Polacy powszechnie uznali pokój brzeski z 9 lutego 1918 r. za IV rozbiór Polski – mówi dr hab. Piotr Szlanta z IH UW. 100 lat temu, 9 lutego 1918 r. w Brześciu podpisano traktat pokojowy pomiędzy państwami centralnymi a Ukraińską Republiką Ludową, na mocy którego Polska miała stracić Chełmszczyznę i część Podlasia.
PAP: Traktat pokojowy zawarty 9 lutego 1918 r. uznawany jest przez historyków za element realizacji niemieckiej idei Mitteleuropy. Kiedy po raz pierwszy ta koncepcja porządku politycznego na wschód od granic Niemiec pojawiła się w przestrzeni publicznej?
Dr hab. Piotr Szlanta: To pojęcie znane jest z wydanej w 1915 r. książki Friedricha Naumanna zatytułowanej właśnie „Mitteleuropa”. Niemiecki polityk postulował w niej stworzenie po wojnie w Europie Środkowej związku państw poddanych niemieckiej dominacji kulturowej i gospodarczej, przy zachowaniu ich niezależności wewnętrznej.
Jego zdaniem atrakcyjność niemieckiej kultury i korzyści wynikające z uczestnictwa w wielkim obszarze celnym miały nakłonić narody zamieszkujące tę część kontynentu do bliższej współpracy z Rzeszą. Ustanowienie unii celnej na tak rozległym obszarze miało uniezależnić gospodarkę Niemiec od rynków zamorskich, od których – jak pokazała tocząca się wojna – łatwo Niemcy odciąć blokadą morską. Przyłączyć się do niej miały także państwa spoza regionu m.in. Holandia, Dania czy Szwajcaria.
Koncepcje stworzenia związku polityczno-celnego powiązanego z Niemcami są starsze niż książka Naumanna. 9 września 1914 r. kanclerz Theobald von Bethmann-Hollweg przedstawił memorandum, w którym określił niemieckie cele wojenne. Było to zaledwie kilka dni od zakończenia bitwy nad Marną, gdy wynik rozpoczynającej się wojny był wciąż wielką niewiadomą. Jednym z postulatów przedstawionych w dokumencie było stworzenie unii politycznej i gospodarczej krajów Europy Środkowej i Wschodniej pod niemiecką dominacją. Ta idea występowała zatem także przed I wojną światową, ale doświadczenia wynikające z blokady morskiej przyczyniły się do wzrostu jej popularności.
PAP: Czy te idee były przedmiotem publicznej dyskusji?
Dr hab. Piotr Szlanta: W czasie I wojny światowej we wszystkich walczących krajach toczono dyskusje o powojennym ładzie i zabezpieczeniu własnych interesów. Każdy kraj uważał jednocześnie, że toczy wojnę obronną. Dlatego w Niemczech, aż do połowy 1916 r., czyli momentu przejęcia faktycznej władzy przez tandem Ludendorff-Hindenburg, w celu zachowania pokoju wewnętrznego unikano debat o celach wojennych. Dopiero od tego momentu taka dyskusja była możliwa. Jednym z powodów zniesienia takiego zakazu było dążenie do podniesienie podupadającego morale. W Niemczech nastawienie do takich koncepcji stanowiło również funkcję stosunku do Rosji. Pierwszą wojną wypowiedzianą latem 1914 r. przez jedno mocarstwo europejskie drugiemu mocarstwu była wojna niemiecko-rosyjska. Paradoksalnie przed wojną Niemcy i Rosja nie miały konfliktów, których nie można byłoby rozwiązać na drodze pokojowej. Oba kraje łączyły więzi dynastyczne, monarchiczny porządek, niechęć elit wobec demokracji parlamentarnej oraz sprawa polska.
Dla Niemców i Rosjan zdobycze terytorialne kosztem sąsiada wiązałyby się z koniecznością „ujarzmienia” setek tysięcy świadomych narodowo Polaków. Zatem zamiast wzmacniać państwo, pozyskanie nowych trenów wzmacniałoby tendencje odśrodkowe.
