Zabrzmi to jak socjalistyczny slogan, ale gdyby nie wielka społeczna akcja narodu, dziś być może na miejscu Zamku Królewskiego byłby skwer lub zupełnie inny budynek. Choć władze tuż po wojnie zapowiadały odbudowę siedziby królewskiej, to trzeba było kilku zmian na szczytach PZPR i 25 lat, by zapadła ostateczna decyzja. Całe finansowanie zostało przerzucone na społeczeństwo, a Polacy sprostali ogromnemu wyzwaniu.
„Dla uczczenia 25 rocznicy odzyskania wolności Narodu i wyzwolenia kraju spod jarzma hitlerowskiej okupacji; dla uczczenia powstania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i podkreślenia nierozerwalnych więzów łączących społeczeństwo kraju z milionami Polaków rozsianych po całym świecie. (...) Rada Ministrów PRL postanawia przystąpić do odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie w oparciu o fundusze społeczne zebrane na ten cel przez ofiarodawców w kraju i za granicą” – tym dokumentem władze rozpoczęły największą zbiórkę społeczną w historii Polski.
Zdążyć przed zniszczeniem
Niezwykła walka o to, by móc jak najwierniej odbudować Zamek Królewski rozpoczęła się jeszcze przed jego zburzeniem. Ciężkie czasy dla rezydencji zaczęły się już we wrześniu 1939 r. Zdjęcie płonącej wieży zegarowej, trafionej niemieckim pociskiem, to jeden z symboli wrześniowego oblężenia miasta. Ale to był tylko początek. Adolf Hitler już w 1939 r. wydał rozkaz całkowitego zniszczenia Zamku. Jeszcze w listopadzie Niemcy przystąpili do wiercenia tysięcy otworów na ładunki wybuchowe w ścianach. Los zamku wydawał się przesądzony. Polscy muzealnicy postanowili walczyć o zachowanie pamiątek z przeszłości, a jednocześnie o przyszłość.
„Nie mieliśmy wątpliwości, że Zamek Królewski będzie po wyzwoleniu z niemieckiej okupacji odbudowany. Dlatego też nie tylko starannie zabezpieczyliśmy plany Zamku, fotografie i wszelkie materiały dokumentacyjne, ale zdecydowaliśmy uratować jak najwięcej fragmentów architektonicznych, rzeźbiarskich, malarskich i sztukatorskich, by w montować je w odbudowany Zamek, i by służyły jako modele przy jego rekonstrukcji” – wspominał po latach Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego.
To on był „spiritus movens” przedsięwzięcia. Akcja ratowania zabytków rozpoczęła się już we wrześniu 1939 r. Lorentz stanął na czele Społecznego Komitetu Ratowania Zabytków powołanego przez prezydenta Stefana Starzyńskiego. Po upadku miasta on i jego współpracownicy nie zaprzestali działań. Początkowo skupili się na zabezpieczaniu i ukrywani zbiorów, słusznie uważając, że Niemcy będą chcieli albo zrabować, albo zniszczyć, np. „tron królewski został przysypany w głębi jednej z piwnic stosem połamanych desek i odpadów budowlanych, pozostałych po niedawno ukończonej budowie gmachu, gdzie przetrwał tak całą okupację i powstanie”.
Samo wywiezienie nie kończyło pracy. „Grupa sztukatorska kleiła i montowała wywiezione sztukaterie w podziemiach Muzeum Narodowego od 28 lutego do 11 lipca 1940 r. Pod kierunkiem konserwatorów Marconiego i Pawłowskiego zdejmowano arabeskowe malowidła na złotym tle, wycinano malowidła wraz z fragmentami tynku. Niemal całość tej dekoracji malarskiej udało się przewieźć do Muzeum i zabezpieczyć na płytach drewnianych” – pisał Lorentz. Muzealnicy wykuwali i wywozili nawet duże bloki kamienne z elewacji gmachu. Prace nad zachowaniem pamięci po wciąż istniejącym zamku trwały dalej. Muzealnicy sporządzili dokładne spisy sala po sali tego wszystkiego, co uratowano z Zamku. Częściowo spisy zachowały się.
Z nie do końca jasnych powodów Niemcy długo zwlekali z wykonaniem wyroku na Zamku – zniszczony został w trakcie Powstania Warszawskiego, we wrześniu 1944 r. i podzielił los całego miasta, wraz z nim przemieniając się w morze ruin. Jedynym widocznym jego elementem była stojąc ściana z oknem mieszkania Stefana Żeromskiego. Ostały się też piwnice, fragmenty Biblioteki Królewskiej i Arkad Kubickiego.
Długa droga do odbudowy
Ledwo kilka miesięcy zamek leżał w gruzach, gdy pojawiły się pierwsze propozycje jego odbudowy. Na samym początku wszystko zależało od decyzji strategicznej nowych władz. Komuniści zastanawiali się, czy zburzonego przez hitlerowców miasta nie zostawić jako symbol barbarzyństwa Niemców oraz przestrogę dla przyszłych pokoleń, a stolicę przenieść do Łodzi.
Planów tych szybko zaniechano. Już w lutym 1945 r. powstało Biuro Odbudowy Stolicy, którego dyrektorem został prof. Jan Zachwatowicz. To był kolejny dobry omen. Na szczytach władzy, ale i pokojach architektów i konserwatorów zderzały się dwie koncepcje odbudowy Warszawy – jedna nawiązywała do tradycji i przedwojennej zabudowy, druga zaś do zbudowania na zgliszczach nowego socrealistycznego miasta. Prof. Zachwatowicz był zwolennikiem tej pierwszej, przynajmniej jeśli chodzi o Starówkę. „Warszawa nie może być miastem bez przeszłości. Warszawa jest nie do pomyślenia bez zamku i katedry. Innej drogi, jak rekonstrukcja naszych zamków, nie ma”.
Jego koncepcja zwyciężyła. Już w czerwcu 1945 r. przy Biurze Odbudowy powstała Pracownia Odbudowy Zamku. Stworzony tam został plan odbudowy nawiązujący do historycznej architektury. „Odbudowa Zamku Królewskiego – pisał Zachwatowicz – nie jest jednak prostym odtworzeniem, wzniesieniem na nowo kopii zniszczonego obiektu. Z dawnego Zamku ocalała znaczna część fragmentów, w tym również murów zachowanych +in situ+, ogromne ilości elementów kamiennych, architektonicznych i rzeźbiarskich, części architektonicznego wyposażenia wnętrz oraz wyposażenia ruchomego – obrazów, mebli, brązów, rzeźb itp. W ten sposób zadanie odbudowy, które może być nazwane restytucją, ma charakter również prac restauratorskich, a nawet po części konserwatorskich”.
Ale od koncepcji, do decyzji droga była wciąż daleka. Tę władze podjęły dopiero w połowie 1949 r. „W piątą rocznicę powstania Rządu Ludowego w Polsce, dla zadokumentowania woli całego narodu odbudowy zniszczonych przez barbarzyński hitleryzm pomników kultury narodowej, Sejm Ustawodawczy wzywa Rząd do dźwignięcia z ruin Zamku Warszawskiego z przeznaczeniem go na siedzibę Najwyższych Władz Polski Ludowej i ośrodek życia kulturalnego szerokich mas ludowych oraz rozpoczęcia budowy w roku 1950 i ukończenia nie później niż w roku 1954”.
Narzuconych przez Sejm terminów nikt raczej nie traktował poważnie. Tym bardziej, że do projektów opracowywanych przez architektów wtrącały się władze, nakazując m.in. umieszczenie gabinetu Bolesława Bieruta w komnacie marmurowej!
W 1954 r. udało się zaledwie rozpisać konkurs architektoniczny na odbudowę zamku. Wygrał go projekt prof. Jana Bogusławskiego. Zachowywał on historyczny kształt budynku, ale był wyższy o kilka metrów. Wnętrza miały pochodzić z okresu Stanisława Augusta, a sam zamek miał stać się muzeum. Prasa była zachwycona: „Niewiele już jednak wody upłynie w Wiśle, w której toniach przez siedem wieków odzwierciedlał się warszawski Zamek, a znów zalśni w wiślanych falach jego odbicie”.
Bogusławski zabrał się do pracy z ogromnym zapałem w kolejnych latach zbierał plany, ikonografie, dokonana została też inwentaryzacja pozostałości oraz przeprowadzono studia nad odtworzeniem bryły i elewacji. Powstał też projekt wnętrz zamku. Ale samej decyzji o odbudowie cały czas nie ma. Mimo to (poza wcześniej już odbudowaną Bramą Grodzką) powstają nowe fragmenty Zamku – gotyckie piwnice, skrzydło Bacciarellego czy Biblioteka Stanisławowska.
Początek ery Gomułki znów daje nadzieję. Powołane zostały: Pracownia Architektoniczna „Zamek”, Społeczny Komitet i Komisja ds. Odbudowy Zamku. Szumne zapowiedzi skończyły się zamknięciem Pracowni na początku lat 60. Na miejscu ruin powstaje skwer – dziedziniec wyłożono kamiennymi płytami z ławkami i betonowymi donicami. Gomułka stał się wielkim przeciwnikiem odbudowy Zamku, traktując go jak relikt „pańskiej” Polski.
