Józef Piłsudski analizując przebieg Powstania Styczniowego wykorzystał wnioski z niego płynące. Klęska powstania uświadomiła, że jeżeli Polacy mają walczyć o niepodległość, to muszą być przygotowani - mówi PAP prof. Szczepan Wierzchosławski z Instytutu Historii PAN.
"Józef Piłsudski analizując przebieg Powstania Styczniowego wykorzystał wnioski z niego płynące, żeby nie popełniać błędów. Wiedział, że nie może to być partyzantka, a zorganizowane oddziały. Bez wątpienia był apologetą Powstania Styczniowego" - wskazał prof. Wierzchosławski.
Wskazał na inspirację czerpaną z Powstania Styczniowego w momencie formowania przez Piłsudskiego Legionów Polskich, chociaż zauważył, że niektórzy historycy kwestionują taką tezę.
"Chodziło o inspirację, że trzeba walczyć o niepodległość i nie można darować zniewolenia, trzeba walczyć o wolność. Później powstawały już drużyny strzeleckie pod egidą PPS - organizowane przez Sosnkowskiego i Piłsudskiego. To działo się jeszcze przed I wojną światową i miało przygotować młodzież do wojaczki. Na terenie zaboru pruskiego były towarzystwa gimnastyczne +Sokół+, które również, pod pozorami sportu, uczyły potajemnie przysposobienia wojskowego" - dodał historyk.
Prof. Wierzchosławski podkreślił, że klęska Powstania Styczniowego uświadomiła Polakom, że jeżeli mają walczyć o niepodległość, co po powstaniu przejawiało się w pracy organicznej, oświacie itd., to muszą być przygotowani do walki. "Nie mogła to być partyzantka, luźne grupki po lasach, lecz zorganizowane oddziały. Była też świadomość, że trzeba podjąć walkę wtedy, gdy nasi zaborcy się skłócą" - wyjaśnił.
Przypomniał, że Piłsudski opisał historię Powstania Styczniowego w swojej książce "Zarys historii militarnej powstania styczniowego".
Powstanie Styczniowe rozpoczęło się 22 stycznia 1863 roku. Podczas powstania miało miejsce ponad tysiąc starć, a w siłach polskich uczestniczyło w sumie ok. 200 tys. osób. Pomimo pewnych sukcesów oddziałów powstańczych, w związku z przewagą armii rosyjskiej, siły zaborcze zaczęły uzyskiwać przewagę. Pod koniec 1863 roku łączny stan wojsk rosyjskich wynosił ponad 400 tysięcy żołnierzy, 170 tysięcy w Królestwie Polskim, na Litwie 145 tysięcy, a na Ukrainie - 90 tysięcy. Rząd Narodowy miał w polu jednocześnie nie więcej niż 10 tysięcy partyzantów.
Po zakończeniu powstania Polaków dotknęły liczne represje, m.in. konfiskata majątków szlacheckich, kasacja klasztorów na obszarze Królestwa Polskiego, wysokie kontrybucje, a przede wszystkim aktywna rusyfikacja. Za udział w powstaniu władze carskie skazały na śmierć co najmniej 669 osób. Na zesłanie skazano przynajmniej 38 tysięcy osób.
"Trzeba stwierdzić, że po powstaniu była żałoba. Było totalne przygnębienie, dlatego, że to była nie tylko klęska militarna, ale także polityczna. Nikt nam nie pomógł. Dzisiaj się cieszymy, że ktoś notę wydał. Noty są niczym, bzdetem, bzdurą. Takie wydały w 1863 roku najpierw Francja, a później Wielka Brytania, Austria i Włochy" - wskazał historyk.
Podkreślił, że powstanie miało duży wpływ na wzrost świadomości narodowej. "Udowodniliśmy sobie, że jeszcze potrafimy walczyć. Poza tym powstanie odbiło się szerokim echem w gazetach. Opisywały one bohaterstwo, bo przecież wielką sprawą było porwanie się na takiego kolosa, wcale nie na glinianych nogach, bo militarnie potężnego" - powiedział prof. Wierzchosławski.
Jednym ze społecznych rezultatów powstania było dojście do głosu zwolenników pozytywizmu, który już na zachodzie się rozwijał. "Aleksander Świętochowski mówił, że musimy przebić więcej okien do Europy i wywietrzyć świecące po kątach próchno. Bolesław Prus podkreślał rolę pracy i nauki. Mówił, że frak trzeba zamienić na kapotę, a szablę na lemiesz. Rzeczywiście mamy w tym okresie doskonały rozwój ekonomiczny, a żeby walczyć oraz żeby naród istniał musi mieć swoją bazę gospodarczą. To jest podstawa" - ocenił historyk. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ ksk/