12 maja 1943 r., w proteście przeciwko obojętności świata wobec Holokaustu, członek Rady Narodowej RP w Londynie Szmul Zygielbojm popełnił samobójstwo. „Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce” – napisał w liście pożegnalnym.
„Szmul Zygielbojm pozostał moralnym drogowskazem, ale także wyrzutem sumienia, dla tych, którzy zamiast pospieszyć z pomocą, odwracali głowę (…). Świat aliancki trwał w obojętności na zbrodnie Holokaustu, obojętnie patrzył na walkę i zagładę warszawskiego getta. Żeby go poruszyć, żeby nim wstrząsnąć, odebrał sobie życie. Zrobił to, co było jego moralnym imperatywem” – napisał w liście odczytanym 25 września 2008 r. z okazji odsłonięcia tablicy poświęconej Zygielbojmowi w Chełmie (gdzie mieszkał przed wojną) Marek Edelman, wówczas ostatni żyjący przywódca powstania w getcie warszawskim z 1943 r.
Szmul Mordechaj Zygielbojm urodził się 21 lutego 1895 r. w podlubelskiej Borowicy. Jego ojciec, Józef (Joske) był nauczycielem, matka Hena (Henie) - krawcową.
Rodzina Zygielbojmów należała do ubogich, a młody Szmul miał aż dziesięcioro (według innych źródeł - dwanaścioro) rodzeństwa. W wieku 10 lat, aby pomóc w utrzymaniu najbliższych, zatrudnił się w fabryce w Krasnymstawie (gdzie zamieszkał wraz z rodziną w 1899 r.). Początkowo pracował w stolarstwie, jednak po utracie dwóch palców u lewej ręki zaczął zarabiać jako pomocnik piekarza.
„Szmul Zygielbojm pozostał moralnym drogowskazem, ale także wyrzutem sumienia, dla tych, którzy zamiast pospieszyć z pomocą, odwracali głowę (…). Świat aliancki trwał w obojętności na zbrodnie Holokaustu, obojętnie patrzył na walkę i zagładę warszawskiego getta. Żeby go poruszyć, żeby nim wstrząsnąć, odebrał sobie życie. Zrobił to, co było jego moralnym imperatywem” – pisał Marek Edelman.
W 1907 r., jako 12-letni chłopiec, wyjechał do Warszawy, gdzie zaczął wyrabiać rękawiczki. W 1914 r., w związku z wybuchem I wojny światowej, wrócił w rodzinne strony.
Od 1915 r. Zygielbojmowie mieszkali w Chełmie. Tam też Szmul wstąpił do lewicowej partii żydowskiej Bund, gdzie szybko doceniono jego talenty organizacyjne i oratorskie. W 1917 r. pojechał do Lublina jako delegat na zjazd partyjny. W 1920 r. ponownie zamieszkał w stolicy, co było związane z rozwojem jego kariery zawodowej. Od 1924 r. zasiadał w komitecie centralnym partii. Wkrótce został też sekretarzem generalnym Sekcji Żydowskiej Centralnej Komisji Związków Zawodowych.
Pełniący od 1927 r. obowiązki radnego Warszawy Zygielbojm – znany w środowisku Bundu jako "Artur" – dał się poznać jako trybun robotniczy. W tym czasie dużo publikował, m.in. na łamach bundowskich pism „Fołkscajtung” (w języku jidysz „Gazeta Ludowa”) i „Arbeter Fragn” („Zagadnienia Robotnicze”).
W 1936 r., po m.in. rocznym pobycie w USA, Zygielbojm przeprowadził się do Łodzi. Dwa lata później wszedł do tamtejszej Rady Miejskiej.
Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r., w obawie przed niemieckim aresztowaniem, Zygielbojm przedostał się do Warszawy. Tam pomagał w organizacji obrony miasta przed Niemcami, tworząc m.in. żydowskie hufce samoobrony.
Po kapitulacji stolicy (28 września 1939 r.) wszedł w skład Judenratu, którym kierował Adam Czerniaków. W tym czasie rozpoczął również działalność konspiracyjną; tworzył podziemny ruch oporu żydowskiego, czym naraził się okupantom.
Pod koniec 1939 r., zagrożony aresztowaniem przez Niemców, potajemnie wyjechał z Polski do Belgii. Zatrzymał się w Brukseli, gdzie m.in. wygłosił przemówienie na konferencji europejskich partii socjaldemokratycznych na temat sytuacji Żydów w okupowanej polskiej stolicy. We wrześniu 1940 r., po wcześniejszym wyjeździe z Belgii do Francji, przedostał się do USA. Zamieszkał w Nowym Jorku.
Za oceanem, jako działacz Reprezentacji Bundu Polskiego w Ameryce, Zygielbojm kontynuował zabiegi informowania Zachodu o prześladowaniach ludności żydowskiej w okupowanej przez Niemców Polsce.
Z ramienia władz Bundu, wiosną 1942 r., został oddelegowany do Londynu, gdzie mianowano go członkiem Rady Narodowej RP, organu doradczego prezydenta oraz rządu na emigracji.
Podczas pobytu w Londynie Zygielbojm starał się nagłaśniać tragedię narodu żydowskiego. W tym celu żydowski działacz brał udział w konferencjach i spotkaniach, na których m.in. przytaczano informacje z Polski dotyczące tragicznego losu Żydów. Wieści na temat sytuacji w warszawskim getcie Zygielbojmowi na bieżąco dostarczał działacz Bundu i Rady Pomocy Żydom „Żegota” Leon Feiner. To właśnie dzięki pomocy Feinera emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego Jan Karski mógł przedostać się do getta, aby na własne oczy zobaczyć tragedię narodu żydowskiego.
Relację ze swego pobytu w getcie warszawskim Karski zdał polskim władzom w Londynie w listopadzie 1942 r. Posłużyły one do stworzenia szczegółowego raportu o sytuacji Żydów w okupowanej Polsce, który został przedstawiony Brytyjczykom 25 listopada.
2 grudnia 1942 r. Karski spotkał się z Zygielbojem, a także innym żydowskim członkiem Rady Narodowej RP na Uchodźstwie – Ignacym Schwarzbartem. Temu pierwszemu opowiedział o dramatycznym apelu przywódców żydowskich z getta, domagających się bardziej zdecydowanego działania (nie wyłączając m.in. głodówki przez brytyjskimi urzędami swych rodaków w Londynie) na rzecz przekonania aliantów do interwencji w sprawie mordowanych Żydów.
„Był przygnębiony, zdenerwowany, podejrzliwy, a wobec mnie niezupełnie uprzejmy. Gdy skończyłem sprawozdanie, wybuchnął: +Nie mówi mi pan niczego nowego. Ja wiem więcej, niż pan mi powiedział. Ja robię wszystko co mogę+. Kiedy dodałem jeszcze tę specjalną wiadomość (o apelu przywódców żydowskich z getta - PAP), zerwał się i zaczął biegać po pokoju, krzycząc: +Ten świat oszalał! Czy pan myśli, że pozwolą mi umrzeć na ulicy? Przyślą policjantów, zaaresztują mnie, poślą do kliniki psychiatrycznej, a nie pozwolą umrzeć na oczach wszystkich+. Biegał tam i z powrotem, powtarzając: +Ten świat oszalał, ten świat oszalał!+” – wspominał rozmowę z Zygielbojmem Karski w marcu 1991 r. w Waszyngtonie, z okazji otrzymania nagrody im. Piusa XI.
Po spotkaniu z polskim kurierem Zygielbojm bezskutecznie próbował jeszcze zabiegać o pomoc dla Żydów u władz Wielkiej Brytanii i USA. Choć 10 grudnia 1942 r. Rząd RP w Londynie wydał stworzoną na podstawie relacji Karskiego notę do rządów sprzymierzonych w sprawie terroru i dyskryminacji Żydów, a tydzień później 12 państw alianckich wystosowało deklarację potępiającą masową zagładę ludności żydowskiej, działacz Rady Narodowej RP domagał się podjęcia bardziej zdecydowanych kroków na rzecz mordowanych przez Niemców rodaków. Apelował także o pomoc dla Żydów walczących w powstaniu w getcie warszawskim, które wybuchło 19 kwietnia 1943 r.
Po rozpoczęciu beznadziejnej walki w getcie oraz na wiadomość o śmierci żony, również działaczki Bundu, Mani Rozen-Zygielbojm oraz 16-letniego syna Tuwii, którzy zostali w kraju, Zygielbojm - próbując wyjść naprzeciw oczekiwaniom Żydów z Warszawy - planował rozpocząć protest głodowy przed siedzibą brytyjskiego premiera na 10 Downing Street. Jeden z przyjaciół, Isaac Deutscher, przekonał go jednak, że wspomniany akt poświęcenia będzie bezcelowy, ponieważ władze nie dopuszczą do nagłośnienia głodówki.
12 maja, w obliczu nieuchronnego upadku żydowskiego zrywu w Warszawie, a także w związku z bezskutecznymi prośbami o reakcję Zachodu na Zagładę Żydów, Zygielbojm popełnił samobójstwo (wśród przyczyn zgonu wymienia się m.in. otrucie gazem). Decyzję o odebraniu sobie życia uzasadnił w liście pożegnalnym datowanym na 11 maja, adresowanym do prezydenta Władysława Raczkiewicza i premiera, gen. Władysława Sikorskiego.
„Przez śmierć swą pragnę wyrazić najgłębszy protest przeciwko bezczynności, z jaką świat się przypatruje i pozwala lud żydowski wytępić. Wiem, jak mało znaczy życie ludzkie, szczególnie dzisiaj. Ale skoro nie potrafiłem tego dokonać za życia, może śmiercią swą przyczynię się do wyrwania z obojętności tych, którzy mogą i powinni działać, by teraz jeszcze, w ostatniej bodaj chwili, uratować od niechybnej zagłady tę garstkę Żydów polskich, jaka jeszcze żyje” – wyraził nadzieję Zygielbojm.
Podkreślił, że „odpowiedzialność za zbrodnię wymordowania całej ludności żydowskiej w Polsce spada przede wszystkim na sprawców, ale pośrednio obciąża ona także ludzkość całą, narody i rządy państw sprzymierzonych, które do dziś nie zdobyły się na żaden czyn konkretny w celu ukrócenia tej zbrodni”.
„Przez śmierć swą pragnę wyrazić najgłębszy protest przeciwko bezczynności, z jaką świat się przypatruje i pozwala lud żydowski wytępić. Wiem, jak mało znaczy życie ludzkie, szczególnie dzisiaj. Ale skoro nie potrafiłem tego dokonać za życia, może śmiercią swą przyczynię się do wyrwania z obojętności tych, którzy mogą i powinni działać, by teraz jeszcze, w ostatniej bodaj chwili, uratować od niechybnej zagłady tę garstkę Żydów polskich, jaka jeszcze żyje” – pisał w pożegnalnym liście Szmul Zygielbojm.
„Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem” – tak tłumaczył decyzję o samobójstwie. Słowa te umieszczono na płycie przy kamieniu poświęconym jego pamięci, znajdującym się przy ul. Lewartowskiego w Warszawie. Pomnik stanowi część stołecznego „Traktu Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów”.
Podczas uroczystości jego odsłonięcia 22 lipca 1997 r., 55 rocznicę rozpoczęcia przez Niemców wielkiej akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim, znający Zygielbojma osobiście Edelman powiedział: „Od 1942 r. zajmował się (Zygielbojm – PAP) tylko jedną sprawą, jak ocalić resztki ludu żydowskiego w Polsce. Walczył o świat szczęśliwych ludzi, o świat równy dla wszystkich i dobry dla wszystkich”.
O samobójstwie Zygielbojma jako najwyższej miary poświęceniu w akcie rozpaczy i niezgody na tragiczny los Żydów mówił także Karski w marcu 1991 r., w związku z uhonorowaniem go nagrodą im. Piusa XI. „Wiemy wszyscy, że odebranie sobie życia jest sprzeczne z judeo-chrześcijańskimi zasadami. Sumienie mi jednak mówi, że należy się tu rozróżnienie. Człowiek odbiera sobie życie, kiedy nie może znieść więcej osobistego nieszczęścia, bankructwa swego życia, gdy chce uniknąć odpowiedzialności za swe czyny, kiedy załamuje się nerwowo. Zygielbojm odebrał sobie życie ze współczucia dla cierpień swego ludu i w nadziei, że jego śmierć pomoże ratować tych, których kochał” – tłumaczył Karski.
„Znam wiele nagród imienia wielkich i szlachetnych ludzi. Z szacunkiem i pokorą składam mój wniosek, ażeby przyznać również nagrodę za poświęcenie, która nosiłaby imię Szmuela Zygielbojma” – apelował wówczas polski emisariusz, który – podobnie jak Zygielbojm – bezskutecznie próbował alarmować świat o Holokauście.
W 1961 r. prochy żydowskiego działacza Rady Narodowej RP na Uchodźstwie zostały przetransportowane do USA, a następnie pochowane – jeszcze tego samego roku – na cmentarzu żydowskim Mount Carmel na Long Island.
W 1998 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski pośmiertnie przyznał Zygielbojmowi Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Polonia Restituta.
Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ abe/