Temat zbrodni wołyńskiej i II wojny światowej pozostaje ostatnim tematem dzielącym Polaków i Ukraińców – mówił w czwartek na konferencji naukowej w Kokotku koło Lublińca prof. Grzegorz Motyka.
Prof. Motyka, który pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN, wykłada w Uniwersytecie Jagiellońskim i jest członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, wziął udział w międzynarodowej konferencji naukowej dot. perspektyw i historii polsko-ukraińskiego pojednania. Zorganizowały ją: Instytut Mazenodianum, Uniwersyteckie Centrum Badań Wolności Religijnej UKSW i Postulacja Procesu Beatyfikacyjnego Sł. B. o. Ludwika Wrodarczyka OMI.
Prof. Motyka mówił o dialogu polskich i ukraińskich historyków po 1989 r. Jak ocenił, patrząc z boku na dyskusję historyków dotyczącą tych tragicznych wydarzeń z czasów II wojny światowej, można mieć poczucie, że nie potrafią oni dojść do porozumienia, że sprzeczają się o fakty, ich interpretacje. I właściwie nie do końca wiadomo, dlaczego nie potrafią zająć jednego stanowiska.
„Pozostał jeden temat. Gdzieś od 2003 r. dotąd w polu rzeczywiście pozostaje jeden temat, w którym Polacy i Ukraińcy są bardzo głęboko podzieleni - temat zbrodni wołyńskiej, czasów II wojny światowej. To jest podział rzeczywiście głęboki, można mówić o konflikcie pamięci, natomiast to jest ostatni temat, w którym Polacy i Ukraińcy są rzeczywiście podzieleni” – ocenił.
„Jednocześnie ten opis nie pozwala dostrzec, że po 1989 r. także dzięki polskim i ukraińskim historykom i ich dialogowi, osiągnięto niezwykle dużo i także dzięki temu dialogowi mogliśmy obserwować tak fantastyczny zryw polskiego społeczeństwa w momencie, kiedy Ukraina padła ofiarą najazdu ze strony Rosji. To także jest efekt polsko-ukraińskiego dialogu, który trwa od 89 r. i który pozwolił Polakom i Ukraińcom osiągnąć niezwykle wiele” – zastrzegł.
Przypomniał, że w 1989 r. i w 1991 r. Polacy i Ukraińcy wchodzili w niepodległość patrząc na siebie z ogromną nieufnością. „Rozpowszechnione wzajemne stereotypy, obustronne, były ogromne. (…) W Polsce stereotyp Ukraińca-rezuna, czyli nacjonalisty bardzo skłonnego do barbarzyństwa, któremu nie można ufać. (…) Na Ukrainie z kolei bardzo rozpowszechniony był stereotyp Polaka-pana, czyli znowu osoby, której nie można ufać, która na pewno oszuka, wykorzysta, nawet się nie obejrzysz, a znajdziesz się w niewoli” – wyjaśnił.
„Gdy na początku lat 90. Polacy i Ukraińcy rozmawiali ze sobą o czymkolwiek w historii, jakiegokolwiek jej fragmentu by nie dotknęli - kto pierwszy posiadał grody czerwieńskie, jak to jest z relacjami Jarosław Mądry - Bolesław Chrobry, co sądzisz o Bohdanie Chmielnickim, albo o Stefanie Czarnieckim, kto to byli hetman Mazepa, Petlura, boje o Lwów, już niedługo do II wojny światowej - każde takie dotknięcie wywoływało ból” – relacjonował Motyka.
Jak ocenił, dzięki temu, że bardzo wielu historyków zaangażowało się na przestrzeni lat we wzajemne rozmowy i przekazywanie społeczeństwom informacji, dzisiaj Polacy i Ukraińcy zaczynają rozumieć, że Rzeczpospolita mieściła wiele narodów i Ukraińcy byli oddzielnym narodem Rzeczypospolitej.
Nawiązał przy tym m.in. do kilkunastoletniej serii spotkań historyków polskich i ukraińskich „Polska-Ukraina: trudne pytania”, dzięki którym – jak zaznaczył – historycy ci, niewiedzący wówczas zbyt wiele o sobie, nie znali swoich książek, poznawali się, czemu przyświecał m.in. duch Jerzego Giedroycia i myśli wschodniej Jana Pawła II, kontynuowanej przez środowiska kościelne.
„Te wszystkie bolesne rany historii w wyniku tego dialogu rzeczywiście powoli przechodziły do historii, stawały się już nie taką bolesną pamięcią lecz co najwyżej polem rozważań akademickich” – ocenił historyk, wyjaśniając to rosnącą świadomością co do podmiotowości obu stron. Jako przykład podał uspokojenie dyskusji nt. wojny polsko-ukraińskiej 1918-19.
