Była ogromna radość i duma, że odradza się Rzeczpospolita po 123 latach niewoli - powiedział PAP historyk Janusz Odziemkowski. Jak podkreślił, było wówczas przekonanie o potędze, "tylko trzeba własnej pracy, trzeba zawziąć się i dużo z siebie dać", co ułatwiło budowę nowego państwa.
Początek dwudziestolecia międzywojennego to czas, w którym "bardzo świeżo i mocno przeżywano odzyskanie niepodległości. Polacy doskonale pamiętali zabory, wiedzieli czym jest brak własnego państwa. Teraz mogli mówić po polsku i czytać po polsku" - opowiadał historyk prof. Janusz Odziemkowski.
"Zaczynaliśmy praktycznie od zera" - przypomniał historyk: "nie było żadnych pieniędzy w skarbie państwa, nie było instytucji państwowych, nie było polskiego prawa".
W jego opinii połączenie trzech zaborów w jedno państwo było bardzo skomplikowane i bardzo kosztowne, nadzieje jednak, wśród Polaków były wielkie.
"Była ogromna radość i duma, że oto odradza się Rzeczpospolita po stu dwudziestu paru latach niewoli. Było przekonanie o potędze i o tym, że ten kraj szklanych domów, wyśniony przez Żeromskiego się ziści, tylko trzeba własnej pracy, trzeba zawziąć się i dużo z siebie dać" - opisywał profesor i to według niego ułatwiło budowę nowego państwa.
"Przecież nasi pradziadkowie w ciągu dwóch lat potrafili uchwalić konstytucję. Potrafili się porozumieć, a społeczeństwo było podzielone, może nawet bardziej niż dzisiaj, bo na podziały polityczne nakładały się jeszcze podziały myślenia zaborczego. Inaczej myślał Poznaniak, inaczej Królewiak, inaczej Polak Kresowy, jeszcze inaczej Galicjanin. Ale przecież, kiedy było niebezpieczeństwo, kiedy trzeba było to państwo budować, cichły te spory" - ocenił historyk.
Pomimo, że II Rzeczpospolita "oprócz blasków miała też cienie", zdaniem prof. Odziemkowskiego, Polska dokonała wówczas wielkiego skoku cywilizacyjnego: "Mówimy o Centralnym Okręgu Przemysłowym, o Gdyni, o Centralnej Magistrali Kolejowej. To sprawiało, że Polska zaczynała bardzo wyraźnie zmniejszać dystans do Europy Zachodniej". Jednak, jego zdaniem, podstawą tego skoku cywilizacyjnego były "ogromne nakłady na rozwój nauki i oświaty". Historyk podkreślił, że wtedy "nasze uczelnie były zaliczane do czołowych na świecie".
Właśnie to dobre wykształcenie społeczeństwa, zdaniem Odziemkowskiego, miało wpływ na przyszłość Polski. "Gdybyśmy nie mieli tak wykształconego i wychowanego społeczeństwa, nie wiem jaki byłby los II Rzeczpospolitej podczas II wojny światowej. To dzięki temu było to powszechne przekonanie, że państwo polskie było taką wartością, za którą warto umierać wszędzie. I dlatego wszędzie żołnierz polski walczył, dlatego w kraju był taki potężny nurt podziemny. I być może, gdyby tego nie było, gdyby nie było tych oznak, tego silnego pragnienia własnego państwa czy nie stalibyśmy się jednak kolejną republiką sowiecką?" - zastanawiał się historyk.
W jego opinii również powojenną Polskę, pośrednio, budowało pokolenie wychowane w dwudziestoleciu międzywojennym. "To pokolenie, będzie miało dzieci na początku Polski Ludowej i wychowa te dzieci w ten sposób, że będzie i polski październik i polski grudzień, i wreszcie będzie Solidarność" - podsumował profesor Odziemkowski. (PAP)
bwo/ zie/ ksk/