„Gazeta Wyborcza” powstała w wyniku uzgodnień zawartych przy okrągłym stole. 8 maja 1989 r. pierwszy numer dziennika otwierały słowa Lecha Wałęsy: „Nie ma wolności bez Solidarności”.
"Gazeta Wyborcza" może uchodzić za jeden z symboli III RP. Powstała w wyniku uzgodnień zawartych przy okrągłym stole, w ramach których ówczesna strona "opozycyjno-solidarnościowa" uzyskała od władz PRL prawo do wydawania legalnego dziennika. Redaktorem naczelnym Lech Wałęsa mianował Adama Michnika, przy okrągłym stole jednego z głównych rozgrywających po stronie Solidarności.
Pierwszy numer "Gazety Wyborczej" ukazał się 8 maja 1989 r. Tytuł podyktowany był faktem, że dziennik miał być przede wszystkim rodzajem biuletynu wyborczego strony solidarnościowej przed wyborami 4 czerwca 1989 r., w niewielkim stopniu równoważącego wpływy medialne strony rządowej, mającej w tym czasie w swoich rękach cały aparat informacyjno-propagandowy.
Po wyborach 4 czerwca kierownictwo gazety zdecydowało się zachować tytuł - dziennik bowiem zdążył już zdobyć sobie znaczącą pozycję na rynku. Poza tym, argumentowali jego szefowie, tytuł "Wyborcza" ma uzasadnienie o tyle, że w demokracji stale trzeba dokonywać jakichś wyborów.
Choć dziennik powstał pod auspicjami Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, jego wydawcą od początku była spółka Agora, której formalnymi założycielami były autorytety opozycyjne (m.in. Zbigniew Bujak). Redakcję oparto na dziennikarzach prasy podziemnej lat 80., przede wszystkim "Tygodnika Mazowsze". Stało się to powodem pierwszych konfliktów wokół "GW" - część środowisk solidarnościowych i podziemnych uważała, że redakcja reprezentuje tylko jeden odłam opozycji, ten wywodzący się z dawnego lewego skrzydła Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”.
Po wyborach 4 czerwca "Gazeta Wyborcza" i osobiście Michnik odegrali po raz pierwszy rolę kreatora życia politycznego. 3 lipca 1989 r. na łamach "GW" ukazał się słynny tekst "Wasz prezydent, nasz premier", w którym Michnik po raz pierwszy otwarcie sformułował postulat podzielenia się przez PZPR władzą w państwie. Postulat ten został potem zrealizowany, gdy prezydentem PRL został Wojciech Jaruzelski, a pierwszym niekomunistycznym premierem Tadeusz Mazowiecki.
Gdy w 1990 r. doszło do "wojny na górze" i podziału w obozie Solidarności, "Gazeta" wyraźnie opowiedziała się po stronie Tadeusza Mazowieckiego i przeciw prezydenckim aspiracjom Lecha Wałęsy. Przypłaciła to ostatecznym rozbratem z Solidarnością i odebraniem prawa do używania przy winiecie logo związku.
Po tych wyborach powstało nowe ugrupowanie - Unia Demokratyczna, na której czele stanął przegrany w wyborach prezydenckich Tadeusz Mazowiecki. Była to formacja najbliższa "Gazecie Wyborczej", więc dziennik wspierał ją w kolejnych wyborach (tak jak potem Unię Wolności, powstałą z połączenia UD i Kongresu Liberalno-Demokratycznego).
Niechęć "Gazety" wywoływał natomiast powstały po pierwszych w pełni demokratycznych wyborach w 1991 r. rząd Jana Olszewskiego, zwłaszcza postulowane przez ugrupowania wspierające ten gabinet propozycje dekomunizacji i lustracji. Zdecydowanie negatywnie oceniona została przez dziennik realizacja przez szefa MSW w tym rządzie Antoniego Macierewicza uchwały lustracyjnej Sejmu 4 czerwca 1992 r.
Antylustracyjna linia była konsekwentnie utrzymywana przez "Gazetę Wyborczą" przez kolejne lata, o czym najlepiej zaświadcza sprzeciw redakcji i Michnika wobec uchwalenia w 1998 r. ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, choć projekt ten, obok rządzącej wtedy AWS, popierała także koalicyjna Unia Wolności.
"Gazeta Wyborcza" od początku realizowała polityczną, kulturową i cywilizacyjną misję, polegającą na zaszczepianiu w Polakach kanonu wartości, takich jak poszanowanie praw mniejszości, walki z antysemityzmem, niechęci do wszelkiego rodzaju szowinizmów. Aspiracją redakcji było jednak to, by stać się medium z jednej strony krzewiącym bliskie sobie wartości (w 2003 r. do winiety dodano hasło: "Nam nie jest wszystko jedno"), z drugiej stanowiącym wzór dla uczących się dopiero demokracji dziennikarzy; wzór, jak powinna wyglądać niezależna gazeta, wydawana w wolnym państwie.
W 2001 r. doszło do ujawnienia agenturalnej przeszłości publicysty "GW" Lesława Maleszki – kiedy przyznał się do agenturalnej wieloletniej działalności, początkowo zniknął jedynie z łamów "Wyborczej", pozostając w redakcji. "Gazeta" rozstała się z nim dopiero wtedy, gdy w filmie "Trzech kumpli", poświęconym sprawie zabójstwa w 1977 r. studenta Stanisława Pyjasa, ujawniono, że Maleszka nadal odgrywa istotną rolę jako redaktor dziennika.
Rolę i pozycję "Gazety" szeroko komentowano w okresie tzw. afery Rywina - zaczęła się 22 lipca 2002 r., gdy producent telewizyjny Lew Rywin przyszedł do Michnika z propozycją gigantycznej łapówki w zamian za korzystne dla Agory (która w międzyczasie stała się niezwykle wpływową, notowaną na giełdzie spółką) zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji. Twierdził, że przyszedł w imieniu "grupy trzymającej władzę". Michnik go nagrał i jeszcze tego samego dnia doprowadził do konfrontacji z premierem Leszkiem Millerem, podczas której Rywin wyparł się inspiracji szefa rządu. Pod koniec grudnia 2002 r. "Gazeta Wyborcza" ujawniła tę sprawę. Od stycznia 2003 r. afera stała się przedmiotem prac pierwszej w dziejach polskiego Sejmu komisji śledczej.
W 2009 r. nowe stanowisko pierwszego zastępcy objął Jarosław Kurski. Przez wszystkie lata, a zwłaszcza po 2000 r., "Gazeta" inicjowała i aktywnie włączała się w akcje społeczne, wsparcie dla białoruskiej opozycji i ukraińskich aspiracji do UE.
8 maja 2014 r. w rocznicowym dodatku z okazji 25-lecia "Gazety" Michnik napisał: "Dziś +Gazetę Wyborczą+ przejmuje następne pokolenie. [...] Nigdy nie było nam wszystko jedno; reagowaliśmy - nieraz przesadnie - na zagrożenia dla prawdy i wolności".
Po 2015 r., gdy wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, a parlamentarne PiS, "Gazeta Wyborcza" przyjęła bardzo krytyczną linię wobec nowej ekipy. Publicystycznie wspierała trwające od końca 2015 r. protesty przeciwko zmianom w ustawach sądowych i sposobowi, w jakim obsadzony został Trybunał Konstytucyjny. W końcu 2016 r. popierała okupację sali sejmowej przez opozycję, latem 2017 r. protesty przeciw ustawom sądowym. Gdy prezydent Andrzej Duda zawetował ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS, został przez "Gazetę Wyborczą" umiarkowanie pochwalony.
Wiosną 2018 r. "Gazeta" wspierała też protest rodziców niepełnosprawnych w Sejmie, a w kwietniu 2019 r. strajk nauczycieli. Jednocześnie dziennik po 2015 r. był w coraz trudniejszej sytuacji finansowej.
Coraz szybszy z roku na rok spadek sprzedaży papierowego wydania gazety, związany z rozwojem technologii informatycznych, nie był wystarczająco rekompensowany sprzedażą abonamentu do wydania internetowego. Z kolei po dojściu PiS do władzy firmy z udziałem skarbu państwa przestały zamieszczać w "Gazecie" reklamy. Przez redakcję przechodziły kolejne fale zwolnień.
Dziennik nie zrezygnował jednak z aspiracji czynnego kształtowania rzeczywistości politycznej, publikując w ostatnich miesiącach dwa materiały, które przez wiele dni ogniskowały uwagę mediów i sceny politycznej.
W listopadzie 2018 r. „GW” napisała, że według właściciela Getin Noble Banku Leszka Czarneckiego przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Marek Chrzanowski w marcu 2018 r. zaoferował przychylność dla tego banku w zamian za blisko 40 mln zł; Czarnecki nagrał tę ofertę i zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez szefa KNF. "Gazeta" udostępniła nagrania. Chrzanowski podał się do dymisji; przez dwa miesiące przebywał w areszcie.
Pod koniec stycznia 2019 r. "Gazeta" opublikowała stenogram nagrania rozmowy z lipca 2018 r. m.in. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem, która dotyczyła planów budowy w Warszawie dwóch 190-metrowych wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. Pomysł został w pewnym momencie zarzucony, ale Birgfellner twierdził, że nie otrzymał wynagrodzenia za wykonaną wcześniej przy projekcie wieżowców pracę. Prezes PiS, którego zdaniem publikacje "GW" w tej sprawie godziły w jego dobra osobiste, pozwał w ostatnich dniach wydawcę dziennika i powiązanych z nim portali.
"Pozew Kaczyńskiego odbieramy - na trzydziestolecie +Wyborczej+ - jako dowód uznania dla pracy redakcji i naszych dziennikarzy. Z trudem przychodzi nam opanować wzruszenie. Obiecujemy, że dołożymy wszelkich starań, by zasłużyć na kolejne pozwy, bo nie przestaniemy władzy patrzeć na ręce i będziemy ujawniać to, co rządzący wstydliwie chcieliby ukryć" - napisał w komentarzu z 7 maja 2019 r. pierwszy zastępca redaktora naczelnego „GW” Jarosław Kurski. (PAP)
autor: Piotr Śmiłowicz
pś/ skp/