Wieluń jest symbolem niemieckich zbrodni, zbrodni niemieckich sił zbrojnych, w tym przypadku Luftwaffe, popełnionych na ludności cywilnej – przypomniał PAP dr hab. Janusz Wróbel z łódzkiego oddziału IPN. Jak dodał, sprawcy tej zbrodni, którzy przeżyli wojnę, nigdy nie zostali ukarani.
Wieluń był pierwszą ofiarą niemieckich bombardowań w czasie II wojny światowej. W chwili ataku Luftwaffe w mieście nie stacjonowały żadne jednostki wojska, nie było tam również stanowisk obrony przeciwlotniczej. Zdaniem historyków celem niemieckiego ataku była ludność cywilna. Do dziś nie udało się jednoznacznie ustalić faktycznej liczby ofiar nalotów, ale najczęściej przyjmuje się, że zginęło od kilkuset do 1200 osób.
"Jeśli mówimy o 1 września 1939 r., to pierwsze skojarzenia to Westerplatte i Wieluń. Westerplatte jest symbolem oporu żołnierza polskiego od pierwszego momentu niemieckiej agresji, oporu zdecydowanego i, co najważniejsze, skutecznego. Natomiast Wieluń jest symbolem niemieckich zbrodni, zbrodni niemieckich sił zbrojnych, w tym przypadku niemieckiej Luftwaffe, popełnionych na ludności cywilnej" - powiedział PAP dr hab. Janusz Wróbel z Biura Badań Historycznych łódzkiego oddziału IPN.
Przed wojną Wieluń liczył ok. 16 tys. mieszkańców i był oddalony od granicy niemieckiej o 21 km. Ekspert przypomniał, że miasto znalazło się na szlaku głównego uderzenia niemieckiego zmierzającego przez Wieluń, Radomsko, Piotrków Trybunalski w kierunku Warszawy. Na Dolnym Śląsku Niemcy zgromadzili ogromne siły w postaci Grupy Armii Południe, która kierowała się w kierunku centrum Państwa Polskiego. Niemcy zgromadzili również bardzo duże siły lotnicze m.in. 4 Flotę Powietrzną, która miała wspierać niemieckie odziały zmotoryzowane i pancerne na tym kierunku.
Polacy mogli przeciwstawić Niemcom stosunkowo niewielkie siły – w rejonie Wielunia znajdowało się południowe skrzydło Armii "Łódź" składające się z Oddziału Wydzielonego nr 2: 1 Pułku Kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza i dwóch Batalionów Obrony Narodowej.
Jak podkreślił dr Wróbel, w momencie niemieckiego ataku w Wieluniu nie było jednak żadnych oddziałów wojskowych. "Miasto nie było ufortyfikowane, nie było bronione, nie było tam żadnej obrony przeciwlotniczej" - podkreślił historyk IPN. Jak zaznaczył, w tygodniach poprzedzających agresję niemiecką oddziały polskie przechodziły przez to miasto, z czego lotnicy niemieccy i niektórzy historycy niemieccy próbują wyciągnąć wniosek, że uderzenie niemieckie było usprawiedliwione.
Według ustaleń historycznych sprzed lat to na Wieluń miały spaść pierwsze bomby - o godz. 4.40, a więc kilka minut wcześniej niż na Westerplatte. Jednak najnowsze badania części historyków i ujawnione dokumenty zdają się potwierdzać, że atak na Wieluń nastąpił później.
"W historiografii funkcjonuje godzina 4.40, jako moment ataku, jak również czas wskazujący na to, że odbyło się to godzinę później. Niestety nie ma co do tego jasności, historycy sprzeczają się w tej kwestii. Kilka lat temu ujawniono jeden z dokumentów Centralnego Archiwum Wojskowego Armii +Łódź+, broniącej tego obszaru, w którym znajdują się godz. 4.55 i 4.49 - jako moment przelotu samolotów niemieckich, co wyraźnie potwierdzało tezę, że to bombardowanie odbyło się później. Nie ma to jednakże, z historycznego punktu widzenia, praktycznie żadnego znaczenia" - ocenił badacz z łódzkiego IPN.
Wieluń był pierwszym miastem całkowicie niebronionym, nie ufortyfikowanym, które zostało tak barbarzyńsko zniszczone, ale nie był jedynym. Był tylko pierwszym ogniwem tych zbrodni. I – zdaniem eksperta - nie można tu mówić o przypadku. Cele wojskowe na pewno nie odgrywały zasadniczej roli, nawet gdyby Niemcy popełnili pomyłkę.
