
„Stoczniowcy Gdyni, Stoczniowcy Gdańska / Idźcie do domów, skończona walka / Świat się dowiedział, nic nie powiedział” – można usłyszeć w „Balladzie o Janku Wiśniewskim”, stanowiącej gorzkie podsumowanie Grudnia ’70. Minęło kolejnych jedenaście lat i władza ludowa znów zdecydowała się na strzelanie do protestujących robotników.
Tym razem jednak nie na Wybrzeżu, a na Górnym Śląsku. Najpierw 15 grudnia 1981 r. w czasie pacyfikacji Kopalni Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu Zdroju, a dzień później w KWK „Wujek”. W tym pierwszym przypadku było „tylko” czterech rannych, w tym drugim ostatecznie dziewięciu zabitych (Józef Czekalski, Józef Krzysztof Giza, Joachim Gnida, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński, Zbigniew Wilk i Zenon Zając), a kilkudziesięciu kolejnych rannych. W obu przypadkach do broniących swych kopalni górników strzelali funkcjonariusze plutonu specjalnego ZOMO. Tym razem świat już jednak nie milczał. Co więcej, zamordowanie z zimną krwią protestujących nie skończyło się jedynie na słownym potępieniu.
Pacyfikacja „Wujka” nie były jedynym krwawym epizodem stanu wojennego, ale na pewno najbardziej tragicznym. Oficjalne o śmierci górników poinformowało dzień po niej Polskie Radio, podając liczbę ofiar śmiertelnych – wówczas siedmiu (Gnida zmarł 2 stycznia, a Stawisiński 25 stycznia 1982 r.). Oczywiście natychmiast wydarzenie to trafiło na czołówki zachodnich gazet i stało się jednym z głównych tematów w serwisach informacyjnych, zarówno w radiu, jak i w telewizji państw kapitalistycznych.
Najszerzej krwawe wydarzenia z Katowic komentowano na antenie Radia Wolna Europa. 17 grudnia – jako pierwszy – odnosił się do nich dziennikarz RWE Janusz Marchwiński. Mówił on: „Stało się najgorsze. Jedenaście lat po pamiętnym grudniu roku siedemdziesiątego – władze PRL – znów skierowały lufy karabinów na robotników. Nie zawahano się wydać śmiercionośnego rozkazu. Wiadomość o zabiciu w środę siedmiu górników kopalni Wujek jest wstrząsająca”.
Wstrząs był zresztą na tyle duży, że np. jedna z największych gazet w Szwecji „Svenska Dagbladet” pod wpływem tego, co zdarzyło się w Katowicach zmieniła ocenę Wojciecha Jaruzelskiego – uznając, że ten nie może się już prezentować jako polski patriota, lecz jest już tylko „sowieckim lokajem”. Z kolei dziennik „L’Unità”, oficjalny organ Włoskiej Partii Komunistycznej, pisał: „władze PRL uzasadniały wprowadzenie stanu wojennego tym, że tylko w ten sposób można było rzekomo zapobiec czemuś gorszemu. Lecz oto doszło do starć, są ranni, zabici, nastąpił przelew krwi […] Te tragiczne wydarzenia są świadectwem, że […] popełniono nieszczęsny błąd”.
Na masakrę w kopalni „Wujek” zareagowały również władze państw zachodnich. Jako jedne z pierwszych Szwecji, które pod jej wpływem zrewidowały swe dotychczas bardzo ostrożne stanowisko wobec stanu wojennego. W oświadczeniu upublicznionym 18 grudnia rząd tego kraju „wyrażał wstrząs i oburzenie na wiadomość o zabiciu i ranieniu wielu osób przez siły bezpieczeństwa”, a także „zdecydowanie potępił tę „wielką zbrodnię przeciwko prawom człowieka”. Zażądał również, „aby przywódcy państwa polskiego zaprzestali wojskowych i policyjnych akcji, które są zamachem na życie i wolność”. I stwierdzał: „Polska musi kontynuować linię rokowań i kompromisu, którą zapoczątkowano tak obiecująco”.
Nie mogło oczywiście zabraknąć reakcji Stanów Zjednoczonych. Rzecznik Departamentu Stanu oświadczył: „Amerykańskie koła rządowe z niepokojem obserwują używanie przemocy przeciwko Polakom, którzy starają się korzystać z przysługujących im praw obywatelskich i politycznych”. I dodawał, że „napływają niepotwierdzone doniesienia, według których w starciach między strajkującymi i siłami bezpieczeństwa w Katowicach zginęło więcej niż siedem osób, jak to podano oficjalnie”. Wezwał też – ponownie – władze PRL „do zaprzestania ataków na robotników, studentów czy intelektualistów i uwolnienia więźniów politycznych”.
Jak zresztą informowało 20 grudnia BBC Departament Stanu zakwestionował ilość zabitych podaną przez władze PRL, powołując się na „miarodajne źródła, które utrzymują, że liczba ofiar śmiertelnych może przekroczyć 60”. Później, w trakcie prób uzgodnienia wspólnego stanowiska Stanów Zjednoczonych i jego sojuszników, precyzował ich liczbę na 66 (10 osób miało zostać śmiertelnie pobitych, a reszta zginąć od kul) nie tylko zresztą w Katowicach, ale na całym Śląsku w efekcie „starć do jakich doszło podczas łamania strajków”. W tym kontekście nie powinno dziwić stwierdzenie: „Rząd Stanów Zjednoczonych uważa, że władze polskie były nadmiernie brutalne i represyjne w swych posunięciach i dlatego chce zorganizować zjednoczoną akcję odwetową”. Tak na marginesie w kolejnych tygodniach amerykańscy dyplomaci starali się zweryfikować ilość ofiar. I tak np. już 30 grudnia ambasador USA w Polsce Francis J. Meehan informował, że „pracownik ambasady rozmawiał oddzielnie z dwoma wyższej rangi pracownikami Ministerstwa Zdrowia […] Każdy z nich powiedział, że było tylko 7 przypadków śmierci w kopalni +Wujek+”. I dodawał: „pracownicy ci mają dostęp do informacji szpitalnych z całego kraju. Wyraźnie wierzą w tę liczbę, ale przyznali, że w rzeczywistości może być ona wyższa. Żaden z nich jednakże nie wyraził jakiegokolwiek zaniepokojenia wysuniętą przez amerykańską, prywatną organizację charytatywną propozycją przysłania do Krakowa grupy lekarzy amerykańskich”.
Na wydarzenia z 16 grudnia 1981 r. zareagowały też inne kraje. Belgijski parlament „uczcił minutą milczenia pamięć Polaków, którzy zginęli broniąc wolności”, a minister spraw zagranicznych tego kraju Leo Tindemans zaapelował do władz w Warszawie o poszanowanie Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, podpisanego w Helsinkach w 1975 r. Wezwał on też do siebie ambasadora PRL w Belgii Janusza Fekecza, któremu wręczył specjalne oświadczenie. Z kolei szef MSZ Irlandii James Dooge 18 grudnia 1981 r. wyraził „głębokie zatroskanie” z powodu wydarzeń w Polsce, a śmierć górników z „Wujka” uznał za tragedię, która może doprowadzić „do krawędzi katastrofy gospodarczej i obywatelskiej”. Takie też stanowisko delegacja irlandzka przedstawiła podczas obrad KBWE w Madrycie. Pacyfikację „Wujka” potępiła również – choć nie wprost – Komunistyczna Partia Hiszpanii. Wydała ona oświadczenie, w którym stwierdzano m.in.: „Wiemy, jak zaczyna się reżim wojskowy. Od strzelania do robotników i stawiania ich przed sądem. Nikt nie wie, jak jednocześnie się to skończy. Komuniści hiszpańscy zabierają w tej sprawie głos na podstawie własnego doświadczenia, w oparciu o 40 lat autorytarnych rządów generała Franco”.
Podobne stanowisko zajął były przywódca Komunistycznej Partii Szwecji C. H. Hermansson, który dziennikowi „Dagens Nyheter” powiedział m.in.: „Nie powinno się bronić reżimu, który posyła wojsko, by strzelało do strajkujących robotników. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że nie powinno się utrzymywać przyjaznych stosunków z reżimem, który dopuścił się takich krwawych czynów, ani też z partią, która broni takich postępków”.
Zareagował również papież Jan Paweł II. 20 grudnia 1981 r. – podczas homilii po modlitwie Anioł Pański – powierzył Polskę opiece Matki Boskiej, a także poprosił o wyrazy solidarności z narodem polskim mającym prawo do życia w pokoju i poszanowania praw człowieka, a także wezwał do szczególnej modlitwy za zabitych, rannych i aresztowanych. Dwa dni wcześniej do Warszawy przyjechał jego specjalny wysłannik ksiądz arcybiskup Luigi Poggi, który przekazał Jaruzelskiemu list od papieża. Jan Paweł II zwracał się w nim z „usilną prośbą i zarazem z gorącym wezwaniem o zaprzestanie działań, które przynoszą ze sobą rozlew krwi bratniej”. Jak bowiem argumentował: „W ciągu ostatnich zwłaszcza dwu stuleci Naród Polski doznał wielu krzywd, rozlano też wiele polskiej krwi, dążąc do rozciągnięcia władzy nad naszą Ojczyzną. W tej perspektywie dziejowej nie można dalej rozlewać polskiej krwi: nie może ta krew obciążać sumień i plamić rąk Rodaków”. O liście swym papież poinformował nie tylko prymasa Polski Józefa Glempa czy kardynała Franciszka Macharskiego (metropolitę krakowskiego i wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski), ale również przedstawicieli państw sygnatariuszy Aktu Końcowego KBWE w Helsinkach.
Na zakończenie warto przypomnieć, że byli też politycy zachodni, którzy zareagowali zupełnie inaczej. I tak np. francuski premier ¬– socjalista – Pierre Mauroy nie zamierzał z powodu zabicia górników z „Wujka” zmieniać przyjętego 13 grudnia „miękkiego” stanowiska kierowanego przez siebie rządu. Tym bardziej, że podobne zajmował jego komunistyczny koalicjant. Jak twierdził stojący na czele Francuskiej Partii Komunistycznej Georges Marchais, co prawda stan wojenny i związane z nim „zawieszenie podstawowych swobód obywatelskich, aresztowania, internowania, wypadki śmierci” owszem były dla niego wstrząsem, ale nie zmieniały stanowiska tej partii, które polegało „na niepodejmowaniu żadnych poczynań, które mogłyby sprzyjać wewnętrznej konfrontacji czy umiędzynarodowieniu konfliktu” w PRL. Swego stanowiska nie zamierzał również zmieniać kanclerz RFN Helmut Schmidt uznający stan wojenny, jako „mniejsze zło”.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN