów zabytkowych w obiekty różnej użyteczności. Wtedy wiele ważnych elementów może ulec zniszczeniu.
PAP: Czy w działaniach na polu zachowania zabytkowych obiektów przemysłowych więcej jest sukcesów czy porażek?
Piotr Gerber: Porażek, i to często bardzo bolesnych. Spójrzmy na przykład na Dolny Śląsk. Ten region przez 200 lat rozwijał się za sprawą przemysłu włókienniczego, opartego na lnie, a później na bawełnie. Rozmiary tego przemysłu były większe niż w Łodzi, tylko był on bardziej rozproszony po całym regionie. Dziś nie ma jednego miejsca, które dokumentowałoby tę historię. Kolejne umarłe już historie to pierwsza w świecie przeróbka buraka cukrowego na cukier na Dolnym Śląsku czy szereg nowatorskich technologii związanych z pozyskaniem cynku przy pomocy węgla na przełomie XVIII i XIX wieku na Górnym Śląsku.
PAP: Jest pan inicjatorem powstania kilku muzeów przemysłu i techniki, m.in. Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej, Muzeum Hutnictwa Cynku "Walcownia" w Katowicach, Muzeum Młynarstwa "Młyn Hilberta" w Dzierżoniowie, Fabryki Porcelany w Tułowicach, Folwarku w Piotrowicach koło Świdnicy. Co panem kierowało, żeby się tym zająć?
Piotr Gerber: Przez lata pracy na Politechnice Wrocławskiej zajmowałem się dokumentacją dziedzictwa przemysłowego. Pracował nad tym spory zespół. Przeżywaliśmy szereg klęsk, na przykład zburzenie zabytkowej rzeźni we Wrocławiu, w której miejsce zbudowano centrum handlowe. Dalej – burzenie cukrowni i likwidacja licznych kopalni. Wtedy zrodził się pomysł, aby starać się na własną rękę walczyć o te zabytki, skoro działania uczelniane nie dawały rezultatów. Dla mnie był to skok na bardzo głęboką wodę. Zaczęło się 20 lat temu od lokomotywowni w Jaworzynie Śląskiej - ratujemy ten obiekt, zachowując jego pierwotną funkcje. Mam w nim ponad 40 parowozów, zebranych z całego kraju. Gdybyśmy ich nie zabrali, poszłyby na złom. Dzięki tym działaniom mamy muzeum kolejnictwa liczące się w Europie. Misją tej placówki jest mówienie o kolei – czym była i czym będzie w przyszłości.
Kolejnym obiektem była walcownia cynku w Katowicach – Szopienicach, którą kupiliśmy w 2013 roku. Wyższą kwotę, od naszej oferty, zaproponowała firma, która chciała zabytkowe maszyny sprzedać na złom. Likwidator jednak docenił, że chcemy zachować obiekt, jako muzeum, i sprzedał walcownię nam. Cztery lata remontowaliśmy ten obiekt. Dziś w Europie są dwa muzea historii pozyskania i przerobu cynku – w Zagłębiu Ruhry i w Katowicach. Nasze muzeum to zachowany zakład przemysłowy z przełomu XIX i XX wieku wyposażony w oryginalne maszyny do walcowania blachy napędzane maszynami parowymi.
Następna historia to wielki przemysłowy młyn w Dzierżoniowie, który był w pełni sprawny, gdy go kupiliśmy. Mamy dziś zabytek, który opowiada o technologii młynarstwa z przełomu XIX i XX wieku. Wystarczy przekręcić przełącznik i urządzenia zaczynają pracować. Kilka razy uruchamialiśmy go, ale niezbyt często, gdyż aby maszyny ruszyły potrzeba minimum dziesięć ton zboża, aby wypełnić przewody technologiczne. Otrzymywaliśmy różne propozycje, aby przerobić ten budynek, usunąć część maszyn, wprowadzić do zabytkowych wnętrz inne funkcje, ale broniliśmy się przed tym. Uważam, że jest to coś absolutnie wyjątkowego, że mamy duży kompletny i sprawny młyn z urządzeniami z początku XX wieku.
PAP: Za kilka tygodni planujecie otworzyć nową placówkę - muzeum porcelany w Tułowicach.
Piotr Gerber: Uratowaliśmy najstarszą część tego zakładu. Robimy ostatnie prace przy ekspozycjach przed otwarciem muzeum. To też ciekawa historia słynnej fabryki porcelany, a potem porcelitu. Kilka klubów miłośników tułowickiej porcelany znajduje się w Stanach Zjednoczonych, na co zapewne miał wpływ fakt, że do 1914 roku 90 procent wyrobów z Tułowic było eksportowane do USA. Przypuszczam, że wiedza o tej fabryce jest większa za oceanem niż u nas. Na Śląsku funkcjonowało dużo renomowanych fabryk porcelany. Na świecie mówiono: "to jest porcelana ze Śląska", bez wyszczególniania fabryki. To było stwierdzenie najwyższej jakość tych wyrobów. W muzeum w Tułowicach chcemy wskrzesić tę historię.
Bytem spinającym wszystkie nasze działania jest Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego. Siedem obiektów historycznych, które mamy, to kropla w morzu potrzeb. Takich obiektów na Śląsku i w całej Polsce należałoby zachować dużo więcej.
Nie musimy sięgać do XIX czy początków XX wieku, dziś już fabryki z lat 70. i 80. XX wieku to obiekty zabytkowe. Historii wartych zachowania jest wiele, chociażby polska produkcja komputerów Odra we Wrocławiu czy produkty przemysłu motoryzacyjnego.
PAP: Projekty, które pan realizuje, wymagają dużych nakładów finansowych. Skąd pochodzą pieniądze na te działania?
Piotr Gerber: Nie mamy wsparcia państwowego, bazujemy na własnych środkach. Cierpimy z powodu braku równości, czujemy się poszkodowani, że pełnimy te same funkcje, co muzea samorządowe czy ministerialne, ale nie dostajemy wsparcia od państwa. Musimy sami zarobić na swoją działalność. To jest bardzo trudne. Strona finansowa muzeów państwowych jest jawna. Funkcjonują one otrzymując pieniądze od swoich właścicieli, czy to od samorządu czy na przykład od Ministerstwa Kultury. Wpływy pozyskane przez samo muzeum, ze sprzedaży biletów czy innych działań stanowią część budżetu placówek. Wypełniamy te same zadania społeczne, co muzea państwowe – edukujemy, pokazujemy spuściznę historyczną, zajmujemy się konserwacją i renowacją zabytków – ale nikt nas w tym nie wspiera. Przykre jest również to, że nasze działania wpływają wymiernie na rozwój ruch turystycznego, ale samorządy nie chcą z tej racji wesprzeć naszych działań.
PAP: Czy tylko pieniądze są problemem?
Piotr Gerber: Na początku zderzaliśmy sie też z brakiem zrozumienia ze strony władz i społeczności lokalnych. Często spotykaliśmy się z pytaniami – po co komu potrzebne jest zachowywanie starej lokomotywowni czy fabryki? Szukano w tym różnych ukrytych celów i korzyści. Dopiero po kilku latach społeczności lokalne zaczęły dostrzegać sens tych działań.
PAP: Jest pan jednym z nielicznych praktyków w tworzeniu muzeów przemysłu i techniki w Polsce. Czy dzieli się pan swoimi doświadczeniami z innymi?
Piotr Gerber: Oczywiście, staram się przez publikacje, na konferencjach czy na spotkaniach dzielić się swoim doświadczeniem – jak dokumentować zabytki, jak organizować techniczne muzeum i jego strukturę, jak obniżać koszty, kierować ruchem turystycznym. Chcę pokazać innym, że to się da zrobić, nawet bez wsparcia instytucji państwowych.
PAP: Jak widzi pan przyszłość muzealnictwa przemysłowego i technicznego w Polsce?
Piotr Gerber: Jestem przekonany, że będzie się ono rozwijało. Nie musimy sięgać do XIX czy początków XX wieku, dziś już fabryki z lat 70. i 80. XX wieku to obiekty zabytkowe. Historii wartych zachowania jest wiele, chociażby polska produkcja komputerów Odra we Wrocławiu czy produkty przemysłu motoryzacyjnego.
PAP: Co jest największym zagrożeniem dla zabytków przemysłowych w Polsce?
Piotr Gerber: Krótkowzroczność władz, brak wyobraźni i developerzy, robiący wszelkiego rodzaju przeróbki obiektów do innych celów. Tu, pod płaszczykiem +to my ratujemy zabytek+, niszczy się obiekty pozostawiają tylko ich elementy. Dobrym przykładem takich działań jest Port Wrocławski, gdzie inwestor zostawia tylko same elewacje, a całe wnętrza są niszczone. W Warszawie jest fabryka Norblina, w Gdańsku Stocznia i można przytoczyć jeszcze wiele podobnych przykładów z całej Polski.
Staram się bardzo, ale bez skutku, tłumaczyć władzom Wrocławia, że jest to brnięcie w ślepą uliczkę. Dewastując port i całą jego infrastrukturę, odbierając mu pierwotny charakter i historię, niszczy się to, co generuje ruch turystyczny. Sam wrocławski rynek to za mało, miasto musi myśleć o kolejnych atrakcjach. Pieniądze developerów są jednak silniejsze od naszych apeli.
PAP: Kieruje pan polskim oddziałem Międzynarodowego Komitetu Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego (The International Committee for the Conservation of the Industrial Heritage). TICCIH jest niezależną organizacją zajmującą się ochroną i badaniem dziedzictwa przemysłowego. Od 2000 r. jest to organizacja doradcza UNESCO. Jak, w porównaniu do innych europejskich krajów, wygląda u nas dbałość o dziedzictwo przemysłowe i techniczne?
Piotr Gerber: Krajami, na które warto patrzeć i przyglądać się ich rozwiązaniom w dziedzinie dbałości o historyczne obiekty przemysłowe, są Niemcy, Wielka Brytania i Francja. Choć dużo się u nas dzieje, to jeszcze daleko nam do nich. Przykre jest to, że pieniądze, które po przystąpieniu do Unii Europejskiej płyną do Polski na te cele, są niewłaściwie wykorzystywane. Niektóre działania, finansowane z tych pieniędzy, robią więcej złego niż dobrego dla zabytku.
Rozmawiał: Tomasz Szczerbicki (PAP)
Autor: Tomasz Szczerbicki
szt/ wj/