05.04.2010. Warszawa (PAP) - W tej ziemi leżą nie tylko Polacy, ale też Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, których także pomordował Stalin. W związku z tym to jest jakaś nasza wspólna ziemia. I myślę, że tak trzeba by spojrzeć na tę zbrodnię - powiedział PAP reżyser "Katynia" Andrzej Wajda.
"Wiele spodziewam się po zaproszeniu premiera Tuska przez premiera Putina na uroczystości do Katynia. To on go zaprasza, czyli to on robi jakiś krok, bo nie ma takiej możliwości, żeby Polska mogła narzucić swoją ocenę i zdanie Rosji. Rosja musi sama do tego wniosku dojść. Byliśmy już o wiele dalej w sprawie katyńskiej, wydawało się, że pewne rzeczy są oczywiste i nagle wszystko się cofa i zaczyna się znowu opowiadać, że to jest zbrodnia niemiecka. Dlatego cieszę się, że nasz premier pojedzie do Katynia i to budzi moje wielkie nadzieje" - mówił Wajda.
Wspominając okres II wojny podkreślił, że pamięta 1943 rok, kiedy Niemcy odkopali groby w Katyniu. "Mieszkałem wtedy w centralnej Polsce, w Radomiu. Znaliśmy tam wówczas tylko zbrodnie niemieckie i nie mieliśmy żadnej świadomości, co się dzieje tam daleko. Więc w pierwszej chwili była taka niepewność, czy to nie jest jakiś podstęp, jeszcze jedno kłamstwo Goebbelsa. No, ale potem kiedy zaczęły nadchodzić dokumenty okazało się, że to prawda" - opowiadał reżyser.
Jak zaznaczył, wtedy pojawił się problem wiarygodności listy nazwisk ofiar zbrodni. "Mój ojciec był w Starobielsku, w związku z tym nie mieliśmy pewności, co się z nim stało. Początkowo Niemcy wytworzyli taką atmosferę jakby ta zbrodnia katyńska była dokonana na wszystkich oficerach wziętych do niewoli, ale niekoniecznie to się potwierdziło. Na liście katyńskiej był kapitan Karol Wajda. Mój ojciec miał na imię Jakub, ale myśleliśmy, że a nuż pomylono imię, a nazwisko się zgadza" - relacjonował Wajda.
Podkreślił, że z tamtego okresu najbardziej boleśnie i najsilniej pamięta reakcję swojej matki, dlatego jego film w tak dużym stopniu opowiada o kobietach. "Zdawałem sobie sprawę, że kobiety muszą w nim odgrywać ważną rolę, ponieważ najlepiej znałem reakcje mojej matki, a ojciec był gdzieś daleko w obozie. W związku z tym więcej wiedziałem o jej odczuciach niż o tym, co się wydarzyło z moim ojcem. Uważałem też, że musi się tam znaleźć scena egzekucji, dlatego że to było najbardziej przerażające, że każdy został zamordowany osobno. Ta scena musiała być pokazana w filmie" - zaakcentował reżyser.
Przyznał też, że bardzo długo nie mógł się zdecydować na zrealizowanie filmu, ponieważ nie miał scenariusza, w który by wierzył. "Zdawałem sobie sprawę, że robię pierwszy film o Katyniu. Gdyby to był kolejny obraz wiedziałbym, że te fakty zostały już pokazane na ekranie i są zrozumiałe. A tak czułem odpowiedzialność zrobienia pierwszego obrazu. W rezultacie film powstał tylko dlatego, że po długich bardzo pracach scenariuszowych właściwie złożyłem go z gotowych opowiadań" - dodał Wajda.
Wyznał również, że niektóre osoby miały do niego pretensje, że postać rosyjskiego oficera została pokazana tak pozytywnie i że to jest zrobione specjalnie dla filmu. "To nieprawda. Ja znalazłem pośród wielu opowiadań podobne historie dwóch kobiet, którym chcieli pomóc radzieccy oficerowie. I uważam, że dobrze, żeby takie postacie się pojawiły. Jeden sprawiedliwy daje nam nadzieję, że tych sprawiedliwych było więcej" - stwierdził reżyser.
Komentując publikację rozkazu z 5 marca 1940 roku o rozstrzelaniu polskich oficerów zaznaczył, że dzięki temu dowiedzieliśmy się, jaka była prawda i że "nie było już żadnej innej możliwości interpretacji, że to jest zbrodnia niemiecka, tylko że Biuro Polityczne na wniosek Stalina podjęło decyzję, a służby specjalne wykonały to, a ci, którzy brali udział w egzekucjach, dostali gratyfikacje".
"Mój film niestety nie odegrał tu wielkiej roli, ponieważ praktycznie nie wszedł na ekrany rosyjskie. Odbyły się tylko dwie projekcje przy moim udziale - jedna w Związku Filmowców, wśród moich przyjaciół, którzy zorganizowali ten pokaz i druga w Związku Literatów. To były duże sale, ale trudno tu mówić o pokazaniu tego filmu. Co mnie poruszyło i co było dla mnie takim wydarzeniem to fakt, że po pokazie w Domu Literatów wstała jakaś młoda kobieta, przedstawiła się i poprosiła, żeby cała sala wstała i uczciła minutą ciszy oficerów zamordowanych w Katyniu. Sala wstała i pomyślałem, że jeżeli miałbym zrobić ten film tylko dla tej jednej projekcji, to już powinienem był go zrobić" - podsumował Wajda. (PAP)
akn/ ls/