W Niemczech, aż do wydania Aktu 5 listopada, ścierały się dwie koncepcje polityki wobec Rosji. Pierwsza z nich zakładała zawarcie z nią separatystycznego pokoju, poprzez przekonanie cara, że po klęskach, takich jak w bitwie pod Gorlicami, wojna toczona przez Rosjan rzekomo w brytyjskim interesie jest nie do wygrania i nie ma sensu. W takim przypadku należałoby zawrzeć pokój na łagodnych warunkach w oparciu o zasadę status quo ante. W ramach takiego rozstrzygnięcia nie było miejsca na Mitteleuropę. Zwyciężyła jednak koncepcja rozbicia Rosji na państwa narodowe i odepchnięcia jej od Europy poprzez stworzenie sieci państw uzależnionych politycznie, wojskowo i ekonomicznie od Niemiec, ciągnących się od Finlandii po Kaukaz. Stąd wspieranie ruchów narodowych w takich krajach jak Ukraina, Litwa, Białoruś.
Idea Mitteleuropy zyskała na popularności w drugiej połowie wojny, gdy okazało się, że niemożliwe jest zawarcie porozumienia z Rosją i konieczne jest stworzenie nowych państw.
PAP: Jaką rolę polityczną przewidywali Niemcy dla starego imperium Habsburgów?
Dr hab. Piotr Szlanta: Bodaj Franz Vranitzky, kanclerz Austrii w latach osiemdziesiątych minionego stulecia, nie mogąc stworzyć koalicji rządowej stwierdził, że można ustalić gradację słowa wróg: „wróg - śmiertelny wróg – koalicjant”. Moim zdaniem ten bon mot można odnieść do stosunków austriacko-niemieckich w trakcie I wojny światowej.
Pod koniec konfliktu Austriacy wręcz bali się zwycięstwa sojuszników, gdyż oznaczałoby to sprowadzenie ich kraju do statusu państwa wasalnego. Już od pierwszych tygodni wojny widoczne było uzależnienie Wiednia od pomocy Berlina. We wrześniu 1914 r. Austriacy po raz pierwszy prosili sojuszników o dostawę amunicji artyleryjskiej, bo ich zapasy były na wyczerpaniu. Niemcy pomagali również w łataniu rozpadającego się frontu w Karpatach. Bez udziału jednostek dowodzonych przez generała Augusta von Mackensena nie doszłoby do przełamania frontu pod Gorlicami. W 1916 r. Niemcy uratowali sojuszników przed całkowitą klęską podczas ofensywy Brusiłowa. Również w 1916 r. podporządkowano operacyjnie oddziały austrowęgierskie dowództwu niemieckiemu.
Cesarz Karol I nieudolnie, poprzez tajne negocjacje ze swoim szwagrem, służącym w armii belgijskiej księciem Sykstusem Burbonem-Parmą, usiłował wycofać swój kraj z wojny i zrzucić ciążący mu sojusz z Niemcami. Okazało się to jednak niemożliwe. Można więc powiedzieć, że w nowej Europie Środkowej, po zwycięstwie niemieckim Austro-Węgry stałyby się może nie tyle państwem wasalnym Rzeszy Niemieckiej, ale bez wątpienia nie byłyby w pełni niezależnym mocarstwem.
W Niemczech i Austro-Węgrzech istniały również siły zmierzające do włączenia Austrii do Rzeszy. Wśród austriackich Niemców silne były środowiska domagające się zjednoczenia z Niemcami. W Austrii istniał ruch Los-von-Rom („precz z Rzymem”), który domagał się zerwania więzi tamtejszego Kościoła katolickiego z papiestwem. Całe parafie przechodziły na luteranizm. Takie działania miały być manifestacją odrzucenia dynastii Habsburgów i przywiązania do idei niemieckiego państwa narodowego. Uwieńczeniem tego procesu miało być włączenie ziem Austrii do Rzeszy Niemieckiej.
Dr hab. Piotr Szlanta: Istniały projekty osadzenia na tronach krajów Mitteleuropy dynastii panujących w Niemczech. Warszawę odwiedziła cała plejada książąt państw związkowych Rzeszy. W stolicy Królestwa Polskiego krążył dowcip, że wojna zakończy się wówczas, gdy Warszawę odwiedzą wszyscy niemieccy książęta. A było ich trochę. Wśród nich znalazł się między innymi król Saksonii Fryderyk August III, który odwiedzał miejsca związane z historią saskiego panowania w Polsce.
PAP: Jaka była wiedza elit narodów Europy Środkowej na temat niemieckich planów dotyczących tej części kontynentu?
Dr hab. Piotr Szlanta: Przedstawiciele narodów Europy Środkowej zdawali sobie sprawę, że jeśli państwa centralne wygrają wojnę, to kraje te będą musiały zawiązać z nimi bliższe relacje i znajdą się w orbicie oddziaływania Wiednia i Berlina. Piłsudski w 1917 r. stwierdził, że do tej pory z Niemcami łączył nas wspólny wróg, czyli Rosja, a dziś przeciwnik ten znika w chaosie i obecnie w polskim interesie leży zwycięstwo państw zachodnich.
Trudno powiedzieć jak bardzo ograniczona byłaby niezależność tych państw. Istniały projekty osadzenia na tronach krajów Mitteleuropy dynastii panujących w Niemczech. Warszawę odwiedziła cała plejada książąt państw związkowych Rzeszy. W stolicy Królestwa Polskiego krążył dowcip, że wojna zakończy się wówczas, gdy Warszawę odwiedzą wszyscy niemieccy książęta. A było ich trochę. Wśród nich znalazł się między innymi król Saksonii Fryderyk August III, który odwiedzał miejsca związane z historią saskiego panowania w Polsce. Patrzono na niego jako na jednego z potencjalnych władców Królestwa Polskiego. Z punktu widzenia zapisów Konstytucji 3 maja spośród niemieckich władców miał do tego największe prawa.
Istniały również pomysły ogłoszenia królem cesarza Karola I. Krakowscy konserwatyści uważali, że tak jak Jagiellonowie czterysta lat wcześniej teraz Habsburgowie mieliby panować nad całą Europą Środkową. Po wojnie niemieccy władcy mieli zasiąść również na tronach w Wilnie, Rydze lub Tallinie. Państwa centralne niewątpliwie narzuciłyby system monarchiczny i miałyby wpływ na obsadzenie tronów.
Z pewnością zawarto by także sojusz wojskowy tych państw z Rzeszą podporządkowujący ich siły zbrojne niemieckim sztabowcom. Wzajemne stosunki mogłoby przypominać zatem te znane nam z czasów Układu Warszawskiego. Dopełniałaby to unia celna. Rynki tych krajów zostałyby w pełni otwarte dla niemieckich artykułów przemysłowych i odgrywałyby rolę zaplecza surowcowo-żywnościowego.
Można sobie wyobrażać, że elity tych państw musiałyby zachowywać się w sposób zbliżony do polityków Finlandii po 1945 r. i powstrzymywać się od podejmowania niektórych drażliwych kwestii i milcząco przyjmować niemiecką dominację bez prób jej podważania.
Oczywiście pozostawałoby Polakom także „chwycenie za szablę”. Na pewno nie wszystkim w Polsce, po zwycięstwie Niemiec, podobałaby się perspektywa dominacji Rzeszy i „pax germanica”. W dalekiej przyszłości Królestwo Polskie mogłoby dążyć do bliższych związków z USA lub Wielką Brytanią, która tradycyjnie przeciwdziałała próbom hegemonii jednego państwa nad całym kontynentem. Pamiętajmy jednak, że Brytyjczycy nie bardzo rozumieli stosunki panujące w Europie Środkowej. Europa kończyła się dla nich gdzieś w okolicach Berlina. Również mapy Europy przygotowywane przez niemieckich geografów wyznaczały koniec Europy nieco na wschód od Królestwa Polskiego. Dalej był bezkres Rosji.