Entuzjazm i pieniądze
Na przełom w sprawie odbudowy Zamku trzeba było poczekać aż do kolejnego przełomu na szczycie władzy. To była jedna z pierwszych istotnych decyzji ekipy Edwarda Gierka. Tym razem prace ruszyły z kopyta. Zaledwie 6 dni później rozpoczął działalności Obywatelski Komitet Odbudowy. Kierował nim co prawda szef stołecznego PZPR Józef Kępa, ale inne najważniejsze stanowiska obsadzono z klucza merytorycznego. Wiceprzewodniczącym Komitetu został prof. Lorentz, generalnym projektantem prof. Bogusławski, a projekty zatwierdzać miał prof. Zachwatowicz.
Niewiele było w historii PRL-u decyzji, które spotkałyby się z aż tak entuzjastycznym odbiorem społecznym. „Kiedy w radiu Gierek powiedział, że zapadła decyzja o odbudowie zamku, złapałam córkę, która miała wtedy z sześć lat, i pojechałyśmy pod fragment ściany z oknem Żeromskiego. Zrobiłam jej zdjęcie i obiecałam, że ślubne będzie miała już w odbudowanym gmachu” –wspominała Irena Oborska, architekt i współpracowniczka prof. Zachwatowicza.
Dużym echem odbił się apel Komitetu. „Zamek Królewski będzie odbudowany. Podniesiemy go z ruin wspólnym, narodowym wysiłkiem. W tym wielkim dziele nie może zabraknąć nikogo, kto czuje i myśli po polsku. (...) Niech każdy wzniesie po cegle, a razem stworzymy z odbudowanego Zamku nowy wielki symbol narodowej jedności. Niech każda złotówka będzie symbolem przywiązania do tradycji narodowych i poczucia więzi narodowej wszystkich Polaków”. Pieniądze popłynęły szerokim strumieniem. Już po dwóch miesiącach na kontach Komitetu było 27 mln zł.
Wśród Polonii projekt wzbudził jednak mieszane uczucia. Do bojkotu wzywał emigracyjny rząd: „Nawet na najbardziej szlachetne cele, w których zebrane sumy są przekazywane do Kraju via reżim, emigracja pośrednio pomagać będzie tym, którzy pozbawili Naród Polski podstawowych praw wolności człowieka”. Ale wśród emigracji dawno już nie było jedności. Kongres Polonii Amerykańskiej nawoływał do udziału w zbiórce. Podobnie dyrektor Radia Wolna Europa Jan Nowak Jeziorański: „Przeminie Gierek, przeminie Moczar, jak minął Paskiewicz, Hurko, Berg i inni znienawidzeni rezydenci Zamku Królewskiego. Pozostanie Polska”. Na cały świecie działało 70 komitetów i organizacji wspierających zbiórkę – najwięcej w USA, Australii, Francji i Kanadzie.
W sumie ze składek i datków zebrano 1 mld zł. i ponad 800 tys. dolarów, a także sporo darów na wyposażenie wnętrz. Polacy ofiarowali też prace własnych rąk, przy odgruzowaniu piwnic społecznie pracowało ponad 20 tys. osób.
Odbudowa
Już w czerwcu uzyskano decyzję lokalizacyjną. W lecie rozpoczęło się porządkowanie terenu, a także badania archeologiczne. 17 września po zatwierdzeniu wstępnego projektu budowy odbyła się – bez uzgodnienia z władzami – uroczystość rozpoczęcia budowy.
O rozmachu prac świadczą liczby–- w odbudowie uczestniczyło 18 biur i instytucji projektowych oraz 29 przedsiębiorstw specjalistycznych. Przeciętnie zatrudnienie w pierwszych sześciu latach prac wynosiło 400-450 osób. Latem 1974 r. Warszawiacy po 35 latach usłyszeli bicie zegara z odbudowanej Wieży Zegarowej – to oznaczało, że oddano stan surowy.
W lutym 1977 r. prasa poinformowała, że już „można zwiedzać w Zamku Królewskim w Warszawie zespół dawnych sal sejmowych oraz apartament mieszkalny Stanisława Augusta, podziwiając pietyzm konserwatorów i kunszt rzemieślników, którzy zdołali przywrócić im dawną wspaniałość”. Uroczystego otwarcia Zamku dokonano 31 sierpnia 1984 r., choć prace wykończeniowe trwały jeszcze kilka lat, a ostatni etap – remont Arkad Kubickiego został przeprowadzony dopiero w XXI wieku.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP