„Kamienie na szaniec” to książka o przyjaźni, zaufaniu i odpowiedzialności, odzwierciedlająca wzorce ówczesnego pokolenia, ukazująca celowość walki – mówią PAP byli żołnierze i historycy, polemizując z opinią badaczki z Instytutu Slawistyki PAN, Elżbiety Janickiej.
Opublikowany we wtorek przez PAP artykuł pt. „Dr Janicka z PAN: mit +Kamieni na szaniec+ domaga się analizy” wywołał duże poruszenie w mediach. Opinie i reakcje na temat tez stawianych przez Janicką w tekście PAP pojawiły się na wielu internetowych portalach. Artykuł skomentowali dla PAP także historycy i byli żołnierze Armii Krajowej.
„Po szybkiej lekturze tekstu neguję wszystko, co jest w nim zawarte. Dla mnie to jest szok” – powiedział PAP komentując wypowiedź Janickiej prof. Tytus Karlikowski „Tytus”, b. żołnierz Batalionu "Zośka", przewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu "Zośka".
Tadeusz Filipkowski: "Książka wypełniała niezwykle ważne zadanie - pokazywała celowość walki, którą my wszyscy uznawaliśmy i sankcjonowaliśmy, bo chodziło nam o społeczeństwo aktywne w obliczu terroru".
Janicka uznała, że "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii. "Warto spojrzeć na ten mit analitycznie i zastanowić się, co z niego da się ocalić, a co powinno być raczej przestrogą" - przekonuje badaczka.
"Książkę +Kamienie na szaniec+ przeczytałem dosłownie w kilka dni po śmierci +Zośki+, nie mając pojęcia, że to jest właśnie ten człowiek, z którym codziennie spotykałem się u mojej ciotki na obiadach (...). Dla naszego pokolenia była pokrzepieniem, lekturą odzwierciedlającą nasze postawy i wzorce, którymi opisane w niej osoby były dla nas jako dla pokolenia” – powiedział PAP wiceprezes Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Tadeusz Filipkowski.
Zdaniem Janickiej głównym problemem związanym z książką Aleksandra Kamińskiego jest fakt, że nigdy nie poddano jej krytycznej analizie.
"Po co? Książka wypełniała niezwykle ważne zadanie - pokazywała celowość walki, którą my wszyscy uznawaliśmy i sankcjonowaliśmy, bo chodziło nam o społeczeństwo aktywne w obliczu terroru" – tłumaczył Filipkowski.
Jednym z elementów, które wzbudzają wątpliwości Janickiej, jest zaznaczony w "Kamieniach na szaniec" kult przedwojennego warszawskiego liceum im. Stefana Batorego i działającej przy nim 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. "Taki kult jest problematyczny, biorąc pod uwagę, że w latach 30. dokonywało się w Batorym +czyszczenie+ szkoły i drużyny z osób pochodzenia żydowskiego” – powiedziała Janicka. Według niej, „antysemicka przemoc fizyczna i symboliczna panowała również na przedwojennych wyższych uczelniach. Rektorem, który wprowadził getto ławkowe na Politechnice Warszawskiej, był niezmiernie zasłużony dla nauki i dla konspiracji Józef Zawadzki, ojciec Tadeusza Zawadzkiego, stawiany w książce za wzór bez skazy”.
"To +użydowienie+ sprawy na siłę jest po prostu manipulacją w odniesieniu do tekstu książki. Ten sam Baczyński, do którego żydowskich koneksji Janicka nawiązuje, był żołnierzem +Zośki+, dopiero potem został przeniesiony do +Parasola+” – zwrócił uwagę Filipkowski.
Odnosząc się do sprawy Józefa Zawadzkiego, Filipkowski ocenił, że „to chyba jest posądzenie”. „Zawadzki mieszkał na rogu ul. Koszykowej i Emilii Plater. Parę domów dalej, w mieszkaniu mojej ciotki (...), na Noakowskiego, ukrywała się żydowska rodzina. Zachodził tam i wspomagał ciotkę zaopatrzeniem tejże żydowskiej rodziny. Jak można z niego robić antysemitę?” – zastanawiał się w rozmowie z PAP Filipkowski.
Zdaniem Janickiej charakterystyczne jest też, że przez 70 lat do powszechnej świadomości nie przebiła się informacja o żydowskim pochodzeniu ważnej dla pokolenia Kolumbów postaci z Batorego - Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Jak zaznaczył prof. Jacek Leociak, Kamiński był doskonale zorientowany w sytuacji Żydów, był w strukturach AK jednym z najważniejszych ludzi odpowiedzialnych za kontakty z mieszkańcami getta. „Gdyby autor uwzględnił problem Żydów, obraz rzeczywistości okupacyjnej byłby na pewno pełniejszy. Jednak pierwsze wydanie książki było niewątpliwie ocenzurowane. Można się zastanawiać dlaczego” – zauważył Leociak.
Historyk literatury z Instytutu Badań Literackich PAN i z Centrum Badań nad Zagładą Żydów prof. Jacek Leociak zwraca uwagę, że żydowskie pochodzenie Baczyńskiego to nie jest żadna rewelacja. „Jego rodzina, katolicka, była od dawna zasymilowana. Historycy literatury zdają sobie z tego bardzo dobrze sprawę” – zauważył.
Zdaniem Janickiej warto też pamiętać o kontekście, w jakim „Kamienie na szaniec” powstawały. Aleksander Kamiński rozpoczął pisanie książki 1 maja 1943 roku, kiedy trwało powstanie w getcie warszawskim. Tego samego dnia na aryjską stronę wyszli wysłannicy Żydowskiej Organizacji Bojowej z informacją, że żydowscy powstańcy są już wyczerpani i proszą AK o pomoc w wyjściu z getta. Kamiński był jednym z trzech kontaktów Żydowskiej Organizacji Bojowej z komendą AK i tym samym człowiekiem doskonale zorientowanym w sytuacji. Wiedział, że prośba żydowskich bojowników pozostała bez odpowiedzi ze strony AK. Tworzył wielki mit polskiego podziemia, patrząc na płonące getto, o którego powstańcach nie wspomniał w tekście. W wersji powojennej dodał lakoniczny dopisek na ich temat.
„Nie będę oceniał, czy to było za mało. Zadziwiające jednak, że człowiek, który był tak pozytywnie nastawiony do pomocy Żydom, jednak zawahał się i w pierwszym, konspiracyjnym wydaniu swojej książki nie umieścił o nich wzmianki. Czytając +Kamienie na szaniec+ ludzie z konspiracji mogli w ogóle nie wiedzieć, że w Warszawie jest getto” – powiedział PAP Leociak.
Jak zaznaczył, Kamiński był doskonale zorientowany w sytuacji Żydów, był w strukturach AK jednym z najważniejszych ludzi odpowiedzialnych za kontakty z mieszkańcami getta. „Gdyby autor uwzględnił problem Żydów, obraz rzeczywistości okupacyjnej byłby na pewno pełniejszy. Jednak pierwsze wydanie książki było niewątpliwie ocenzurowane. Można się zastanawiać dlaczego” – zauważył Leociak.
Według niego, nie można mówić w tym kontekście o antysemityzmie. „Jest to jednak dowód na to, jak głęboka była przepaść między Polakami i Żydami w okupowanej Warszawie, jak ten mur getta dzielił nie tylko przestrzeń stolicy, ale był w sercach i umysłach ludzi (...). Z drugiej strony były intensywne kontakty gospodarcze, szmuglerskie; to była najwspanialsza współpraca polsko-żydowska w czasie II wojny światowej. Około 20-25 tys. Żydów ukrywało się po stronie aryjskiej; jacyś Polacy im musieli pomagać” – przypomniał Leociak.
Dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN historyk Andrzej Zawistowski przyznał w rozmowie z PAP, że ma problem z tekstem Janickiej. „Znam ją z poprzedniej działalności - w polemice do jej książki +Festung Warschau+ napisałem kiedyś, że wszyscy Polacy uważają się za lekarzy i trenerów piłkarskich, a także - mam wrażenie - wielu z nich jest historykami i myśli, że jak coś przeczyta w jednym miejscu, to znaczy, że tak może być” - stwierdził.
Jego zdaniem książka Kamińskiego jest zupełnie o czym innym niż pisze Janicka. „Publikacja opowiada o Szarych Szeregach, o Grupach Szturmowych, o trójce przyjaciół. Mieliśmy wówczas podzieloną Warszawę, to było odcięte miasto. To, że Kamiński – jak sama Janicka wskazuje – człowiek, który na pewno nie był antysemitą, pisze książkę, w której chce ukrywać problem Żydów, to jest aberracja, zupełnie coś horrendalnego” – uważa.
Andrzej Zawistowski z IPN: „Publikacja opowiada o Szarych Szeregach, o Grupach Szturmowych, o trójce przyjaciół. Mieliśmy wówczas podzieloną Warszawę, to było odcięte miasto. To, że Kamiński – jak sama Janicka wskazuje – człowiek, który na pewno nie był antysemitą, pisze książkę, w której chce ukrywać problem Żydów, to jest aberracja, zupełnie coś horrendalnego”.
Zawistowski ocenił, że w wypowiedzi Janickiej jest masa niedopatrzeń, błędów. „Janicka pisze o antysemityzmie w harcerstwie, a jednocześnie wskazuje na żydowskie pochodzenie Baczyńskiego, harcerza 23. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Jak to pogodzić? To, że bardzo poważny problem antysemityzmu był – to nie ulega wątpliwości. Ale przykładanie jednej miary do wszystkiego, co się działo przed 1939 r., jest podstawowym błędem w warsztacie historycznym. Trudno na polu naukowym w ogóle polemizować z takimi tezami” - uznał.
Historyk zwrócił uwagę, że książka Kamińskiego nie jest książką o umieraniu. „W przeciwnym razie przyjaciele Rudego czekaliby, aż szlachetnie odda on w więzieniu życie za ojczyznę. Ale oni dążyli do życia w wolnym kraju. Byli lojalni w stosunku do swoich kolegów. Trudno powiedzieć, że podejmując decyzję o Akcji pod Arsenałem, nie liczyli się z jej konsekwencjami. +Kamienie na szaniec+ to książka o przyjaźni, zaufaniu i odpowiedzialności. To są te cechy, które posiadali harcerze. Jeden na drugiego może liczyć. Oni nie pragnęli śmierci” – podsumował Zawistowski.
Według Janickiej bohaterowie „Kamieni na szaniec” - Alek, Rudy i Zośka - zastygli w postaci zaakceptowanej przez szkolne interpretacje, zakonserwowano ich w martyrologii.
"Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników" – mówiła PAP Janicka dostrzegając w "Kamieniach na szaniec" wątek miłości homoseksualnej.
Zawistowski pytany o sprawę relacji Zośki i Rudego, tego, czy byli przyjaciółmi, czy kimś więcej, odparł: „Co ja mogę powiedzieć? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla tej książki? O wszystkim wszystko można napisać, a najbardziej zdziwiony byłby w tym przypadku autor +Kamieni na szaniec+. Takie tezy nie mają ugruntowania w prawdzie historycznej. Jako historyk nie będę z tym dyskutował. Książka Kamińskiego mówi o przyjaźni”.(PAP)
wmk/ agz/ aszw/ hes/