Ludność cywilna była całkowicie nieprzygotowana na to, że walka będzie trwała aż 63 dni – mówi PAP Katarzyna Utracka, historyk, zastępca kierownika Pracowni Historycznej Muzeum Powstania Warszawskiego.
Jak oceniła Katarzyna Utracka w rozmowie z PAP, Powstanie Warszawskie w powszechnej świadomości najczęściej kojarzy się z żołnierzami Armii Krajowej, powstańcami czy barykadami. „Jednak powstanie to nie tylko walka, ale również życie na zapleczu frontu, to, co się działo w poszczególnych rejonach i dzielnicach Warszawy objętych walką, gdzie obok powstańców była ludność cywilna. Część z cywilów zupełnie nie miała pojęcia o wybuchu Powstania Warszawskiego, więc było to dla nich dużym zaskoczeniem. Ludność cywilna była całkowicie nieprzygotowana na to, że walka będzie trwała aż 63 dni” – stwierdziła historyczka.
Przed wybuchem powstania w Warszawie mieszkało 920 tys. ludzi, z czego 720 tys. w lewobrzeżnej części miasta, czyli tam, gdzie toczyły się powstańcze walki. Historyczka powiedziała, że w czasie zrywu miasto zostało odcięte od reszty kraju. Spowodowało to problemy z zaopatrzeniem w żywność. Bombardowania uszkadzały sieci kanalizacji, a to z kolei spowodowało, że zaczęło brakować wody, co było niezwykle uciążliwe. Brakowało ponadto lekarstw i żywności.
„Pierwsze dni powstania to była euforia i ogromna radość ludności cywilnej, która włączyła się w akcję powstańczą, wspierała powstańców – transportowała rannych, budowała barykady, gasiła pożary, tworzyła słynne Komitety Obywatelskie, które były zaczątkiem administracji powstańczej, organizowała kuchnie, jadłodajnie dla bezdomnych, uchodźców, pogorzelców, których przybywało. Z biegiem czasu te nastroje opadły, ludzie zaczęli się zastanawiać, czy to wszystko ma sens” – powiedziała Utracka.
Jak wskazała historyczka, należy w tym kontekście pamiętać o wydarzeniach, jakie rozegrały się w czasie powstania na Woli. „Pamiętajmy o rzezi, a właściwie ludobójstwie, Woli w pierwszych dniach powstania, kiedy Niemcy systematycznie mordowali ludność cywilną – kobiety, mężczyzn i dzieci. W przeciągu kilku dni zamordowali oni 40 tys. osób. Części osób jednak udało się przeżyć i uciec na Starówkę czy do Śródmieścia. Byli świadkami tych wydarzeń, przekazywali informacje. Na pewno to nie wpłynęło dobrze na morale ludności cywilnej, która, kiedy zaczęły się systematyczne bombardowania, przeniosła się do piwnic” – powiedziała Utracka.
Historyczka powiedziała również, że często, kiedy rozmawia z powstańcami, podkreślają, że to nie oni – żołnierze, powstańcy, którzy mieli zagwarantowany prowiant, dach nad głową – byli bohaterami, ale właśnie ludność cywilna, która każdego dnia walczyła o przetrwanie. „Wraz z wybuchem powstania nie zatrzymało się życie – ludzie umierali, rodzili się, były karmiące kobiety, małe dzieci, którymi trzeba było się zająć i zapewnić opiekę. Ta ciągła walka o przetrwanie, o zdobycie jedzenia i wody, sprawiły, że ludność cywilna w pewnym momencie po prostu miała dość” – oceniła Utracka.
Polski Czerwony Krzyż prowadził rozmowy z Niemcami, aby zorganizować wyjścia dla ludności cywilnej, zwłaszcza dla kobiet i dzieci. Takie wyjścia odbyły się w dniach 7-8 września. Jak oceniła historyczka, „wyszła wówczas niewielka liczba ludzi, większość jednak chciała mimo wszystko pozostać w mieście do końca”.
Po rzezi Woli Niemcy zaczęli wysiedlać ludność cywilną z Warszawy. W ocenie Katarzyny Utrackiej miało to praktyczne uzasadnienie. „Niemcy stwierdzili, że po pierwsze ludność cywilna przyda im się jako tania siła robocza, a po drugie zauważyli, że mordowanie ludności cywilnej powoduje, że zostaje wstrzymana ofensywa oddziałów niemieckich pacyfikujących pozycje powstańcze. Stwierdzili zatem, że bardziej będzie się im opłacało, jeżeli usuną ludność cywilną z Warszawy” – uzasadniła historyczka.
