Z moralnego punktu widzenia jest oczywiste, że sprawiedliwość jest wartością samoistną. W wymiarze politycznym kwestia ta jest znacznie bardziej skomplikowana – mówi PAP prof. Paweł Machcewicz, historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Zakres rozliczeń nazizmu w Niemczech był motywowany wieloma czynnikami, w tym polityką zachodnich aliantów, dla których stabilizacja RFN była arcyważnym czynnikiem w rywalizacji z ZSRS – dodaje historyk prof. Andrzej Paczkowski (ISP PAN). Badacze dziejów XX wieku są autorami książki „Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II wojny światowej”.
Polska Agencja Prasowa: Książka panów profesorów „Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II wojny światowej” rozpoczyna się od historii radykalnego protestu przeciw rezygnacji z rozliczeń zbrodni popełnionych w czasie II wojny. Jak wiele było takich przypadków sprzeciwu wobec obojętności na zbrodnie?
Prof. Paweł Machcewicz: To zależało od uwarunkowań danego kraju. W Niemczech panowało przekonanie, że również ten naród jest ofiarą. Rozliczenia i denazyfikacja były więc traktowane jako niesprawiedliwość i zemsta zwycięzców. W krajach okupowanych przez Niemcy dominowało przekonanie, że rozliczenia mają charakter połowiczny i dosięgły niewielkiej liczby sprawców zbrodni. W wielu krajach doszło także do „spontanicznych” rozliczeń, czyli samosądów. We Francji, poza procedurami sądowymi, zabito ok. 10 tys. osób oskarżanych o kolaborację. Później, w wyniku polityki prezydenta Charles’a de Gaulle’a i oczekiwań znacznej części społeczeństwa, doszło do wyciszenia rozliczeń i niemal zupełnego przemilczania kwestii okupacji i kolaboracji. Do lat siedemdziesiątych o II wojnie mówiono jedynie w kontekście podtrzymywania mitu masowego udziału Francuzów w ruchu oporu.
W innych krajach Europy Zachodniej rozliczenia początkowo były bardzo ostre, dotykały w większym stopniu kolaborantów niż niemieckich sprawców, ale później rezygnowano z nich. W Polsce, w przeciwieństwie do Francji czy Włoch, obyło się bez samosądów na masową skalę. W większym stopniu też przed sądem stawiano niemieckich przestępców, których znaczna część została ekstradowana przez aliantów. W większości przypadków procesy spełniały wysokie standardy prawne. Od 1948 r. rozliczenia podlegały coraz silniejszej deformacji z powodów politycznych. Na podstawie tych samych przepisów, czyli tzw. dekretu sierpniowego z 1944 r., sądzono i skazywano na śmierć zarówno niemieckich przestępców, jak i żołnierzy Armii Krajowej. Wywoływało to silne poczucie historycznej niesprawiedliwości.
Prof. Paweł Machcewicz: W Polsce, w przeciwieństwie do Francji czy Włoch, obyło się bez samosądów na masową skalę. W większym stopniu też przed sądem stawiano niemieckich przestępców, których znaczna część została ekstradowana przez aliantów. W większości przypadków procesy spełniały wysokie standardy prawne. Od 1948 r. rozliczenia podlegały coraz silniejszej deformacji z powodów politycznych.
PAP: Charakter okupacji niemieckiej w krajach Europy Środkowej był bardzo zróżnicowany. W jaki sposób stosunek Niemców do tych społeczeństw przekładał się na późniejsze rozliczenia kolaborantów?
Prof. Andrzej Paczkowski: Rzeczywiście różnice w rodzaju „uczestnictwa” w II wojnie światowej (sojusz z III Rzeszą, jak Bułgaria z jednej, a bezpośrednie okupacja jak Polska z drugiej strony) były radykalne. Skrajnym przykładem jest Bułgaria, sojusznik III Rzeszy, która wypowiedziała wojnę Wielkiej Brytanii i USA, ale nie Związkowi Sowieckiemu, nikt jej nie okupował, a sama okupowała fragmenty Grecji i Jugosławii. Okupowana Polska jako jedyny kraj nie posiadała żadnych para-państwowych czy para-administracyjnych struktur kolaborujących, a były takie nawet w Czechach. Z kolei Jugosławia była podzielona między kilku okupantów i powstało na jej terenie państwo marionetkowe (Chorwacja). Duże znaczenie miało też to, które z państw alianckich odegrało główną rolę przy wyrzucaniu Niemców. Na interesującym nas obszarze była to Armia Czerwona, a jedynym krajem, który pozbył się Niemców bez jej udziału, była położona na zachodnich Bałkanach Albania. Także w Jugosławii Sowieci odegrali znacznie mniejszą rolę niż w Polsce lub Czechosłowacji. Te dwa czynniki były zapewne kluczowe dla późniejszych procesów rozliczeń.
PAP: Z drugiej strony pojawia się pytanie: dlaczego dopiero w XX w. pojawiła się idea rozliczeń za zbrodnie popełniane w szczególnych warunkach wojny?
Prof. Paweł Machcewicz: Po raz pierwszy idea rozliczenia zbrodni wojennych pojawiła się po I wojnie światowej. Totalny i masowy charakter tego konfliktu oraz zmuszenie całych społeczeństw do wyrzeczeń sprawiły, że miliony ludzi przez wiele lat odczuwały skutki wojny. W Traktacie wersalskim pojawiły się zapisy zakładające postawienie przed międzynarodowym sądem cesarza Wilhelma II i czołowych przywódców wojskowych i politycznych Niemiec. Próby te zakończyły się niepowodzeniem. To doświadczenie wpłynęło na Brytyjczyków, którzy w czasie kolejnej wojny wątpili w skuteczność tego rozwiązania.
PAP: W książce panów profesorów znalazła się historia pierwszego spotkania Adolfa Hitlera i Hermanna Goeringa. Poznali się na wiecu przeciwko próbom rozliczeń Niemiec za I wojnę. Ten sprzeciw był impulsem do rozwoju takich grup jak NSDAP. Można więc zaryzykować tezę, że próby rozliczeń antagonizują narody. Podobnie jest w przypadku Turcji, która za cenę pogorszenia swoich stosunków z innymi krajami sprzeciwia się nazywaniu zbrodni na Ormianach ludobójstwem. Może lepiej rezygnować z rozliczeń zbrodni?
Prof. Paweł Machcewicz: Pytanie o negatywne skutki rozliczeń nie jest bezzasadne. Obciążenie Niemiec wyłączną winą za I wojnę światową było w dużej mierze niesprawiedliwe. Dziś historycy odrzucają punkt widzenia Ententy i stwierdzają, że odpowiedzialność za wojnę rozkłada się na kilka państw, także Rosję i Francję. Bez wątpienia skutkiem zrzucenia odpowiedzialności na Niemcy był rozwój radykalnych ruchów nacjonalistycznych. Po kolejnej wojnie odpowiedzialność Niemiec za wybuch wojny i masowe, bezprecedensowe zbrodnie była już oczywista i to sprawiło, że rozliczeń nie można było uniknąć, choć stworzenie odpowiedniego systemu prawnego okazało się bardzo trudne, wymagało współpracy aliantów zachodnich ze Związkiem Sowieckim, który miał zupełnie inne podejście do prawa.
Przypadek Turcji jest szczególny. W 1915 r. Turcy dokonali ludobójstwa Ormian. Bezpośrednio po wojnie doszło do procesów, także wyroków śmierci, przeprowadzanych przez władze tureckie. Po dojściu do władzy Mustafy Kemala Atatürka proces rozliczeń został zatrzymany i do dziś odpowiedzialność za zbrodnie jest odrzucana. Pogarsza to sytuację Turcji na arenie międzynarodowej, która do teraz jest z tego powodu krytykowana.
Na postawione pytanie nie ma więc dobrej odpowiedzi. Z moralnego punktu widzenia jest oczywiste, że sprawiedliwość jest wartością samoistną. W wymiarze politycznym kwestia ta jest znacznie bardziej skomplikowana. Są kraje, w których nie było rozliczeń, a mimo to po wojnach i dyktaturach zbudowały demokrację i dobrze funkcjonujące społeczeństwo. Denazyfikacja w Niemczech, nie licząc okresu okupacji alianckiej, była bardzo ograniczona. Naziści usuwani ze stanowisk powracali do ich pełnienia, a na niemal dekadę po utworzeniu Republiki Federalnej Niemiec zanikły procesy karne zbrodniarzy. Duża część aparatu państwa nazistowskiego stała się częścią elity RFN. Drugim przykładem jest Hiszpania, która po śmierci gen. Franco wprowadziła amnestię. Brak rozliczeń u części społeczeństwa wywoływał gorycz, ale tamtejsza demokracja nie funkcjonuje gorzej niż w innych krajach. Nie ma więc dowodów na to, że brak rozliczeń jest szkodliwy dla demokracji. Bez wątpienia jednak sprawiedliwość jest wartością samoistną i trudno ją instrumentalizować.
Prof. Andrzej Paczkowski: Stwierdzenie, że elity RFN „wywodzą się z partii nazistowskiej”, ma dzisiaj już tylko propagandowe znaczenie, ale w istocie zakres rozliczeń antynazistowskich (denazyfikacji) był wyraźny najpierw w sowieckiej strefie okupacyjnej, a potem w NRD, zasadniczo większy niż w Niemczech Zachodnich.
PAP: Austria przedstawia się jako „pierwsza ofiara nazizmu”, a niemiecki filozof Hermann Lübbe stwierdził, że „nowe niemieckie państwo musiało wystąpić przeciwko ideologii narodowego socjalizmu, ale nie mogło wystąpić przeciwko większości własnego narodu”. Może odrzucanie rozliczeń wynikało ze świadomości, że reżim narodowosocjalistyczny cieszył się niemal pełnym poparciem?
Prof. Paweł Machcewicz: Myślę, że była to główna przyczyna wycofania się z procesu denazyfikacji. Jednak różnice pomiędzy Austrią a RFN są wyraźne. Pod koniec lat pięćdziesiątych w RFN powrócono do rozliczeń. W Austrii nie nastąpił taki proces i nie wykształciła się charakterystyczna dla Niemiec „kultura antynazistowska”. Dyskusja o odpowiedzialności Austriaków pojawiła się dopiero w latach osiemdziesiątych. Austria to modelowy przykład wyciszania tych problemów i odwracania głów od odpowiedzialności.
PAP: W propagandzie PRL powtarzano, że Niemiecka Republika Demokratyczna rozliczyła przedstawicieli reżimu III Rzeszy, a nie zrobiła tego Republika Federalna Niemiec i tamtejsze elity wywodzą się z partii nazistowskiej. Jaka była rzeczywista skala osądzenia przeszłości?
Prof. Andrzej Paczkowski: Stwierdzenie, że elity RFN „wywodzą się z partii nazistowskiej”, ma dzisiaj już tylko propagandowe znaczenie, ale w istocie zakres rozliczeń antynazistowskich (denazyfikacji) był wyraźny najpierw w sowieckiej strefie okupacyjnej, a potem w NRD, zasadniczo większy niż w Niemczech Zachodnich. Było to związane z wieloma czynnikami, w tym z polityką zachodnich aliantów, dla których stabilizacja RFN była arcyważnym czynnikiem w rywalizacji ze Związkiem Sowieckim. Chciałbym zwrócić uwagę na element, o którym bardzo rzadko się pisze i pamięta, gdyż wykracza on poza politykę bieżącą i w pewnym sensie poza samo rozliczanie zbrodni: otóż wedle mnie kluczowa – co nie znaczy, że jedyna – różnica między strefami zachodnimi a strefą wschodnią polegała na tym, iż w strefie okupowanej przez Sowietów przeprowadzona została odgórna „rewolucja społeczna”, m.in. nacjonalizacja przemysłu i parcelacja wielkiej własności ziemskiej. Zrywana była ciągłość nie tylko z III Rzeszą, ale także z „kapitalistycznymi i imperialistycznymi Niemcami” epoki Bismarckowskiej i Republiki Weimarskiej, z długowiecznym cyklem rozwojowym, który opierał się – mówiąc w skrócie – na prywatnej własności i gospodarce rynkowej. W zachodnich strefach takiej rewolucji nie było i w związku z tym mogła – a pewnie nawet musiała – być zachowana ciągłość. Między innymi personalna. Rozliczano państwo hitlerowskie i jego niektórych funkcjonariuszy, ale ponieważ w zasadzie nie naruszano ustroju społeczno-gospodarczego, zakres wymiany warstw urzędniczych (np. w zawodach prawniczych) i eksperckich (np. w gospodarce i finansach) był niewielki. Fenomen ten stał się szczególnie dobrze widoczny, gdy po 1949 r. zachodni alianci przekazali Niemcom efektywne zarządzanie wszystkimi instytucjami i urządzeniami wewnętrznymi. Tendencje do konsolidacji i stabilizacji społecznej zaczęły odgrywać zasadniczą rolę.
PAP: Szczególnie skomplikowana sytuacja panowała w wieloetnicznej, wielonarodowej Jugosławii. W jaki sposób Tito rozwiązał problem doświadczeń II wojny?
Prof. Andrzej Paczkowski: Należy pamiętać, że wyzwolenie Jugosławii było poprzedzone trwającą od 1942 r. jednocześnie wojną domową – między Chorwatami, Serbami, Bośniakami i Albańczykami – oraz „wojną klasową” między komunistami a pozostałymi nurtami ideowymi (np. wśród Serbów). To w jej trakcie dochodziło do najbardziej krwawych starć i mordów na ludności cywilnej. Tę wojnę domową wygrali komuniści Josifa Tito i to oni dyktowali rozliczenia po jej zakończeniu. Siłą rzeczy głównymi oskarżonymi byli ci, którzy zwalczali komunistów i wcale nie musieli być kolaborantami okupantów. Były to rozliczenia radykalne, ale trwały stosunkowo krótko. Ze względu na mnogość wewnętrznych podziałów Jugosławia jest jednak przypadkiem szczególnym.
PAP: Najbardziej specyficznym przykładem rozliczeń z przeszłością jest Izrael, państwo zbudowane w dużej mierze na skutek Holokaustu. Tam przed sądem stawali nie tylko zbrodniarze niemieccy, tacy jak Eichmann, ale także Żydzi podejmujący kolaborację z Niemcami. W jaki sposób Izrael podszedł do tej kwestii?
Prof. Paweł Machcewicz: W pierwszych latach po II wojnie Holokaust nie był tematem istotnym w przestrzeni publicznej. Zagłada nie pasowała do ideologii syjonistów. Państwo od początku prowadzące wojnę z arabskimi sąsiadami potrzebowało wzoru Żyda bojownika. Jeśli nawiązywano do wojny, to raczej w kontekście powstania w getcie, a nie śmierci milionów, która dokonała się, zdaniem syjonistów, bez podjęcia oporu. Na przybywających z Europy „niedobitków” często patrzono nieprzychylnie, uważając, że musieli dokonać rzeczy niegodnych, aby przeżyć. Dlatego pierwsze rozliczenia dotyczyły Judenratów, członków policji w gettach i kapo w obozach koncentracyjnych. Najgłośniejszy proces lat pięćdziesiątych dotyczył Rudolfa Kastnera, jednego z przywódców Żydów węgierskich, który podjął z Niemcami negocjacje, aby uratować część elity żydowskiej z Budapesztu. Nie był to proces karny, ale cywilny, ponieważ Kastner bronił się przed oskarżeniami. Został oczyszczony z zarzutów, ale w 1957 r. zginął w zamachu zorganizowanym przez człowieka, który uważał go za kolaboranta. Stosunek do Holokaustu zmienił się wraz z porwaniem z Argentyny Adolfa Eichmanna. Był to w rzeczywistości wielki proces całej III Rzeszy i zmierzenie się Izraela z kwestią Zagłady. To przykład tego, w jaki sposób proces sądowy śledzony na całym świecie może wpływać na kształtowanie wyobrażeń na temat wojny i popełnionych zbrodni.
