Biorąc pod uwagę ilość i jakość informacji, które Michał Goleniewski przekazywał CIA, postępowanie agencji wobec niego stało się w pewnym momencie zupełnie niezrozumiałe, a wręcz haniebne – mówi PAP Tim Tate, autor wydanej w Wielkiej Brytanii książki na temat polskiego agenta, jego niezwykłych i mało znanych losów.
Goleniewski – wysoki rangą agent PRL-owskich i sowieckich agencji wywiadowczych – od 1959 r. zaczął przekazywać informacje CIA, a w 1961 r., obawiając się, że zostanie schwytany, oddał się w Berlinie Zachodnim w ręce Amerykanów i został przez nich wywieziony do USA. Choć zdekonspirował wielu sowieckich agentów w amerykańskich, brytyjskich czy zachodnioniemieckich agencjach, został zapamiętany przede wszystkim z tego, iż twierdził – zupełnie bezpodstawnie – że jest carewiczem Aleksym, rzekomo ocalałem z bolszewickiej egzekucji najmłodszym synem ostatniego cara Rosji Mikołaja II.
Tim Tate przyznaje, że również jego zainteresowanie Goleniewskim zaczęło się od tego wątku. "Po raz pierwszy natknąłem się na jego historię na początku lat 70., gdy fałszywie twierdził, że jest carewiczem Aleksym. Zacząłem zbierać tyle informacji, ile mogłem, ale było ich bardzo niewiele. Dopiero trzy-cztery lata temu dokumenty zaczęły być dostępne, przede wszystkim amerykańskie i trochę brytyjskich. Mając dostęp do nich, mogłem szukać kolejnych, zwłaszcza zapisków samego Goleniewskiego" – mówi w rozmowie z PAP. Efektem tych badań jest wydana w Wielkiej Brytanii książka "The Spy Who Was Left Out in the Cold. The Secret History of Agent Goleniewski".
Opierając się na wewnętrznych dokumentach CIA, do których Tate uzyskał dostęp, podaje on w książce, że Goleniewski zdekonspirował 1693 agentów bloku komunistycznego działających na Zachodzie. To – jak zaznacza – największa liczba, jaką zdekonspirował jakikolwiek agent czy zbieg w czasie całej zimnej wojny. Przy czym nie były to pionki, lecz naprawdę znaczące osoby.
Opierając się na wewnętrznych dokumentach CIA, do których Tate uzyskał dostęp, podaje on w książce, że Goleniewski zdekonspirował 1693 agentów bloku komunistycznego działających na Zachodzie. To – jak zaznacza – największa liczba, jaką zdekonspirował jakikolwiek agent czy zbieg w czasie całej zimnej wojny. Przy czym nie były to pionki, lecz naprawdę znaczące osoby.
Tate mówi, że trudno wskazać jedną, najbardziej istotną sprawę, tym niemniej wymienia kilka, które zasługują na szczególną uwagę – George Blake, agent brytyjskiego wywiadu MI6, przez kilkanaście lat przekazujący sekrety Rosjanom, Heinz Felfe, wysoki rangą agent zachodnioniemieckiego wywiadu BND czy Stig Wennerstroem, oficer szwedzkich sił powietrznych. "Wszystkie ujawnione przez Goleniewskiego duże sprawy, jak Blake, Felfe czy Wennerstroem, były naprawdę znaczące" – podkreśla Tate.
"Nie mogę nic powiedzieć, dlaczego Goleniewski zdecydował się na pracę dla polskiego i sowieckiego wywiadu, bo nie ma nic na ten temat w dokumentach, ale według jego własnych relacji, w 1958 r. doznał swego rodzaju damasceńskiej konwersji - jak mówił, zrozumiał, że system komunistyczny, który wspierał, jest zły i powinien pracować na rzecz demokracji i Zachodu. To jego własna wersja wydarzeń, ale nie znalazłem niczego, co by sugerowało, że nie była to prawda" – opowiada autor książki.
Na początku stycznia 1961 r. Goleniewski wraz ze swoją NRD-owską kochanką Irmgard Kampf zgłosił się do rezydentury CIA w Berlinie Zachodnim. "Goleniewski zrobił to, bo inaczej zostałby aresztowany. Polski wywiad, jak i zwłaszcza sowieckie KGB odkryły, że ktoś ujawnia ich sekrety Amerykanom i zaczęły szukać kreta. Wytypowali mniej więcej, gdzie jest zdrajca i początkowo – jest pewną ironią – wybrali Goleniewskiego do zbadania tej sprawy. Do listopada-grudnia 1960 r., w miarę jak opcje się zawężały, było dość jasne, że sowiecki i polski wywiad podejrzewają Goleniewskiego i o ile nie ucieknie wkrótce, później już nie będzie mógł tego zrobić. Dodatkowo nakazano mu zakończyć związek z Kampf. To razem spowodowało, że zrozumiał na początku grudnia 1960 r., że jeśli ma uciekać, musi to zrobić szybko i to właśnie zrobił" – wyjaśnia Tate.
Goleniewski, który w USA zaczął pracować w CIA, początkowo był bardzo ceniony, ale latem 1963 r. nagle, w niezrozumiały sposób, wypadł z łask szefów agencji. "Przedstawiana oficjalnie przez CIA wersja była taka, że Goleniewski oszalał i zerwali z nim kontakty. To po prostu nie jest prawdą. Wiem, bo widziałem dokumenty CIA, dokumenty amerykańskiego rządu, dokumenty Goleniewskiego. Jego problemy Goleniewskiego z CIA zaczęły się latem 1963. On nie twierdził publicznie, że jest Aleksym Romanowem przed majem 1964 r., czyli prawie rok później. Coś musiało się wydarzyć latem 1963 r., co skłoniło CIA do odwrócenia się od Goleniewskiego" – mówi Tate.
Jak wskazuje, problemy miały związek z innym zbiegłym sowieckim agentem, Aleksiejem Golicynem, który zdołał przekonać szefostwo CIA, w tym zwłaszcza szefa sztabu kontrwywiadu CIA Jamesa Angletona, że to jedynie jego informacje są prawdziwe. "Golicyn pojawił się we wrześniu 1961 r. z garstką dokumentów KGB, przy czym żaden nie był szczególnie istotny, ale to właśnie latem 1963 r. nadzór nad nim przejął Angleton. Wierzył on we wszystko, co Golicyn mówił, nawet mimo że nie było na to dowodów i przekazał Golicynowi wszystkie dokumenty, w tym Goleniewskiego i poprzednich uciekinierów. Golicyn był oszustem, ale przekonał Angletona, by wierzył w bzdury, które mu opowiadał" – mówi Tate.
Podkreśla, że w tych działaniach CIA nie było żadnej logiki. Tate zaznacza, że widział dokumenty źródłowe, w tym z wewnętrznych dochodzeń CIA na temat Golicyna i Angletona i we wszystkich był ten sam wniosek – Golicyn spowodował głęboki chaos w agencji i utratę wielu cennych agentów, w tym Goleniewskiego.
Tate uważa, że to CIA jest w głównej mierze odpowiedzialna za doprowadzenie Goleniewskiego do obłędu. Jak zaznacza, to być może jest najważniejsze odkrycie, które dokonał podczas zbierania materiałów do książki.
W przypadku Polaka faktyczne odsunięcie go od pracy w agencji skoczyło się postępującym obłąkaniem, czego objawem było zupełnie bezpodstawne podawanie się za carewicza Aleksego. Tate uważa, że to CIA jest w głównej mierze odpowiedzialna za doprowadzenie Goleniewskiego do obłędu. Jak zaznacza, to być może jest najważniejsze odkrycie, które dokonał podczas zbierania materiałów do książki.
