Pomnik Stepana Bandery we Lwowie na Ukrainie, 2014 r. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
„Skoro Rosjanie mówią, że Bandera jest zły, to pewnie jest to bohater” – zdaniem prof. Joanny Getki z UW w ten sposób myśli większość Ukraińców, co tłumaczy wzrost popularności Stepana Bandery w ukraińskim społeczeństwie. Jak jednak przekonuje Maria Piechowska z PISM, okres jego największej gloryfikacji już przeminął.
Brytyjski think tank Royal United Services Institute (RUSI) opublikował w ubiegłym tygodniu analizę poświęconą rosyjskiej dezinformacji w Polsce, zatytułowaną „Wojna Polski, Ukrainy i Rosji z historią”.
Autor opracowania, Floris van Berckel Smit, sformułował w nim pogląd, że rosyjskie kampanie dezinformacyjne w Polsce nie promują treści prorosyjskich, bo w naszym przypadku nie byłyby skuteczne. Starają się natomiast wykorzystać historyczne rany, zwłaszcza rzeź na Wołyniu.
Jak czytamy w analizie, „w Polsce wydarzenia te są uznawane za ludobójstwo. Na Ukrainie jednak niektórzy czczą Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) jako bojowników ruchu oporu antysowieckiego. Na przykład we Lwowie (części Polski sprzed II wojny światowej) pomnik przywódcy UPA Stepana Bandery symbolizuje to kontrowersyjne dziedzictwo. Reputacja Bandery zmieniła się diametralnie. Podczas gdy w 2012 r. tylko 22 proc. Ukraińców postrzegało go pozytywnie, do 2022 r. odsetek ten wzrósł do 74 proc. Demonizowanie Bandery przez Rosję mogło wzmocnić jego pozycję jako symbolu oporu wobec Moskwy”.
PAP zapytała Marię Piechowską, analityczkę ds. Ukrainy w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM), jak doszło do tak znacznego wzrostu popularności Bandery wśród Ukraińców.
– Po pierwsze, na Ukrainie nie ma dużej wiedzy na temat wydarzeń na Wołyniu. Ukraińcy wiedzą tyle, że Polacy drążą ten temat. Natomiast Bandera i UPA to dla nich wyłącznie symbole walki z Rosją sowiecką, a teraz z Rosją – wyjaśniła analityczka.
Jej zdaniem problem polega na obustronnym niezrozumieniu – my nie wiemy, dlaczego Ukraińcy gloryfikują nacjonalistę, natomiast oni – nie wiedzą, kim dla Polaków jest Bandera. – Problem ten jest podsycany przez fakt, że po obu stronach dochodzą emocje – dodała Piechowska.
Drugi wskazany przez nią czynnik to fakt, że Ukraińcy – szczególnie prowadząc wojnę obronną – jak każdy naród potrzebują swoich bohaterów. – Ale ten szczyt gloryfikacji postaci z okresu II wojny i po niej – bo pamiętajmy, że partyzanci UPA siedzieli w lasach i walczyli z władzą sowiecką jeszcze w latach 60. – już przeminął. Po prostu to zapotrzebowanie zaczęli zaspokajać nowi bohaterowie, z obecnej wojny – zauważyła rozmówczyni PAP.
Jak podkreśliła ekspertka, powinniśmy mieć na uwadze fakt, że z czasem pewne symbole zmieniają znaczenie. – Czarno-czerwona flaga dla większości Ukraińców już nie jest symbolem UPA. Gdyby zapytać o to przeciętnego Ukraińca, odparłby, że te barwy utożsamiają niezłomną walkę z Rosją. Z naszego punktu widzenia brzmi to fatalnie, ale to wynika z ich braku wiedzy – zaznaczyła Piechowska.
Analityczka zwróciła uwagę na to, że Rosja nie wymyśla nowych problemów; ona w umiejętny sposób eksploatuje te istniejące. – A po obu stronach granicy, zwłaszcza po stronie ukraińskiej, jest problem tej niewiedzy, więc Rosja to wykorzystuje. I będzie wykorzystywać za każdym razem, gdy pojawi się potencjał do konfliktu – ostrzegła.
Zaznaczyła jednak, że działa to również w drugą stronę, przywołując w tym kontekście przykład Cmentarza Orląt Lwowskich. Dopóki jego odnowa i działania na rzecz otwarcia wywoływały emocje i miały potencjał konfliktogenny, Rosja to wykorzystywała. Gdy jednak doszło do otwarcia nekropolii w ostatecznej formie, temat zniknął, a Moskwa straciła zainteresowanie tą sprawą.
Piechowska, zapytana o to, jak – bez zadawania gwałtu wrażliwości historycznej Polaków i Ukraińców – ograniczyć Rosji pole działania, odparła, że, choć to bardzo trudne, powinniśmy pozwolić historykom na dialog. Rzetelny i koniecznie wolny od emocji. Poza tym – jak dodała – bardzo ważne są ekshumacje i uświadamianie Ukraińców. Choć i tutaj ekspertka dostrzega pewien problem. Zwróciła uwagę na fakt, że Ukraińcy są niezwykle wrażliwi na imperializm, a przez dekady władza sowiecka wmawiała im, że Polska jest krajem imperialnym.
– Nie twierdzę, że w to wierzą, natomiast na tym nieuświadomionym poziomie, jeżeli słyszą „ten wasz bohater jest zły”, to nie zastanawiają się, dlaczego, tylko odbierają to jako próbę narzucenia przez Polskę dyskursu. Zresztą to również wykorzystuje Rosja, strasząc ich, że Polska chce odzyskać Kresy Wschodnie – wyjaśniła Piechowska.
Kolejna rozmówczyni PAP, prof. Joanna Getka, dyrektor Instytutu Studiów Interkulturowych Europy Środkowo-Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, podkreśliła, że rosyjska propaganda wysyła inne treści dotyczące działalności Bandery i UPA w kierunku Polaków, a inne w kierunku Ukraińców.
– W przekazie kierowanym do nas jest eksponowany element zbrodni na Wołyniu i tej bratobójczej walki partyzanckiej oraz zacierane (wątki dotyczące) innej działalności UPA – wyjaśniła. Z kolei, jak zaznaczyła, w przekazach kierowanych do Ukraińców Bandera to zdrajca w stylu Mazepy (Iwan Mazepa, hetman zaporoski; dążąc do oderwania Ukrainy od Rosji, sprzymierzył się z Rzecząpospolitą i Szwecją – PAP), który pogrzebał możliwości jakiejkolwiek współpracy z „dobrym” Związkiem Sowieckim i Rosją.
– Tyle że w sytuacji zbrojnej agresji Rosji takie opluwanie Bandery przynosi odwrotny efekt. „Skoro Rosjanie mówią, że zły, to zapewne bohater” – rozumują Ukraińcy. Sądzę, że wzrost jego popularności nastąpił na fali rosyjskiej agresji – podkreśliła Getka.
W jej ocenie Bandera i inni upowcy to dla Ukraińców tylko hasło, symbol, a wiedza o ich działalności nie jest powszechna. – To tak, jak by zapytać Polaków o Jana Henryka Dąbrowskiego. Wiadomo, że był sławnym generałem, ale ile osób powiedziałoby coś więcej o jego działalności? – zapytała retorycznie.
Również w ocenie Getki to właśnie agresja rosyjska wywołuje u Ukraińców takie błyskawiczne uświadomienie i szukanie własnych symbolicznych punktów oparcia i historycznego sprzeciwu. Jednak przyczyn tego zjawiska upatruje też w niezbyt udanej polityce tożsamościowej prowadzonej po 1991 r.
Jak oceniła rozmówczyni PAP, Ukraina – pochłonięta problemami gospodarczymi i politycznymi – w zasadzie nie prowadziła nowoczesnej polityki tożsamościowej. Próby wszelkich działań były podejmowane oddolnie, jak choćby pomarańczowa rewolucja w 2004 r.
W 2014 r. władze uświadomiły sobie, że trzeba zacząć to robić w sposób skoordynowany. Na Ukrainie pojawiły się wszędzie emblematy i żółto-niebieskie barwy. Ale – jak wyjaśniła ekspertka – w ten sowiecko-siermiężny, tak nieatrakcyjny i nienowoczesny sposób trudno zbudować prestiż i wytworzyć konstytutywne wskaźniki tożsamości – język, historię, kulturę, czyli to, co buduje poczucie wspólnoty.
– Powstała sytuacja, w której młodzi ludzie – mając internet – widzieli w nim nowoczesny, atrakcyjny świat, ale gdy się odwracali, widzieli narysowane w prowincjonalnej lub sowieckiej stylistyce słoneczniki lub niebiesko-żółty napis „Ukraina” – tłumaczyła Getka.
Jej zdaniem na gruncie tych działań „uświadamiających” zaczęło się pojawiać nazwisko Bandery. – Choć należy tu podkreślić, że – wbrew pokutującemu u nas przekonaniu – Ukraina nie jest „obanderyzowanym” krajem. Jego pomników nie ma tam dużo, a te, które są, to głównie małe popiersia. To nie jest tak, jak u nas np. z Piłsudskim, który ma liczne monumenty, a w większości miast – ulice – uściśliła.
Jak podsumowała rozmówczyni PAP, może nam się wydawać niepojęte, jak można nie wiedzieć o Wołyniu i jaki udział w tych wydarzeniach miał Bandera. Ale należy pamiętać, że każdy naród buduje swoją historię wybiórczo i formułuje przekazy ze swojej perspektywy. – Z jednej strony to naturalne, a z drugiej – zapewnia skuteczność Rosji – przekonywała.
UPA, będąca zbrojnym ramieniem założonej przez Banderę w 1940 r. frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, zwanej OUN-B, prowadziła na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zorganizowaną akcję eksterminacji ludności polskiej. W jej wyniku w latach 1943-1945 zamordowano, w ocenach badaczy, nawet do 100 tys. Polaków. Choć zbrodnia była realizacją linii ideowej OUN-B i Bandery, on sam w niej nie uczestniczył – od lipca 1941 do września 1944 r. przebywał bowiem w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen.
Prof. Jan Pisuliński, kierownik Zakładu Historii Najnowszej na Uniwersytecie Rzeszowskim, członek Polsko-Ukraińskiego Forum Historyków, zapytany przez PAP o to, dlaczego Ukraina nie zaspokaja swojego zapotrzebowania na antyrosyjskich bohaterów, odwołując się np. do etosu Strzelców Siczowych czy przywódcy Ukraińskiej Republiki Ludowej, Symona Petlury, wyjaśnił, że wynika to z faktu, że UPA walczyła z Sowietami wyjątkowo długo.
Jak wyjaśnił prof. Pisuliński, wraz z wybuchem wojny w 1939 r. wszystkie ukraińskie partie, które funkcjonowały w Polsce i legalnie oraz bez przemocy walczyły o swoje interesy w społeczności ukraińskiej, przestały istnieć. O ile polskie partie zeszły do podziemia lub podjęły działalność na uchodźstwie, w przypadku formacji ukraińskich powstała pustka, w której została tylko Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Miała ona walczyć ze wszystkimi okupantami, a więc wymieniano wśród nich Związek Sowiecki, Niemców i Polaków.
– W praktyce walczyła z Polakami, a gdy ci – po przesiedleniach – zniknęli z większości terenów Ukrainy, po 1945 r. walczyła głównie z Rosją. Walka ta trwała właściwie do 1951 r., choć ostatnich upowców złapano w 1960 r. Więc w taki sposób stali się legendą oporu przeciw Sowietom – wyjaśnił ekspert, przypominając, że taką podziemną walkę prowadzili też Litwini, Łotysze i Estończycy.
W ocenie prof. Pisulińskiego część życiorysu Bandery czyni go użytecznym w obecnych wewnętrznych uwarunkowaniach Ukrainy: – Przebywał w niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, a po zwolnieniu po wojnie mieszkał w Monachium, w amerykańskiej strefie okupacyjnej. On i OUN w tamtym okresie współpracowali z amerykańskim i brytyjskim wywiadem. W 1959 r. został zamordowany przez agenta KGB – wymienił rozmówca PAP. Zaznaczył przy tym, że gloryfikowanie przeszłości Bandery nie przekłada się na poparcie dla jego spadkobierców ideowych, którzy na współczesnej Ukrainie mają, jak np. partia Swoboda, śladowe poparcie.
Ocenę polskich ekspertów, że Bandera i UPA to dla Ukraińców po prostu uosobienie walki z Rosją, a wcześniej ZSRR, potwierdza wypowiedź dra Romana Kabaczija z Narodowego Muzeum Ukrainy w Drugiej Wojnie Światowej.
– Kiedy Ukraina uzyskała już niepodległość, dużo mówiono o tym, że dostaliśmy ją w prezencie. Ale Putin nam pokazał, że o nią trzeba walczyć. Dlatego ideologia silnego, niepodległego ukraińskiego państwa, którą tworzyła UPA, walcząc z nazistami i NKWD do połowy lat 50., wskazuje na to, że wybieramy tych bohaterów, którzy są nam najbliżsi w tej perspektywie niepodległościowej – tłumaczył.
Zaznaczył przy tym, że są oni wykorzystani przede wszystkim na froncie. – Chyba nie ma brygady czy pułku imienia Stepana Bandery, ale jakichś innych członków UPA – są. Często ludzie nawet nie wiedzą, co to za człowiek. My o tym nie myślimy na co dzień. Żyjemy każdego dnia Pokrowskiem czy Chersoniem, z którego pochodzę, ścieranym z powierzchni ziemi przez (rosyjski) ostrzał z drugiego brzegu Dniepru – podkreślił Kabaczij. (PAP)
gru/ ag/ kbm/ mhr/

