75 lat temu, 28 lipca 1943 r., kurier i emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego Jan Karski spotkał się z ówczesnym prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem Delano Rooseveltem, aby osobiście przekazać mu informacje m.in. o przeprowadzanym przez Niemców Holokauście.
75 lat temu, 28 lipca 1943 r. kurier i emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego Jan Karski spotkał się z ówczesnym prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem Delano Rooseveltem, aby osobiście przekazać mu informacje m.in. o przeprowadzanym przez Niemców Holokauście.
Zanim Karski dotarł do Stanów Zjednoczonych udał się do Londynu w celu przedstawienia emigracyjnym władzom polskim oraz Brytyjczykom raportu o sytuacji w okupowanej przez Niemców Polsce. Propozycję tajnego wyjazdu złożył mu latem 1942 r. Delegat Rządu na Kraj Cyryl Ratajski.
Kurier Polskiego Państwa Podziemnego miał reprezentować w swej misji na Zachód wszystkie polskie podziemne stronnictwa polityczne; był także rzecznikiem eksterminowanej przez Niemców ludności żydowskiej.
Aby przygotować się do misji Karski spotkał się w Warszawie m.in. z przedstawicielem żydowskiej partii socjalistycznej Bund – Leonem Feinerem. W porozumieniu z nim, a także innymi działaczami żydowskimi, emisariusz dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, aby na własne oczy przekonać się o losie Żydów.
"Idąc chodnikiem, potykaliśmy się o kobiety, mężczyzn i dzieci. Byli ubrani tak nędznie, że nasze ubrania wydały mi się jakimiś strojami wieczorowymi. Byli wychudzeni, głodni i chorzy. Siedzieli na ziemi, usiłując żebrać lub coś sprzedać (...). Mijali nas ludzie o dzikim spojrzeniu błyszczących od gorączki oczu. Gdzieś biegli, śpieszyli się. Czegoś gwałtownie szukali. Może - kogoś. W powietrzu wisiało nienaturalne napięcie, chorobliwa aktywność, jakby przedśmiertne pobudzenie. Swoją sztuczną ruchliwością i zabieganiem chcieli oszukać śmierć?" – pytał Karski wspominając swój pobyt w getcie.
O niedoli ludności żydowskiej kurier przekonał się także podczas pobytu w niemieckim obozie tranzytowym w Izbicy pod Lublinem. Karski dostał się tam w przebraniu wartownika. Był wówczas przekonany, że trafił do obozu zagłady w Bełżcu (do którego transportowano Żydów z Izbicy), o czym pisał w swej książce "Tajne Państwo", opublikowanej w USA w 1944 r.
Karski wiózł ze sobą do Londynu dokumenty o sytuacji w Polsce i o losie Żydów, w tym mikrofilm ukryty w kluczu (po wywołaniu – ponad 30 stron maszynopisu). Wiele informacji dotyczących życia w okupowanej Polsce, które Karski miał rozgłaszać na Zachodzie, miało jednakże charakter ustny.
Podający się za francuskiego robotnika Karski jechał pociągiem z Warszawy do Paryża, przez Berlin i Brukselę. Zatrzymał się w stolicy Francji u działacza podziemia Aleksandra Kawałkowskiego (byłego konsula generalnego RP w Lille), któremu przekazał mikrofilm. Kawałkowski przesłał go następnie do Londynu.
Z Francji Karski pojechał do Hiszpanii. Dzięki wsparciu amerykańskiego wywiadu dostał się do Gibraltaru, skąd samolotem poleciał na Wyspy Brytyjskie.
Na brytyjskiej ziemi Karski stanął w listopadzie 1942 r. Przez kilka dni był przetrzymywany przez Brytyjczyków, zwolniono go dopiero po interwencji Naczelnego Wodza i premiera RP w Londynie Władysława Sikorskiego. Relacje Karskiego posłużyły do stworzenia szczegółowego raportu o sytuacji Żydów w okupowanej Polsce.
Zawierał on materiały przygotowane przez Referat Spraw Żydowskich Komendy Głównej AK, a także informacje znajdujące się w raporcie "Likwidacja żydowskiej Warszawy", który powstał 15 listopada 1942 r. z inicjatywy działającego w warszawskim getcie konspiracyjnego zespołu badawczo-dokumentacyjnego "Oneg Szabat". Twórcy tzw. Archiwum Ringelbluma informowali w dokumentacji m.in. o niemieckiej akcji eksterminacyjnej polskich Żydów, która nasiliła się w lipcu 1942 r., wraz z początkiem likwidacji getta warszawskiego.
Karski na początku czerwca 1943 r. został wyposażony w amerykańską wizę dyplomatyczną. W połowie tego miesiąca drogą morską dotarł do Nowego Jorku. Przyjął go ambasador RP w USA Jan Ciechanowski.
Podczas pobytu za oceanem, podobnie jak w przypadku misji w Wielkiej Brytanii, polski emisariusz spotykał się z politykami, dyplomatami, dziennikarzami i przedstawicielami świata kultury. 28 lipca 1943 r. w Białym Domu przyjął go prezydent USA Franklin Delano Roosevelt.
Ze spotkania zachowała się notatka, której zawartość cytuje Waldemar Piasecki w artykule "Karski u Roosevelta" zamieszczonym na stronie www.poland.us. Kurier i emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego zapisał wówczas: "(...) p. Ambasador [Jan] Ciechanowski zwrócił mi uwagę, abym przy raportowaniu w żadnym razie niczego nie przesadzał, opowiadał ścisłą prawd (...), życzył sobie, ażebym uwypuklił: stosunek Polaków do osoby Prezydenta, nielojalną i szkodliwą działalność agentur komunistycznych, zasięg i oficjalność władz podziemnych, sprawnie funkcjonującą łączność z Rządem, generalny stosunek Kraju do Rządu, prace przygotowawcze na okres powstania (...), istotę oraz zasięg terroru niemieckiego i straty polskie, eksterminację Żydów".
"Rozmowa odbyła się w dniu, w którym Prezydent wygłaszał przemówienie przez radio, i trwała godzinę oraz piętnaście minut. Zainteresowanie Prezydenta było duże – powiedział nam, kończąc rozmowę, że spóźnił się na następne spotkanie o pół godziny. Rozmowa odbyła się nie w oficjalnym biurze Prezydenta, ale w jego prywatnych apartamentach w Białym Domu" - zapisał Karski.
Kurier Polskiego Państwa Podziemnego napisał również, że ich rozmowa zaczęła się "od wyrażenia wdzięczności", a dla Polaków - jak relacjonował Karski - "walczących w Kraju, fakt, iż Prezydent Roosevelt interesuje się nami i chce być poinformowany, ma ogromne znaczenie; być może, Prezydent sam nie wie, że jego imię w Polsce znaczy więcej niż jakiekolwiek inne i patrzymy na niego jak na tego, który będzie i powinien organizować pokój na zasadach sprawiedliwości i ludzkości (...)".
Karski przywołuje w swojej notatce fragment rozmowy, podczas której Roosevelt miał powiedzieć: "Z Niemcami porachujemy się po wojnie za wszystko, co zrobili. Największa i prawdziwa pomoc, jakiej możemy udzielić wiedzie poprzez zwycięstwo. Jak najszybsze pokonanie Hitlera".
Karski wspominał później, że mimo iż z zaciekawieniem słuchało go wielu wpływowych ludzi, w tym sam amerykański prezydent, to nie dowierzali oni ogromowi zbrodni, jaką Niemcy popełniali na Żydach.
Przewodniczący Sądu Najwyższego USA Felix Frankfurter po wysłuchaniu doniesień Karskiego o Holokauście powiedział: "Mój umysł, moje serce, są tak skonstruowane, że nie mogę tego przyjąć do wiadomości. Jestem sędzią narodu. Wiem, co to znaczy być człowiekiem. Znam ludzi. To niemożliwe. Nie! Nie!".
Legendarny polski emisariusz po latach przyznał, że na przełomie 1942 i 1943 r. wiedział już, iż "tragedia żydowska – jej przeciwdziałanie – nie mieści się w strategii alianckiej". Jak tłumaczył, "Alianci nie zrobią nic, żeby zareagować na to, co się stało z Żydami. Mają inne, ważniejsze sprawy na głowie. Wygranie w jak najkrótszym czasie, oszczędzając własnych ludzi, dwóch wojen: z Japonią, a w Europie oczywiście z Niemcami. A najważniejsze nie zrobić niczego, co mogłoby antagonizować Rosję".
Niezależnie od efektów swej misji na Zachód Karski przeszedł do historii jako bohaterski kurier alarmujący świat o Holokauście. W 2012 r. prezydent USA Barack Obama uhonorował pośmiertnie (Jan Karski zmarł 13 lipca 2000 r. w USA) polskiego emisariusza Medalem Wolności, najwyższym cywilnym odznaczeniem amerykańskim.
Treść notatki znajduje się w artykule dostępnym pod adresem: http://www.poland.us/strona,13,30903,0,karski-u-roosevelta.html (PAP)
autor: Marek Sławiński
masl/ wmk/ mhr/