W Połczynie-Zdroju (Zachodniopomorskie) odsłonięto pomnik Pamięci Dzieci – ofiar germanizacji w latach 1939-1945. Ten pomnik, dziewczynki z kuferkiem, kojarzy się ze mną, która też stąd została zabrana i tutaj wróciła – mówiła w piątek Barbara Paciorkiewicz, która była jedną ze zrabowanych dzieci.
Odsłonięcie pomnika Pamięci Dzieci – ofiar germanizacji w latach 1939-1945 było kulminacyjnym punktem zaplanowanych na 7-8 września połczyńskich uroczystości upamiętniających dzieci wojny, w tym te, które zostały zrabowane dla Rzeszy i trafiły m.in. do Lebensborn w Bad Polzin (obecnie Połczyn-Zdrój). Termin nie był przypadkowy, wiąże się z ustanowionym w lipcu przez Sejm na 10 września Narodowym Dniem Polskich Dzieci Wojny. W tym roku święto to zbiega się z uroczystością beatyfikacji polskiej rodziny Ulmów, która oddała życie, chroniąc Żydów.
Pomnik projektu i autorstwa połczynianki Michaliny Wianeckiej, absolwentki rzeźby na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, przedstawia postać dziewczynki o smutnym wyrazie twarzy, która ściska zabawkę, stoi boso na walizce, a jej sukienkę i włosy rozwiewa wiatr.
Pomnik projektu i autorstwa połczynianki Michaliny Wianeckiej, absolwentki rzeźby na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, przedstawia postać dziewczynki o smutnym wyrazie twarzy, która ściska zabawkę, stoi boso na walizce, a jej sukienkę i włosy rozwiewa wiatr.
Na cokole umieszczona została tablica z napisem w językach polskim, angielskim i niemieckim o treści: "Ofiarom germanizacji w latach 1939-1945 Mieszkańcy Połczyna-Zdroju Instytut Pamięci Narodowej". W prawym górnym rogu pojawiły się słowa "Pamiętaj! Jesteś Polką" Barbary Paciorkiewicz, które słyszała od starszych dzieci w połczyńskim Lebensborn, do którego trafiła z Łodzi, odebrana babci w wieku czterech lat.
"Ten pomnik, dziewczynki z kuferkiem, kojarzy się ze mną, która też stąd została zabrana i tutaj wróciła z małym drewnianym kuferkiem" – powiedziała w piątek Paciorkiewicz.
"To jest bardzo ważne, by znać swoje korzenie, czy się mieszka w Stanach, czy w Australii, trzeba znać swoje korzenie, wiedzieć, skąd się pochodzi. Mnóstwo jest takich osób, które nawet nie wiedzą, że mają korzenie polskie, ale na pewno walczą ze swoją tożsamością" – zaznaczyła Paciorkiewicz, która w rozmowie z PAP w maju br. podkreślała, jak proceder rabowania dzieci zniszczył jej psychikę.
W piątek, patrząc na odsłaniany pomnik, miała nadzieję, że podoba się on uczestnikom uroczystości. "To dziecko, które patrzy gdzieś w dal, się zastanawia, do kogo należy i gdzie jest jego miejsce" – interpretowała na głos Paciorkiewicz.
Dyrektor Muzeum Dzieci Polskich ofiar totalitaryzmu Ireneusz Maj, ocenił, że pomnik stanowi most pamięci, który łączy dwa miasta: Łódź i Połczyn-Zdrój. "Bo przecież w Łodzi zaczęła się formalno-prawna gehenna polskich dzieci. Tam w czasie drugiej wojny światowej istniała centrala przesiedleńcza, funkcjonowały obozy koncentracyjne, przesiedleńcze, obóz rasowy, a przede wszystkim to piekło na ziemi, jakim był obóz przy ul. Przemysłowej. (…) Przez ten obóz przeszło ok. 3 tys. polskich dzieci. Ile dokładnie Niemcy zamordowali w tym obozie polskich dzieci, chyba nie dowiemy się nigdy" – mówił dyr. Maj.
Zaznaczył, że o tych wydarzeniach trzeba pamiętać, bo "naród, który zapomina o swojej historii, przestaje istnieć". W podobnym tonie o wadze znajomości historii, przekazywaniu jej kolejnym pokoleniom, by nie popełniać błędów przeszłości i żyć w pokoju, wypowiadali się wicemarszałkowie woj. zachodniopomorskiego Anna Bańkowska i Stanisław Wziątek.
Z kolei konsul honorowy Ukrainy w Szczecinie Henryk Kołodziej podkreślił, że "nikt sobie nie wyobrażał i nie chciał brać pod uwagę, że po 80 latach jeden z narodów – który usuwał to poprzednie zło – morduje, pali, kradnie, gwałci".
"To jest bardzo ważne, by znać swoje korzenie, czy się mieszka w Stanach, czy w Australii, trzeba znać swoje korzenie, wiedzieć, skąd się pochodzi. Mnóstwo jest takich osób, które nawet nie wiedzą, że mają korzenie polskie, ale na pewno walczą ze swoją tożsamością" – zaznaczyła Paciorkiewicz, która w rozmowie z PAP w maju br. podkreślała, jak proceder rabowania dzieci zniszczył jej psychikę.
Mówiąc o Rosji, ocenił, że "to kraj kilkukrotnie większy od Ukrainy i potrzebni są im mali Ukraińcy i małe Ukrainki, żeby były okaleczone i duchowo zamęczone".
"Pamiętacie o tych, co nic nie będąc winni, malutcy, jeszcze niedojrzali, ufni, jechali często do obozów, a teraz nie mogą wrócić. Kradziono ich tysiącami, a oddają ich jednostkami" – mówił w piątek Kołodziej.
O tym, że tragiczna historia rabunku dzieci się powtarza za polską wschodnią granicą mówił też burmistrz Połczyna-Zdroju Sebastian Witek.
"Musicie wiedzieć, że szacuje się, że w Ukrainie poprzez rabunek wywieziono do Rosji kilkanaście tysięcy dzieci w celu poddania ich przymusowej rusyfikacji. Ich los będzie i jest taki sam, jak los świadków wydarzeń, które dziś chcemy upamiętnić. Nie wolno milczeć, nie wolno zapomnieć" – apelował burmistrz.
Zapowiedział także przyszłoroczne uroczystości, które mają mieć równie uroczysty charakter.
Pomnik, wykonany z brązu, stanął przy promenadzie nad zalewem, w sąsiedztwie kapliczki i pensjonatu Skaut, w którym przed wojną szkolili się sportowcy przygotowujący się do igrzysk olimpijskich. Kapliczka, według miejscowych przekazów, stanęła tuż po wojnie w miejscu grzebania zmarłych dzieci z Lebensborn (śledztwo IPN w tej sprawie zostało umorzone – PAP), a po utworzeniu zalewu została ona przeniesiona o kilkanaście metrów. Pomnik został sfinansowany z funduszy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i z połczyńskiej gminy, tablicę pamiątkową ufundował IPN.
Starania o utworzenie miejsca pamięci dzieci germanizowanych w połczyńskim Lebensborn trwały, jak przekazała jedna z inicjatorek Bożena Łukomska, siedem lat przy zaangażowaniu władz miasta, nauczycieli, wielu stowarzyszeń skupiających dzieci wojny. Ostatecznie w 2022 r. IPN wydał wymaganą zgodę. (PAP)
Autorka: Inga Domurat
ing/ joz/