Prof. Paweł Machcewicz: W pierwszych latach po II wojnie Holokaust nie był tematem istotnym w przestrzeni publicznej. Zagłada nie pasowała do ideologii syjonistów. Państwo od początku prowadzące wojnę z arabskimi sąsiadami potrzebowało wzoru Żyda bojownika. Jeśli nawiązywano do wojny, to raczej w kontekście powstania w getcie, a nie śmierci milionów, która dokonała się, zdaniem syjonistów, bez podjęcia oporu. Na przybywających z Europy „niedobitków” często patrzono nieprzychylnie, uważając, że musieli dokonać rzeczy niegodnych, aby przeżyć. Dlatego pierwsze rozliczenia dotyczyły Judenratów, członków policji w gettach i kapo w obozach koncentracyjnych.
PAP: Na ile reżimowi komunistycznemu w Polsce zależało na osądzeniu niemieckich zbrodni i kolaborantów, a jeśli tak, to jakie motywacje przyświecały komunistom?
Prof. Andrzej Paczkowski: Trzeba zacząć od tego, że Polska była jedynym krajem, w którym nie doszło do instytucjonalnej kolaboracji z okupantem. Kolaboracja „po polsku” z reguły miała charakter lokalny, najczęściej wymierzony w sąsiadów, lub – jak w wypadku szmalcowników czy rabusiów żydowskich domów – była powodowana chęcią zysku. W tym ostatnim przypadku dużą rolę odgrywał antysemityzm. Kolaboracja tego rodzaju była zasadnicza w przypadkach „kolaboracji pomocniczej”: udziale w pościgach i wydawaniu ukrywających się, zabójstwach. Przypadków takich było wiele, ale w zasadzie miały one charakter spontaniczny, nie były zinstytucjonalizowane. Po wojnie nie mogły więc budzić zbiorowych emocji, takich, jakie wywoływała kolaboracja „geopolityczna” lub „ideowa”, obecna w procesach marszałka Pétaina, Quislinga, marszałka Antonescu czy ks. Tiso. W Polsce było trochę procesów kolaboracji bardziej politycznej, np. grupy dziennikarzy czy działaczy Goralenvolku, znacznie więcej było „rozliczeń obywatelskich”, o charakterze środowiskowym (jak wśród ludzi teatru).
W tej sytuacji zainteresowanie opinii publicznej koncentrowało się na zbrodniarzach niemieckich, czemu sprzyjała także polityka komunistów instalujących się u władzy. Była ona zarówno zgodna z ówczesną linią Moskwy, jak i z powszechnymi odczuciami społeczeństwa polskiego. Antyniemieckość stanowiła – i to na wiele, wiele lat – ważny pomost między władzą (komunistyczną) a Polakami. Dlatego zapewne blisko 1/3 wyroków wydanych w związku z przestępstwami, które były związane z wojną i okupacją, dotyczyło Niemców. Wystarczy obejrzeć zdjęcia z publicznych egzekucji – np. funkcjonariuszy (obojga płci) z obozu w Stutthof – żeby uzmysłowić sobie skalę emocji.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /