Ratowanie Żydów przez Polaków w dystrykcie lubelskim jest tematem nowej książki wydanej przez IPN. Dotychczas ponad 500 osób z tego rejonu uhonorowano tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. To tylko udokumentowane przypadki; skala pomocy z pewnością była większa – podkreśliła historyk dr Alicja Gontarek.
Podczas 25. Targów Wydawców Katolickich, które rozpoczęły się w czwartek (5 grudnia) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zaprezentowano wydaną w tym roku przez Instytut Pamięci Narodowej książkę „Polacy ratujący Żydów w dystrykcie lubelskim 1939–1944 – oblicza pomocy” pod redakcją Rafała Drabika i Alicji Gontarek.
„Określenie dokładnej skali pomocy w tym rejonie jest skomplikowane i trudne do ujęcia w liczbach bezwzględnych, bo nie mamy generalnie danych dotyczących pomocy w ogóle na terenie Generalnego Gubernatorstwa” – wyjaśniła w rozmowie z PAP dr Gontarek.
Dotychczas ponad 580 osób z Lubelszczyzny otrzymało tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, który przyznawany jest od 1963 r. przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. Publikacja prezentuje portret zbiorowy Sprawiedliwych dla tego terenu, jak też przedstawia indywidualne historie osób ratujących – zarówno tych, którzy otrzymali odznaczenie Yad Vashem, jak i tych, którzy nie zostali nim uhonorowani. Większość wybranych przykładów dotyczy pomocy udzielanej na wsi.
„Dużą rolę w naszych badanich odgrywa procedura weryfikacji, bo staraliśmy się, aby każdy przypadek znalazł swoje odzwierciedlenie w jakiejś relacji żydowskiej, aby nie było mowy o jednostronności” – podkreśliła historyczka.
Zapytana, na czym polegała pomoc Żydom zwróciła uwagę, że paradoksalnie żaden z badaczy do tej pory nie stworzył definicji tej pomocy. Jej zdaniem, dodatkowo powinno się rozróżnić udzielanie pomocy doraźnej i tymczasowej od procesu ratowania. „Na pojęcie ratowania składa się tak naprawdę szereg rożnego rodzaju czynności, które możemy określić jako strategię pomocy, bo jest to bardzo skomplikowane, czasami długofalowe działanie, wymagające planowania czy też korekty w związku z dostosowaniem do zmieniającej się sytuacji” – zauważyła dr Gontarek.
Nawiązując do przykładów form pomocy udzielanej Żydom przez Polaków wymieniła m.in. ukrywanie w stodole, pod chlewikiem, na strychu, czy też donoszenie jedzenia w konspiracji. Były też przypadki przysposabiania dzieci. Badaczka zaznaczyła, że z jednej strony koncentrowano się na tym, aby totalnie ukryć gdzieś te osoby w niewidocznym miejscu, ale z drugiej strony też starano się przygotować je do funkcjonowania w świecie zewnętrznym po pewnym czasie. „Mowa chociażby o tlenieniu włosów, załatwieniu dokumentów, transporcie w inną część Polski, gdzie nikt nie zna tej osoby” – dodała.
Historyczka przypomniała, że za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci, a wśród innych sankcji była m.in. deportacja do obozu koncentracyjnego, czy więzienia. Z czasem lokalne zarządzenia spowodowały, że właściwie za udzielenie – jak zaznaczyła - jakiejkolwiek pomocy Żydom groziła kara śmierci. „Niemcy stosowali również system nagród za ujęcie Żydów. Często były to towary wówczas deficytowe i bardzo pożądane: zboże, pieniądze, cukier, przydział spirytusowy lub ubranie. Nie wiemy, ilu zachęconych w taki sposób Polaków z własnej woli tropiło Żydów” – czytamy w publikacji.
„Cały czas ta dyskusja o postawie Polaków rozbija się o liczby, czyli jaka jest skala donoszenia i jaka jest skala pomocy. Tych ponad pięciuset Sprawiedliwych to nie jest koniec – to tylko namierzone, udokumentowane przypadki. Skala pomocy z pewnością była większa” – zaznaczyła dr Alicja Gontarek.
Dr Rafał Drabik w rozmowie z PAP przywołał historię pacyfikacji wsi Białka niedaleko Parczewa (gm. Dębowa Kłoda), która miała miejsce 7 grudnia 1942 r. Niemcy zamordowali tam 98 osób w odwecie za pomoc ludności żydowskiej. Z ustaleń wynika, że w kompleksie leśnym, niedaleko wsi, mieściło się wielkie obozowisko ukrywających się Żydów, którzy uciekli jesienią z pobliskich gett. Miejsce to nazywano „bazarem”. Przebywali tam też jeńcy sowieccy zbiegli z niewoli. „W ciągu kilku dni Niemcy wymordowali tam co najmniej kilkaset osób. Ostatniego dnia otoczyli wieś Białka, wypędzili wszystkich mieszkańców do szkoły, wyodrębnili mężczyzn pracujących w lesie, a wszystkich pozostałych mężczyzn – grupa po grupie – rozstrzelali” – opisał historyk.
Z danych zawartych w książce wynika, że w 1940 r. populacja dystryktu lubelskiego liczyła blisko 2,4 mln osób. W przededniu II wojny światowej na Lubelszczyźnie żyło ok. 300 tys. Żydów. Najwyższy odsetek żydowskich mieszkańców miast zanotowano w Międzyrzecu Podlaskim, Włodawie i Stoczku. W regionie były też miasteczka, które zamieszkiwała prawie wyłącznie ludność żydowska – Izbica (92,8 proc.) i Łaszczów (91,2 proc.).(PAP)
gab/ dki/