W tym celu powstał obóz przejściowy w Pruszkowie – Dulag 121. „Przez ten obóz przeszła powstańcza Warszawa, ludność cywilna” – oceniła historyczka. Szacuje się, że przez ten obóz przeszło pół miliona Warszawiaków. Byli tam poddawani selekcji – część została wywieziona na roboty przymusowe do III Rzeszy, inni trafiali do obozów koncentracyjnych. Większość jednak została wysiedlona w głąb Generalnego Gubernatorstwa. Nie zostali oni objęci opieką ze strony Niemców, a jedyną pomoc, jaką im zagwarantowano, była pomoc Rady Głównej Opiekuńczej, czyli polskiej organizacji charytatywnej.
„Największe wysiedlenia z Warszawy nastąpiły oczywiście po upadku powstania. Wówczas Warszawę opuściła największa liczba ludności cywilnej. Był to prawdziwy exodus. Możemy we wspomnieniach cywilów przeczytać opisy tego, jak mieli właściwie tylko chwilę na to, żeby się spakować, wziąć najpotrzebniejsze rzeczy” – powiedziała historyczka.
Zachowały się archiwalne zdjęcia z ewakuacji miasta. „To rzeczywiście wygląda porażająco. Widać długie kolumny cywilów, którzy pchali wózki, byli obładowani tobołkami i pierzynami. Duża część z nich już nigdy nie wróciła do Warszawy, niektórzy zginęli na robotach przymusowych czy w obozach koncentracyjnych” – stwierdziła Utracka.
Jak podkreśliła historyczka, fakt opuszczenia Warszawy w momencie kapitulacji stolicy nie był końcem gehenny. Często ten dramat trwał albo wręcz zaczynał się. „Ci, którzy opuścili Warszawę na początku powstania, jeszcze nie doświadczyli tego okrucieństwa powstania, tego, co tu się wydarzyło. Ten prawdziwy dramat pojawił się dopiero po ewakuacji” – oceniła Utracka.
Szacuje się, że straty ludności cywilnej wahają się od 120-130 tys. do nawet 180 tys. „Są to ogromne rozbieżności. To jest ten element, który musimy nadrobić po wielu latach zaniedbań. Los cywilnej ludności Warszawy jest często mało znany i zapomniany. Myślę, że należy pamiętać o tych ludziach”– stwierdziła historyczka.
Utracka powiedziała również, że od kilku lat pracownicy Muzeum Powstania Warszawskiego zbierają nazwiska osób, które zostały zamordowane w czasie powstania – w czasie rzezi Woli, ale również w innych dzielnicach, ponieważ ludność cywilna była mordowana także na Ochocie, na Starówce, Czerniakowie, Mokotowie, w Śródmieściu, na Żoliborzu. „Właściwie nie było takiego rejonu Warszawy, gdzie ludność cywilna nie byłaby mordowana czy nie byłyby przeprowadzane egzekucje” – wyjaśniła historyczka.
Kilka lat temu została otworzona przez Muzeum plenerowa wystawa pt. „Zachowajmy ich w pamięci”, która jest prezentowana w parku przy Cmentarzu Powstańców Warszawskich. Na tym cmentarzu spoczywa największa liczba poległych i zamordowanych powstańców, żołnierzy Armii Krajowej oraz cywilów. Na blisko stu podświetlonych słupach zostały zamieszczone imię i nazwisko zmarłej osoby, a także miejsce jej zamieszkania przed powstaniem.
Muzeum Powstania Warszawskiego do tej pory udało się zebrać blisko 60 tys. nazwisk cywilnych ofiar zrywu. „Ta praca trwa cały czas, prowadzimy kwerendy, ale przede wszystkim apelujemy do rodzin, których bliscy, znajomi zginęli w Powstaniu Warszawskim, żeby przekazywali te informacje do MPW” – zaapelowała historyczka.
„Gdy idziemy na Cmentarz Powstańców Warszawy, to zawsze widzimy, że większość ludzi leży w zbiorowych mogiłach jako tzw. NN-ki, czyli +nazwisko nieznane+. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta, chcemy tych ludzi nazwać, zawołać po imieniu, nazwisku, przywrócić ich tożsamość”– powiedziała Katarzyna Utracka.
W 2015 r. Sejm RP ustanowił 2 października Dniem Pamięci o Cywilnej Ludności Powstańczej Warszawy.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp/