Fot. centrumwikliniarstwa.pl
Wpisanie plecionkarstwa na listę UNESCO to ukoronowanie prawie 18 lat starań - powiedział PAP prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Plecionkarzy i Wikliniarzy Antoni Skrzypczak. Ocenił, że obecnie ten rodzaj rękodzieła jest traktowany bardziej jako działanie artystyczne lub hobby, a nie zawód.
Tradycja polskiego plecionkarstwa została w środę oficjalnie wpisana na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Wyplatanie koszy, naczyń i pojemników jest jedną z najstarszych gałęzi rzemiosła w naszym kraju. Obecnie głównymi rejonami, w których działają plecionkarze i wikliniarze, są okolice wielkopolskiego Nowego Tomyśla oraz rejon podkarpackiego Rudnika nad Sanem.
- Wpisanie plecionkarstwa i wikliniarstwa na listę UNESCO to ukoronowanie prawie 18 lat naszych starań - powiedział PAP prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Plecionkarzy i Wikliniarzy Antoni Skrzypczak.
Prezes zaznaczył, że społeczność plecionkarzy i wikliniarzy z okolic Nowego Tomyśla w 2000 r. postanowiła pobić rekord Guinnessa i stworzyć największy wiklinowy kosz na świecie. Na bazie tej inicjatywy doszło do integracji środowiska i powołania w 2004 r. stowarzyszenia wikliniarzy i plecionkarzy.
- Plecionkarze to są ludzie, którzy zajmują się wyplotem, natomiast wikliniarzami nazywamy osoby, które uprawiają wiklinę - czyli wierzbę - i przygotowują surowiec do tworzenia wyrobów wiklinowych. 90 proc. plecionkarzy w Polsce korzysta właśnie z wikliny - opisał.
W 2007 r., z inicjatywy Andrzeja Pawlaka, obecnie skarbnika stowarzyszenia i komisarza festiwali wikliny, zorganizowano w Nowym Tomyślu pierwszy światowy konkurs w wyplataniu. Wydarzenie jest organizowane co cztery lata. Także w 2007 r., po porozumieniu nowotomyskiego stowarzyszenia z korporacją wikliniarską z Rudnika nad Sanem, zainicjowano pomysł wpisania plecionkarstwa na krajową listę dziedzictwa kulturowego. Udało się to osiągnąć w lipcu 2018 r. - Poszliśmy za ciosem i we współpracy z ludźmi z innych regionów Polski poczyniliśmy starania, aby dokonać takiego samego wpisu także do światowej listy dziedzictwa kulturowego UNESCO - wskazał Skrzypczak.
- Nasze stowarzyszenie chce doprowadzić do powstania w Nowym Tomyślu Europejskiego Centrum Wikliny. Wpisanie plecionkarstwa i wikliniarstwa na listę UNESCO może w tym pomóc, bo dzięki temu będziemy mogli starać się o wsparcie. Ale jest za wcześnie, by mówić jak dokładnie zrealizujemy nasze zamiary. Chcemy przede wszystkim zadbać o szkolenie przyszłych plecionkarzy i integrację środowisk związanych z wikliniarstwem - powiedział.
Zaznaczył, że klienci nie mają świadomości skąd bierze się wysoki, ich zdaniem, koszt wyrobów wiklinowych. - Wiklinę trzeba uprawić, potem zebrać, okorować i przygotować do wyplotu. Plecionkarz tworzy wyrób ręcznie - zaznaczył.
Dodał, że do lat 70. XX wieku wiklina była ścinana ręcznie, a używano do tego specjalnego noża. W późniejszych czasach zaczęto stosować specjalnie zaadaptowane do tego kosiarki czy snopowiązałki.
- Ludzi zajmujących się plecionkarstwem jest mniej niż kiedyś. Owszem, trochę młodzieży uczy się wyplatania, ale raczej nie traktują plecionkarstwa jako zawodu. Plecionkarstwo wcześniej to była produkcja użytecznych gospodarczo wyrobów, natomiast w tej chwili to raczej forma działań artystycznych albo hobby i tworzenie ozdób. Kiedyś był cały segment mebli wiklinowych, ale został pokonany przez meble plastikowe - wskazał.
Prezes stowarzyszenia zaznaczył, że rozkwit plecionkarstwa w okolicach wielkopolskiego Nowego Tomyśla, Miedzichowa, Trzciela czy Zbąszynia, to efekt osadnictwa olęderskiego z XVI w. - Na tym terenie rozwijały się pierwsze plantacje wikliny. Prawdopodobnie zawdzięczamy to jakimś szczególnie sprzyjającym uprawie wierzby warunkom glebowym - ocenił.
W jego opinii, w czasach PRL plecionkarstwo miało znaczenie, bo produkty rękodzieła były eksportowane na Zachód za dolary, a wikliniarstwem zajmowały się liczne spółdzielnie i zakłady terenowe.
Skrzypczak ocenił, że negatywny wpływ na kondycję polskiego plecionkarstwa i wikliniarstwa miały lata 90. XX w. - Po zlikwidowaniu centralnego sterowania rynkiem zrobił się bałagan, a ceny materiałów i produktów stały się ruchome. Na to nałożył się jeszcze import z Chin. Trzeba było znaleźć jakieś rozwiązanie i z tej inicjatywy powstało nasze stowarzyszenie, które miało integrować plecionkarzy i wikliniarzy - powiedział.
Plecionkarstwo jest siódmą polską tradycją wpisaną na listę UNESCO. W poprzednich latach wpisem wyróżnione zostały m.in. kultura bartnicza, sokolnictwo i flisactwo. (PAP)
szk/ dki/