Spontaniczny gest kanclerza RFN Willy'ego Brandta, który 7 grudnia 1970 r. uklęknął przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie, oddając hołd żydowskim ofiarom II wojny, to jeden z najbardziej poruszających symboli politycznych współczesnej historii. Mija właśnie 45 lat od tego wydarzenia.
Gest kanclerza RFN miał miejsce podczas jego wizyty związanej z podpisaniem układu z Polską o normalizacji stosunków, w którym Bonn uznało po raz pierwszy od zakończenia wojny polską granicę zachodnią. W rocznicę tego wydarzenia prezydent RFN Christian Wulff złoży wizytę w Warszawie.
Jak wynika z ówczesnych relacji, władze PRL sugerowały przed wizytą kanclerzowi Brandtowi złożenie wieńca przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Uzależnił on jednak zgodę na to od umożliwienia mu udania się pod pomnik Bohaterów Getta. "Albo oba wieńce, albo żaden" - zanotował szef niemieckiego protokołu dyplomatycznego po konsultacji z urzędem kanclerskim.
Polska strona powstrzymała się wówczas od komentarza, pozwalając na złożenie wieńca pod pomnikiem na terenie byłego getta. Komunistyczne władze jednak, nawet po sugestiach niemieckiego MSZ, nie zaproponowały żadnego ceremoniału dyplomatycznego - odegrania hymnów państwowych czy wyłożenia księgi pamiątkowej.
Decyzja o uklęknięciu nie była zaplanowana, lecz była - jak zapewniał później Brandt - wynikiem impulsu. W opublikowanych w roku 1989 wspomnieniach tak pisał o swoim geście: "Ciągle pytano mnie, co chciałem poprzez ten gest wyrazić. Czy może ten gest był zaplanowany? Nie, nie był. (...)".
Decyzja o uklęknięciu nie była zaplanowana, lecz była - jak zapewniał później Brandt - wynikiem impulsu. W opublikowanych w roku 1989 wspomnieniach tak pisał o swoim geście: "Ciągle pytano mnie, co chciałem poprzez ten gest wyrazić. Czy może ten gest był zaplanowany? Nie, nie był. (...). Niczego nie planowałem, ale opuszczając pałac w Wilanowie, gdzie mieszkałem, miałem poczucie, że muszę dać wyraz szczególnej pamięci pod pomnikiem Bohaterów Getta. Na dnie niemieckiej historii, czując na sobie ciężar milionów zamordowanych uczyniłem to, co czynią ludzie, gdy słowa zawodzą".
Symboliczny gest poprzedziły jednak wydarzenia pozwalające lepiej zrozumieć decyzję kanclerza. Jak twierdzi niemiecki historyk Michael Wolffsohn, stosunki między kierowanym przez Brandta koalicyjnym rządem SPD/FDP a Żydami były od początku napięte. W pierwszym expose nowego rządu w 1969 roku Brandt jako pierwszy kanclerz RFN nie podkreślił szczególnego znaczenia dla Bonn relacji z Izraelem. Niemieccy Żydzi i organizacje żydowskie za granicą wytykali socjaldemokratom proarabskie stanowisko i ignorowanie interesów Izraela. Doradcy kanclerza sugerowali mu podjęcie działań, który uspokoiłyby nastroje.
Gest kanclerza wywołał jednak konsternację zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Jak podaje ówczesny redaktor "Życia Warszawy" Artur Hajnicz, w redakcji jego dziennika cenzura skonfiskowała zdjęcie klęczącego Brandta. Jedyną warszawską gazetą, w której zdjęcie ukazało się, była wychodząca w języku jidisz "Fołksztyme". Natomiast prasa światowa szeroko uroczystość przed pomnikiem Bohaterów Getta relacjonowała, a zdjęcie klęczącego Brandta obiegło cały świat.
Sam Brandt podkreśla w swoich wspomnieniach, że żaden z jego polskich partnerów nie nawiązał do tego gestu: "Wywnioskowałem z tego, iż inni także jeszcze nie rozliczyli się z tą częścią historii". Brandt wspomina, że rozmówcy polscy pytali, dlaczego nie uklęknął przed Grobem Nieznanego Żołnierza.
Oficjalnie władze polskie ani słowem nie ustosunkowały się do zachowania Brandta. Gest kanclerza całkowicie zignorował I sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Premier Józef Cyrankiewicz, sam więzień obozów koncentracyjnych Auschwitz i Mauthausen, jedynie w prywatnej rozmowie w przerwie oficjalnego programu wyraził uznanie dla Brandta.
Reakcje w Niemczech były również bardzo różne. Niemiecki historyk Heinrich August Winkler pisał, że środowiska znajdujące się na prawo od politycznego środka uważały gest Brandta za przesadny, a nawet za "wyraz niemieckiego samoupokorzenia". W środowiskach lewicowych panowała euforia i podziw dla kanclerza, który wziął na siebie winy, nie będące jego winami, bo Brandt po dojściu Hitlera do władzy przebywał na emigracji w Norwegii i Szwecji.
W 2000 roku, w 30. rocznicę symbolicznego gestu, kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder i premier Jerzy Buzek uczestniczyli w zmianie nazwy placu w pobliżu Pomnika Bohaterów Getta na plac im. Willy'ego Brandta.
Anna Kondek (PAP)
lep/ akn/ mjs/ ls/