„Ta opowieść historyków dzisiaj jest właściwie o tym, jak trudno - żyjąc na jednym terenie, mając właściwie podobne prawa do ziemi - jest opowiedzieć o historii, żeby oddać szacunek bohaterom swoim, bohaterom tych drugich, ale żeby nie wpaść w taki absurd rewanżyzmu, rewizjonizmu, żeby nie próbować czegokolwiek przywracać” – podkreślił.
Ocenił, że zmierza też do tego dyskusja nt. poszczególnych wydarzeń z lat 40. ub. wieku, np. Akcji Wisła, w której coraz więcej osób stoi na stanowisku, że jest to zbrodnia komunistów polskich - ale komunistów. Zbrodnia, której nie można usprawiedliwiać, która nie powinna się zdarzyć.
„I dzisiaj to powinno być elementem łączącym Polaków i Ukraińców, a nie dzielącym, bo i Polacy i Ukraińcy doznali straszliwych cierpień od obu totalitaryzmów - i to powinno nas jednoczyć, to znaczy wspólnie powinniśmy to badać” – mówił Motyka.
„Ukraińcy odkrywali wielki głód, ale Polacy przyglądali się temu jak odkrywają i też uznawali, że to jest rzeczywiście taka zbrodnia, o której trzeba mówić. Są też polskie prace na ten temat, nie przypadkiem film Agnieszki Holland +Obywatel Jones+ jest poświęcony temu wydarzeniu - i to bardzo dobry obraz, świetnie pokazujący, z jak ogromną tragedią Ukraińcy wówczas się mierzyli” – stwierdził historyk.
„Pozostał jeden temat. Gdzieś od 2003 r. dotąd w polu rzeczywiście pozostaje jeden temat, w którym Polacy i Ukraińcy są bardzo głęboko podzieleni - temat zbrodni wołyńskiej, czasów II wojny światowej. To jest podział rzeczywiście głęboki, można mówić o konflikcie pamięci, natomiast to jest ostatni temat, w którym Polacy i Ukraińcy są rzeczywiście podzieleni” – ocenił.
Przypomniał, że doszło już wyraźnie do przetasowania wiedzy na temat tego, co się wydarzyło – na podstawie badań, ekshumacji, prowadzonych od początku lat 90. „Po stronie ukraińskiej w sposób naturalny niedowierzanie wobec tych wydarzeń było większe, na co nakładało się jeszcze odkrywanie - myślę, że dosyć rzetelne przez polską stronę - tych wydarzeń, gdzie dochodziło do polskiej zemsty, gdzie Polacy dopuszczali się zbrodni na postronnych Ukraińcach, dzięki czemu dyskusje akademickie dotyczyły całego szeregu zagadnień” – powiedział.
„Dotyczą one: genezy, kto pierwszy zaczął, jak można odmierzyć odpowiedzialność II Rzeczypospolitej. Co się wydarzyło w czasie II wojny światowej. Liczby ofiar - po stronie polskiej akademicka nauka mówi, że mówimy o ok. 100 tys. ofiar: 60 tys. na Wołyniu, 30-40 tys. w Galicji i w innych częściach Polski. Tych liczb nikt nie zanegował” - podkreślił Motyka.
„Choć po stronie ukraińskiej jest pogląd mówiący, że to są na pewno zawyżone liczby: Polaków na pewno zginęło mniej, a Ukraińców więcej. Na szczęście teraz jest w Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie program badań: powstaje ukraińska lista strat. (…) To pierwszy rzetelny raport, do którego można się odnosić w sposób naukowy i jego wartość jest trudna do przecenienia” – uznał.
Nadal trwa ogromna dyskusja, czy to ludność cywilna rzuciła się do zabijania czy Ukraińska Powstańcza Armia. „Ja wielokrotnie mówiłem, że we wszystkich badaniach, które znalazłem, o wszystkich wypadkach zabójstw masowych, nie znalazłem żadnej polskiej wsi, która zostałaby wymordowana przez jakąś spontaniczną grupę. Oni przyłączali się, albo byli przyłączani na zasadzie mobilizacji, ale zawsze przed oddziałem UPA” – zastrzegł historyk.
Zrelacjonował, że policzył liczbę uczestników takich napadów: z 5-milionowej społeczności zachodnich ówczesnych „krajów” Ukrainy maksymalna liczba uczestników tych zbrodni to 40-50 tys. osób.
„I ta wizja polska, która mówi o czarnym obrazie wszystkich jest głęboko nieprawdziwa, gdy zmierzymy ją ze statystyką. A z kolei sprawiedliwych Ukraińców, o których już wiemy, że jest ich co najmniej parę tysięcy pokazuje, że akcja UPA cięła wspólnoty, które na takim podstawowym poziomie wiejskim często były bardziej ze sobą zżyte, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić w dzisiejszej perspektywie, po kilkudziesięciu latach komunizmu” – stwierdził.
„Dzisiaj podstawowy polsko-ukraiński spór nie jest nawet o to, jak ocenić te zbrodnie, czy to było ludobójstwo, (…) czy można mówić o symetrii win. To jest teoria, którą przyjęła strona ukraińska w 2003 r. na poziomie państwowym, gdzie uznano, że dochodziło wtedy do zbrodni po obydwu stronach; nie jest istotne, kto zabił kogo więcej, należy w ten sam sposób odmierzać miarę wobec UPA i AK, wobec Polaków i Ukraińców” – wyjaśnił.
Prof. Grzegorz Motyka: Teoria symetrii win jest o tyle zła, że po ukraińskiej stronie UPA podjęła decyzję o depolonizacji Wołynia, Galicji Wschodniej - gigantycznego terenu, gdzie mieszkało 1,5 mln Polaków, a po polskiej stronie akty zbrodni zawsze wynikały z decyzji lokalnych komendantów. Nie było pomysłu przyjętego na szczeblu naczelnego dowództwa deukranizacji takiego ogromnego obszaru.
Motyka podkreślił, że z tą teorią Polacy głęboko się nie zgadzają przede wszystkim dlatego, że skala różnicy polskich i ukraińskich ofiar jest ogromna: 100 tys. (po stronie polskiej – PAP), a po ukraińskiej ok. 15- 20 tys.” – przypomniał. „I jednocześnie nie można postawić na jednym znaku równości oddziałów AK i UPA, nawet jeżeli były zbrodnie po stronie AK-owskiej, które tak naprawdę dotyczyły pojedynczych wsi” – dodał.
Jak wyjaśnił, w takim kontekście trudno jest rozmawiać na ten temat: teoria symetrii win jest o tyle zła, że po ukraińskiej stronie UPA podjęła decyzję o depolonizacji Wołynia, Galicji Wschodniej - gigantycznego terenu, gdzie mieszkało 1,5 mln Polaków, a po polskiej stronie akty zbrodni zawsze wynikały z decyzji lokalnych komendantów. „Nie było pomysłu przyjętego na szczeblu naczelnego dowództwa deukranizacji takiego ogromnego obszaru” – podkreślił.
„To sprawia, że oba te wydarzenia należy mierzyć inną, także etycznie, miarą” – zaakcentował Motyka.
„Mam jednak poczucie, że te wydarzenia wołyńskie jednak przychodzą do historii: po inwazji Rosji na Ukrainę doszło do takiego przełamania społecznego - mimo tych perturbacji zbożowo-rocznicowych myślę, że to wróci za chwilę do pewnej normy, gdzie po stronie polskiej zrozumiano, że w kulcie UPA, który jest na Ukrainie - gdzie Ukraińcy mówią, że ten kult UPA jest im potrzebny ze względu na to że UPA walczyła jednak przede wszystkim z Sowietami - jest bardzo dużo prawdy” – mówił.
„Mam nadzieję, że po ukraińskiej stronie - chociaż to jest proces chyba mniej zaawansowany, niż myślałem, kiedy po raz pierwszy formułowałem taką myśl - z czasem będzie dochodziło do takiego przekonania, że kiedy Polacy starają się opowiedzieć te wydarzenia, dążą do tego, żeby dokonać ekshumacji i pochować wszystkie ofiary, chodzi zwyczajnie o pamięć, o historię, o oddanie sprawiedliwości” – mówił.
Przyznając, że „przeszłość z przyszłością co chwilę się spotyka” Motyka zaakcentował, że przyszłość zależy od tego, co zrobi się, aby ta przeszłość stała się faktycznie przeszłością, przeszła ostatecznie do historii.
„Potrzebna jest po prostu praca historyków, ale także polityków. Myślę, że historycy swoją pracę robili; politykom można sporo zarzucić w ostatnich latach, czego nie wykonali - z taką świadomością, że potrzebne jest z jednej strony wspieranie dialogu, tworzenie normalnych kontaktów naukowych, edukacyjnych, przestrzeni, w których można by było rozmawiać w sposób otwarty, także bolesny” – wyliczał.
„A jednocześnie potrzebne są pewne rytuały, w których uczestniczą również politycy po to, żeby wysyłać sygnał społeczny, że pamiętamy o przyszłości, ale idziemy naprzód, bo mamy tak dużo wspólnych rzeczy do zrobienia” – podsumował prof. Grzegorz Motyka.
Konferencja, zorganizowana w Oblackim Centrum Młodzieżowym Oblacka Przystań w Kokotku k. Lublińca (Śląskie) miała charakter hybrydowy, aby umożliwić udział uczestnikom z ogarniętej wojną Ukrainy. Okazją do jej organizacji stała się przypadająca w grudniu 80. rocznica śmierci o. Ludwika Wrodarczyka, zamordowanego w rzezi na Wołyniu. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny. PAP objęła patronat medialny nad konferencją.(PAP)
autor: Mateusz Babak
mtb/ pat/