B. szef MSZ, senator niezależny Włodzimierz Cimoszewicz jest zdania, że słowa ambasadora Rosji w Polsce Siergieja Andriejewa w jego telewizyjnym wywiadzie nie są przypadkowe. Zdaniem Cimoszewicza, Rosja chce, by Polska wypadła niewiarygodnie w dyskusji nt. liberalizacji sankcji UE.
Ambasador Rosji w Polsce został wezwany do polskiego MSZ w związku z jego wypowiedzią w wywiadzie dla TVN24. "Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu" - mówił w tym wywiadzie Andriejew.
Polski MSZ wyraził stanowczy protest w związku z wypowiedzią Andriejewa. Słowa ambasadora uznano za nieprawdziwe i sprzeczne z ustaleniami historyków. Wezwany do MSZ Andriejew zapewnił, że nie miał zamiaru obrażać narodu polskiego.
"Mamy do czynienia z zawodowym dyplomatą, ale człowiekiem o szczególnym temperamencie, w moim przekonaniu nie pasującym do dyplomaty" - podkreślił Cimoszewicz w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie. "Jestem przekonany, że on nie powiedział tego przypadkowo" - ocenił.
Zdaniem byłego szefa dyplomacji "chodzi o powtórzenie manewru, który miał miejsce dokładnie 10 lat temu". "W 2005 roku, kiedy PiS dochodził do władzy, Rosja wprowadziła embargo na eksport polskiego mięsa. Zrobiła się awantura, Polska zablokowała mandat dla Komisji Europejskiej do prowadzenia rokowań UE-Rosja i wtedy Polska sprzeciwiła się stanowisku wszystkich państw UE. Więc chcąc uderzyć w Rosję, tak naprawdę uderzyliśmy w interesy naszych sojuszników" - przypomniał Cimoszewicz.
Według niego, "sytuacja się powtarza" i "chodzi o to, by Polska znowu, przy jakimś radykalnym prawicowym rządzie, zachowywała się tak, by w Europie można było stwierdzić, że to pasuje do stereotypu rusofobicznej Polski, która jest niewiarygodnym partnerem w rozmowach o trudnych sprawach między Rosją a Europą".
"Pyskówka wyłącznie nam szkodzi. Jeśli to była świadoma prowokacja, to ktoś w Moskwie siedzi i się śmieje" - uważa Cimoszewicz. "W związku z aktywnością Rosji w Syrii ma ona nadzieję na pewien interes między sobą a Zachodem. W zamian za dogadanie się w sprawach Syrii, Zachód zmiękczyłby swoje stanowisko w sprawie sankcji" - powiedział Cimoszewicz.
"Z góry można (było) postawić każde pieniądze, że Polska będzie się temu sprzeciwiała i przy okazji doprowadzi się do tego, że Polska zachowa się bardzo nerwowo, straci wiarygodność, jeśli chodzi o rozmowy o delikatnej kwestii sankcji" - dodał. W opinii senatora, reakcje opozycji "tylko i wyłącznie służą realizacji takiego scenariusza".
Cimoszewicz zauważył, że Rosja przeżywa duże kłopoty ekonomiczne, a "wynika to z dwóch czynników - sankcji ekonomicznych i sytuacji na rynku energetycznym". "Sankcje blokują dostęp do kredytów, a przy zmniejszonych dochodach ze sprzedaży gazu firmy rosyjskie nie mają pieniędzy na inwestycje. Rosjanom więc niezwykle zależy, by sankcje, przynajmniej w pewnym zakresie, zostały uelastycznione" - uważa senator.
W wywiadzie dla TVN24 Andriejew mówił, że stosunki polsko-rosyjskie są najgorsze od 1945 roku i nie jest to wina Rosji, lecz wybór strony polskiej, która zamroziła kontakty polityczne, ale i kulturalne. W wywiadzie tym ambasador zaprzeczył również, jakoby wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 roku było agresją.
"Wojska radzieckie weszły na teren zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy 17 września 1939 roku, kiedy los wojny między Niemcami a Polską był już przesądzony. Przedtem było już jasne, że Wielka Brytania i Francja nie przyjdą na pomoc Polsce. W tamtych warunkach, chodziło o zagwarantowanie bezpieczeństwa ZSRR" - przekonywał. (PAP)
ajg/ as/ woj/