Dr hab. Piotr Szlanta: Do uznania Ukraińskiej Republiki Ludowej skłoniły Niemcy i Austro-Węgry nie tylko idee Mitteleuropy, ale również kwestie aprowizacyjne. Sytuacja zaopatrzeniowa zimą 1917/1918 r. była w Rzeszy i monarchii naddunajskiej wprost dramatyczna. Ludzie niemal umierali na ulicach, zwłaszcza wielkich miast. Przez Rzeszę w styczniu 1918 r. przetoczyła się fala z trudem stłumionych strajków o podłożu tak politycznym jak i bytowym.
PAP: Czy twórcy idei Mitteleuropy dążyli do germanizacji i asymilacji narodów Europy Środkowej?
Dr hab. Piotr Szlanta: Koncepcja Naumanna nie zakładała asymilacji ani masowej, przymusowej germanizacji. Krytycy Naumana oskarżali go nawet, że postulowane przez niego idee były próbą wprowadzenia demokracji do Niemiec przez tylne drzwi. Stworzenie unii z narodami Europy Środkowej miało wymusić procesy demokratyzacyjne wewnątrz samych Niemiec. Nie można więc posądzać Naumana o ciągoty totalitarne lub chęć wynarodowienia innych narodów. Niemcy zdawali sobie wówczas sprawę, że Europa Środkowa to olbrzymi obszar, zamieszkiwany przez miliony ludzi mówiących różnymi językami i przywiązanymi do własnych kultur narodowych. Uważali, że ich zasymilowanie jest niemożliwe.
Wyjątkiem była Łotwa i Estonia, które zamieszkiwała duża społeczność Niemców bałtyckich. Część koncepcji ekspansjonistycznych zakładała włączenie tych terenów – wraz z Litwą - wprost do Rzeszy i germanizację tamtejszej ludności. Były również pomysły włączenia do Niemiec tak zwanego „pasa granicznego”, czyli ziem Królestwa Polskiego położonych wzdłuż granicy rosyjsko-niemieckiej z 1914 r. Polska ludność z tych ziem miała zostać wysiedlona po to, aby odciąć Polaków z Wielkopolski i Pomorza od odrodzonej Polski i szybciej dokonać ich pełnej germanizacji.
Choć Akt 5 listopada nie przesądzał kształtu granic odrodzonego Królestwa Polskiego, to w jego skład oczywiście nie mogły wejść terytoria zaboru pruskiego i austriackiego. Dlatego wraz z ogłoszeniem deklaracji dwóch cesarzy Franciszek Józef I zapowiedział „dalsze wyodrębnienie Galicji”, czyli powiększenie zakresu jej autonomii w granicach monarchii habsburskiej. Taka polityka miała osłabić naturalne dążenia Polaków do przyłączenia tych ziem do Królestwa Polskiego. Wyznaczenie granic wschodnich państwa polskiego pozostawiono na koniec wojny.
Zawarcie pokoju brzeskiego z 9 lutego 1918 r. było rezultatem tak postępującego rozpadu Rosji, jak i desperackich poszukiwań nowych źródeł żywności dla głodującej ludności państw centralnych. Państwo ukraińskie zaczęło tworzyć się tuż po rewolucji lutowej i proklamowaniu Republiki Rosyjskiej.
W marcu 1917 r. powstała Ukraińska Centralna Rada, która początkowo stawiała sobie za cel uzyskanie autonomii w ramach Rosji. W miarę narastania chaosu w całym imperium zaczęła ona dążyć do pełnej niezależności, czego wyrazem było ogłaszanie kolejnych uniwersałów. Ostatecznie 22 stycznia 1918 r. proklamowała niepodległość. Politycy Ukraińskiej Republiki Ludowej zdawali sobie sprawę, że nie mogą liczyć na przyłączenie do nowego państwa ziem zamieszkałych przez Ukraińców, a należących do monarchii habsburskiej. W ramach ustępstw strona austriacka zgodziła się na podział Galicji na dwie prowincje (kraje koronne) na część polską ze stolicą w Krakowie i ukraińską z centrum we Lwowie.
Do uznania Ukraińskiej Republiki Ludowej skłoniły Niemcy i Austro-Węgry nie tylko idee Mitteleuropy, ale również kwestie aprowizacyjne. Sytuacja zaopatrzeniowa zimą 1917/1918 r. była w Rzeszy i monarchii naddunajskiej wprost dramatyczna. Ludzie niemal umierali na ulicach, zwłaszcza wielkich miast. Przez Rzeszę w styczniu 1918 r. przetoczyła się fala z trudem stłumionych strajków o podłożu tak politycznym jak i bytowym.
W traktacie pokojowym rząd URL obiecał państwom centralnym dostawę miliona ton zboża do 1 sierpnia 1918 r., stąd zwyczajowa nazwa traktatu – „pokój chlebowy”. Berlin i Wiedeń wierzyły, że dostawy z żyznych ukraińskich czarnoziemów pozwolą im przetrwać kilka miesięcy dłużej, aż do zwycięstwa planowanej na wiosnę 1918 r. gigantycznej ofensywy na froncie zachodnim. Ceną za zawarcie tego pokoju i ukraińskie zboże miało być właśnie włączenie do URL Chełmszczyzny.
Dr hab. Piotr Szlanta: W traktacie pokojowym rząd URL obiecał państwom centralnym dostawę miliona ton zboża do 1 sierpnia 1918 r., stąd zwyczajowa nazwa traktatu – „pokój chlebowy”. Berlin i Wiedeń wierzyły, że dostawy z żyznych ukraińskich czarnoziemów pozwolą im przetrwać kilka miesięcy dłużej, aż do zwycięstwa planowanej na wiosnę 1918 r. gigantycznej ofensywy na froncie zachodnim. Ceną za zawarcie tego pokoju i ukraińskie zboże miało być właśnie włączenie do URL Chełmszczyzny.
PAP: Jak przebiegała realizacja postanowień układu pokojowego z Brześcia?
Dr hab. Piotr Szlanta: Ukraińcy dostarczyli około 113 tys. ton zboża, czyli raptem 1/10 zakładanej ilości. Sama Ukraina była wszak wyeksploatowana ekonomicznie długotrwałą wojną. Poza tym na wsi ukraińskiej trwały wówczas bunty chłopskie, toczyła się wojna z bolszewikami, a w kwietniu 1918 r. doszło tam do przewrotu i ustanowienia Hetmanatu pod rządami generała Pawło Skoropadskiego, dawnego carskiego generała. Chaos polityczny i anarchia na Ukrainie utrudniały realizację postanowień traktatu pokojowego z Brześcia.
PAP: Czy oddanie ziem polskich Ukrainie to ostateczna klęska orientacji opowiadającej się za współpracą z państwami centralnymi?
Dr hab. Piotr Szlanta: Polacy powszechnie uznali pokój brzeski z 9 lutego 1918 r. za IV rozbiór Polski. Ksiądz Dominik Ściskała, który pracował w okupowanym przez Austriaków Dęblinie zapisał w dzienniku, że w tym dniu Galicja przestała być prowincją austriacką i stała się częścią niepodległej Rzeczypospolitej. Ignacy Daszyński, wówczas poseł do parlamentu w Wiedniu, ku oburzeniu swoich niemieckich kolegów stwierdził, że 9 lutego 1918 r. „zgasła gwiazda Habsburgów na polskim firmamencie”. Dążono nawet do pociągnięcia go do odpowiedzialności za zdradę.
W tych dniach pułkownik Józef Haller, były dowódca II Brygady Legionów Polskich, a wówczas Polskiego Korpusu Posiłkowego stacjonującego na linii frontu na Bukowinie, postanowił przejść na stronę rosyjską. Po bitwie pod Rarańczą z 15-16 lutego 1918 r. Legionistom udało się przebić na wschód. W tym kontekście warto podkreślić, że Haller był byłym zawodowym oficerem armii austrowęgierskiej. Po podjęciu decyzji o przejściu przez front napisał list do cesarza Karola I wraz z którym wysłał mu ordery, którymi był odznaczony. Wytłumaczył się również ze swojej decyzji, która jego zdaniem była głosem sprzeciwu wobec zdrady polskich interesów.
Przez Galicję przetoczyła się fala strajków i manifestacji protestacyjnych. Strajk generalny ogłoszony na osiem godzin 18 lutego sparaliżował życie w Galicji. W kościołach i reformowanych synagogach organizowano nabożeństwa żałobne. Spowiednicy zwalniali penitentów z wierności w służbie Habsburgów. Wielu urzędników rezygnowało z pracy lub odsyłało austriackie medale. Te przypinano także do psich obroży lub ogonów. Odrywano herby i zrzucano flagi państw centralnych. Portrety konserwatywnych zwolenników porozumienia z Wiednia wieszano, tak jak wizerunki zdrajców podczas Insurekcji Kościuszkowskiej. Wśród nich były portrety ministra finansów monarchii Leona Bilińskiego, który później objął to samo stanowisko w II RP.
W zaborze niemieckim nie dochodziło do tak wielkich manifestacji, ale polska prasa była jednoznaczna w krytycznej ocenie postanowień traktatu z 9 lutego. Dopuszczano do publikacji takich opinii, ponieważ uważano je za rodzaj „wentyla bezpieczeństwa” dla polskich nastrojów. „Dziennik Poznański” wzywał Polaków do przemyślenia ich stosunku wobec państw centralnych. Były przewodniczący Naczelnego Komitetu Narodowego Władysław Jaworski napisał w dzienniku, że cała Polska przeszła na stronę ententy i całe dzieło jego życia legło w gruzach. Uważał, że polskie formacje wojskowe powinny się rozwiązać. Nie przypuszczał, że Polski Korpus Posiłkowy może postąpić jeszcze bardziej dramatycznie i przebić się przez front na stronę rosyjską.
14 lutego 1918 r. w Warszawie doszło do manifestacji na Krakowskim Przedmieściu. Niemieccy ułani rozbijali pochód, a pod kościołem wizytek ustawiono karabin maszynowy, którego widok miał studzić nastroje warszawiaków. Wybijano szyby w niemieckich instytucjach. Na ulice nie wyjechały tramwaje, a tramwajarze popsuli urządzenia w elektrowni tramwajowej na Woli, aby nie można ich było zmusić do wyjazdu. Był to koniec karnawału, więc odwołano wszystkie przedstawienia teatralne, bale i pokazy kinowe. Na witrynach sklepowych wywieszano mapy prezentujące ustalenia traktatu brzeskiego.
W Lublinie podczas manifestacji spalono portrety władców państw centralnych. Do największych protestów dochodziło właśnie na Lubelszczyźnie i obszarze, który miał znaleźć się w granicach Ukrainy. W wyniku ich tłumienia przez wojska austrowęgierskie zginęło kilkadziesiąt osób, kilkaset zostało rannych, cztery tysiące trafiło do więzień. Austriackie dowództwo musiało ściągnąć z frontu dywizję, aby tłumiła te wystąpienia. W Galicji przypuszczano, że może dojść do wybuchu powstania antyaustriackiego. „Pokój chlebowy” doprowadził więc do ostatecznego zerwania Polaków orientujących się na współpracę z Wiedniem i Berlinem.
PAP: W jaki sposób traktat z 9 lutego 1918 r. wpłynął na stosunki polsko-ukraińskie?
Dr hab. Piotr Szlanta: Dla stosunków polsko-ukraińskich nie jest to data szczególnie istotna. W dwudziestowiecznej historii kontaktów pomiędzy naszymi narodami jest wiele znacznie bardziej dramatycznych momentów. Zresztą do końca wojny postanowienia traktatu dotyczące włączenia Chełmszczyzny i Południowego Podlasia do Ukraińskiej Republiki Ludowej pozostały jedynie na papierze. W Wiedniu posłowie ukraińscy z Galicji wielokrotnie dopytywali rząd, kiedy wojska okupacyjne przekażą Chełmszczyznę powstającej URL. Dla losów tego terytorium oraz Galicji Wschodniej i Wołynia kluczowa okazała się wojna polsko-ukraińska z lat 1918-1919, a także wojny z bolszewikami oraz decyzje Rady Ambasadorów.
PAP: Dlaczego w 1918 r. Ukraińcy w przeciwieństwie do Polski i państw bałtyckich przegrali walkę o własne państwo?
Dr hab. Piotr Szlanta: Ziemie ukraińskie wchodziły w skład dwóch państw – Rosji i Austro-Węgier. Rosjanie negowali odrębność narodową Ukraińców, nazywali ich „małorosjanami”. Tego rodzaju określenia pojawiają się w rosyjskiej polityce również po 2014 r. Prezydent Władimir Putin mówił wprost, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród podzielony granicami. Ten imperialny styl myślenia jest zatem wciąż obecny wśród rosyjskich elit.
W carskiej Rosji obowiązywał zakaz druku w języku ukraińskim, a ruch odrodzenia narodowego w Ukrainie naddnieprzańskiej był bardzo mocno zwalczany przez państwo rosyjskie, które traktowało go jako symptom separatyzmu.
Ukraińcom nie udało się również ze względu na wciąż niewielką świadomość narodową wśród rzesz chłopskich. Wielu Ukraińców wyczuwało silną więź z narodem rosyjskim, choćby poprzez fakt wyznawania wspólnej religii – prawosławia i podobieństwo językowe. Na Ukrainie po 1917 r. było też wielu zwolenników bolszewizmu. Pamiętajmy, że Związek Sowiecki w latach dwudziestych prowadził politykę ukraińskiego odrodzenia narodowego. W tym czasie na sowiecką Ukrainę przybyli przedstawiciele ukraińskich elit z Galicji i emigracji. Byli wśród nich słynny geograf Stefan Rudnicki i historyk Michał Hruszewski, pierwszy przewodniczący Ukraińskiej Centralnej Rady. Wielu Ukraińcom wydawało się, że oferta ZSRS, czyli państwa w założeniu federacyjnego, jest bardziej korzystna dla sprawy i kultury ukraińskiej, niż współpraca z Polską. Kres tej strategii wobec Ukrainy położył Stalin, któremu niepotrzebne było już wsparcie przedstawicieli innych narodów.
Zadecydował również niekorzystny przebieg działań wojennych po 1918 r. Państwo polskie okazało się silniejsze niż Zachodnioukraińska Republika Ludowa i poprzez wyparcie sił ukraińskich za Zbrucz położyło kres jej istnieniu. Wynik wojny polsko-bolszewickiej, w której Semen Petlura był polskim sprzymierzeńcem, również zadecydował o końcu marzeń o niepodległej Ukrainie.
Na nieuzyskanie trwałej niepodległości złożyło się więc wiele czynników, z których najważniejszymi wydaje się być relatywna słabość ruchu narodowego oraz zwłaszcza niekorzystny dla kwestii ukraińskiej układ sił w tej części Europy. Wybić na niepodległość nie udało się wówczas nie tylko Ukraińcom, ale również Gruzinom, Ormianom, Azerom czy Białorusinom.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
szuk/ mjs/ ls/