Wieluń zaatakowała 4. Niemiecka Flota Powietrzna - dywizjony "sztukasów" (Junkersy Ju 87), czyli bombowców nurkujących, które były w stanie dokonać bardzo precyzyjnego i jednocześnie bardzo niszczącego ataku. Wśród nich był m.in. I dywizjon 76. pułku bombowców nurkujących, w którego składzie byli lotnicy z Legionu Kondor, który zbombardował w 1937 r. hiszpańską Guernicę. Szacuje się, że niemieckie samoloty zrzuciły na miasto 380 bomb o łączne wadze 46 ton, a naloty trwały do godz. 14.
Dr Wróbel podkreśla, że straty były ogromne. Do dziś historycy nie potrafili ustalić dokładnej liczby ofiar niemieckich nalotów m.in. ze względu na to, że tysiące mieszkańców w panice opuściło miasto. Szacunki mówią, że zginęło co najmniej kilkaset osób, ale według niektórych źródeł ofiar było 1200, a nawet ponad 2 tys. Na pewno setki osób zostały ranne.
Ogromne były też straty materialne. Bomby zrzucone na Wieluń przez "sztukasy" zniszczyły miasto w 75 proc. Straty w samym centrum sięgały 90 proc. Pierwsze bomby trafiły w Szpital Wszystkich Świętych oznaczony znakami czerwonego krzyża. Zginęło w nim – według różnych szacunków – od 18 do 32 osób - pacjentów i członków personelu szpitala.
"Zniszczeniu uległa zabytkowa wieluńska fara i synagoga żydowska, jak również wiele innych obiektów w samym centrum Wielunia, choć lotnicy niemieccy wykonujący z niewielkiej wysokości naloty musieli wiedzieć i widzieć, że nie atakują wojska, a ludność cywilną" - podkreślił ekspert.
Historyk przypomniał, że 1 września 1939 r. prezydent neutralnych wówczas Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt zwrócił się do walczących stron o zapewnienie, że ich wojska powietrzne nie będą atakowały ludności cywilnej. Takie zapewnienie – jak podkreślił - dał również minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop. Jednak w tym samym czasie kiedy wypowiadał te słowa do amerykańskiego charge d'affaires w Berlinie, Wieluń praktycznie już nie istniał.
Wieluń był pierwszym miastem całkowicie niebronionym, nie ufortyfikowanym, które zostało tak barbarzyńsko zniszczone, ale nie był jedynym. Był tylko pierwszym ogniwem tych zbrodni. I – zdaniem eksperta - nie można tu mówić o przypadku. Cele wojskowe na pewno nie odgrywały zasadniczej roli, nawet gdyby Niemcy popełnili pomyłkę. Już pierwszy nalot wykazał bowiem, że wojsk w Wieluniu nie ma, a mimo to miasto było atakowane kolejnymi falami, także po południu 1 września 1939 r.
Wieluń był pierwszą ofiarą niemieckich bombardowań w czasie II wojny światowej. W chwili ataku Luftwaffe w mieście nie stacjonowały żadne jednostki wojska, nie było tam również stanowisk obrony przeciwlotniczej. Zdaniem historyków celem niemieckiego ataku była ludność cywilna. Do dziś nie udało się jednoznacznie ustalić faktycznej liczby ofiar nalotów, ale najczęściej przyjmuje się, że zginęło od kilkuset do 1200 osób.
"W związku z tym można przypuszczać, że Niemcom chodziło o zademonstrowanie już w pierwszym dniu wojny swojej przewagi lotniczej, sterroryzowanie ludności i spowodowanie, że tysiące mieszkańców wylegną na drogi i sparaliżują kraj. Musiało to mieć również ogromne znaczenie psychologiczne dla żołnierzy polskich, którzy obserwowali zniszczenie cywilnego, niebronionego miasta" - podkreślił dr hab. Janusz Wróbel.
Sprawcy zbrodni popełnionej na ludności cywilnej Wielunia nigdy praktycznie nie zostali ukarani. Co prawda znaczna część lotników niemieckich zginęła w kolejnych latach wojny - niektórzy zginęli już w czasie kampanii francuskiej, inni w Wielkiej Brytanii czy w Norwegii, ale niektórzy dożyli końca wojny. "Niestety nigdy nie zostali postawieni przed sądem, nigdy nie zostali ukarani" - podkreślił ekspert z łódzkiego IPN.
Kilka lat temu śledztwo łódzkiego IPN w sprawie zbrodni wojennej popełnionej na mieszkańcach Wielunia ostatecznie zostało umorzone z powodu śmierci odpowiedzialnych za ataki lotnicze na miasto.
Wieluń jest członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Miast Orędowników Pokoju.
78. rocznicę wybuchu II wojny światowej uczcił rano w Wieluniu prezydent Andrzej Duda. W przeszłości w Wieluniu w rocznicę wybuchu II wojny światowej byli prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński. Obchody zaczynali jednak rano na Westerplatte, a do Wielunia przyjeżdżali po południu. (PAP)
szu/ mni/ ksk/