Wskazuje, że przed latem 1963 r. nie ma nic, co by sugerowało, że Goleniewski miał jakiekolwiek problemy psychiczne. "Najważniejszym dokumentem na temat życia, pracy, kariery Goleniewskiego w Polsce jest wewnętrzny raport wywiadu na jego temat z września lub października 1960 r. To długi raport na temat jego kariery oraz ocena przez jego szefów. Wynika z niego jasno, że był bardzo poważany, nawet jeśli nieszczególnie lubiany. Był uważany za bardzo rzetelnego, skutecznego, nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy psychiczne. Najpoważniejszym problemem, jaki miał według tych dokumentów, była jego rosyjska pierwsza żona, która sama miała poważne problemy psychiczne. Jest absolutnie jasne, że do momentu, w którym zbiegł, nie miał żadnych problemów psychicznych. Przez pierwsze dwa lata w USA, wszystko było absolutnie w porządku. Skąd to wiadomo? Bo dokumenty CIA mówią to samo – rzetelny, ważny, dostarcza istotne informacje. To się zmieniło latem 1963 r." – opowiada Tate.
Zaznacza jednak, że Goleniewski również sam ponosi część winy, bo nie musiał twierdzić, że jest Aleksym Romanowem. "Jest bardzo jasne, że powodem, dla którego to zrobił, były pieniądze. Był pazerny. Wierzył, jak wiele osób w tamtym czasie, że w zachodnich bankach jest ogromna, warta setki milionów dolarów fortuna, która car wywiózł z Rosji przed rewolucją i Goleniewski chciał ją przejąć. Uznał, że sposobem na to będzie podawanie się za Aleksego" – mówi Tate. Dodaje jednak, że w tamtych czasach to twierdzenie nie było tak absurdalne, jak wygląda z dzisiejszej perspektywy, bo wówczas nie było jeszcze odnalezionych ciał rodziny carskiej, nie było badań DNA, a sprawa rozpalała opinię publiczną i wiele osób podawało się za cudem ocalałego członka rodziny carskiej.
Dodaje, że zupełnie dziwna i niezrozumiała jest determinacja w Wielkiej Brytanii i USA, by nie ujawniać dokumentów na temat Goleniewskiego. Jak podkreśla, jest to jeszcze dziwniejsze, gdy skonfrontować to z otwartością, jaką wykazała Polska i pomocą, którą okazał mu Instytut Pamięci Narodowej.
Goleniewski później wziął jeszcze jeden ślub z Kampf – tym razem w cerkwi jako Aleksy Romanow – a ich córkę nazwał Tatiana Romanowa. "On zaczął wierzyć w swoje własne kłamstwo, zasklepił się w tych twierdzeniach i nie mógł od tego uciec. Jego obłąkanie było skutkiem tego, jak z nim postąpiła CIA – co było haniebne – oraz jego własnych działań" – wskazuje Tate.
Tate nie chce nazywać Goleniewskiego bohaterem, ale uważa, że był on ważną postacią w historii zimnej wojny, a Zachód powinien uznać swój dług wobec niego, bo to, co zrobił, było bardzo, bardzo ważne. Dodaje, że zupełnie dziwna i niezrozumiała jest determinacja w Wielkiej Brytanii i USA, by nie ujawniać dokumentów na temat Goleniewskiego. Jak podkreśla, jest to jeszcze dziwniejsze, gdy skonfrontować to z otwartością, jaką wykazała Polska i pomocą, którą okazał mu Instytut Pamięci Narodowej.
"Jeśli Polska może ujawniać akta na temat człowieka, który ją wówczas zdradził i za te zdradę został wówczas zaocznie skazany na karę śmierci, dlaczego nie mogą tego zrobić Wielka Brytania i USA, skoro Goleniewski pomagał Zachodowi?" – pyta.
Michał Goleniewski zmarł 2 lipca 1993 roku w Nowym Jorku, w wieku 71 lat.
Tim Tate jest wielokrotnie nagradzanym brytyjskim pisarzem, dziennikarzem śledczym i twórcą filmów dokumentalnych. Jest autorem kilkunastu książek i twórcą kilkunastu filmów. W jednych i drugich zajmuje się przede wszystkim sprawami społecznymi oraz historyczno-politycznymi. Obecnie prowadzone są starania o to, by książka "The Spy Who Was Left Out in the Cold. The Secret History of Agent Goleniewski" została wydana w języku polskim.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ jar/