"Marsz Niepodległości", zorganizowany w poniedziałek przez środowiska narodowe, został rozwiązany przez ratusz - na żądanie policji. W czasie manifestacji doszło do burd, rannych zostało pięciu policjantów. Marsz zorganizowany został przez Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” we współpracy z Młodzieżą Wszechpolską i Obozem Narodowo-Radykalnym z okazji 11 listopada. Według organizatorów, uczestniczyło w nim kilkadziesiąt tysięcy osób.
Demonstracja wyruszyła po godz. 15 sprzed Pałacu Kultury i Nauki. Trasa marszu wiodła ulicami: Marszałkowską, Waryńskiego, Puławską, Goworka, Spacerową, Belwederską, Al. Ujazdowskimi do pl. na Rozdrożu.
Przed godz. 17 marsz został rozwiązany. Decyzję podjął stołeczny ratusz na "wyraźne żądanie" policji. Wcześniej doszło do zamieszek - m.in. przed tzw. skłotami przy ul. Skorupki i ul. Wilczej oraz w okolicach ambasady Federacji Rosyjskiej. Niektórzy z uczestników burd mieli twarze zasłonięte kominiarkami.
"Ustalenia z organizatorami są w tym momencie już nieaktualne. Policja przejmuje wszystko, co jest związane z każdym newralgicznym miejscem. W każdym takim miejscu wystawiamy dodatkowych funkcjonariuszy" - mówił po rozwiązaniu marszu rzecznik KGP, insp. Mariusz Sokołowski. Policja wezwała uczestników marszu do zachowania zgodnego z prawem i ostrzegła przed użyciem pałek, armatek wodnych, gumowych kul i środków chemicznych.
Przed godz. 17 marsz został rozwiązany. Decyzję podjął stołeczny ratusz na "wyraźne żądanie" policji. Wcześniej doszło do zamieszek - m.in. przed tzw. skłotami przy ul. Skorupki i ul. Wilczej oraz w okolicach ambasady Federacji Rosyjskiej. Niektórzy z uczestników burd mieli twarze zasłonięte kominiarkami.
Pomimo rozwiązania zgromadzenia, marsz był kontynuowany. Uczestnicy marszu poszli na Agrykolę, tam odbył się wiec, który został zgłoszony jako osobne zgromadzenie.
Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz przekonywał, że po stronie uczestników i organizatorów nie leży żadna wina za przebieg wydarzeń.
Jak poinformowała policja, rannych zostało pięciu policjantów, trafili do szpitali; co najmniej kilkanaście osób zatrzymano. Zostały one przewiezione do policyjnych aresztów m.in. przy ulicy Wilczej, gdzie zostaną przesłuchane.
Atakowana była także ochrona marszu, która usiłowała przeciwdziałać incydentom i rozdzielać walczących.
Niedługo po rozpoczęciu marszu odłączyło się od niego kilkuset uczestników; poszli na ul. Skorupki, przed skłot Przychodnia. Tam doszło do przepychanek, uczestnicy marszu rzucali kamieniami, kostkami bruku i butelkami w okna. Takimi samymi przedmiotami odpowiadali im ludzie znajdujący się wewnątrz i na dachu budynku. Kilka osób zostało poturbowanych, przyjechały karetki pogotowia. Powybijano szyny w samochodach stojących w okolicy. Kilka aut podpalono.
Dziennikarz PAP widział, jak przy ul. Skorupki uderzono fotoreportera; z kolei przy ul. Wilczej zabrano mikrofon reporterowi publicznego radia.
Do kolejnych starć doszło przy skrzyżowaniu ul. Marszałkowskiej i Wilczej. Tu również w stronę policjantów poleciały butelki, kamienie i petardy. Na Placu Zbawiciela podpalono instalację "Tęcza", która została naprawiona zaledwie kilka dni wcześniej. Podczas gaszenia strażacy zostali obrzuceni kamieniami i flarami.
Instalacja "Tęcza" pierwotnie złożona z 16 tys. sztucznych kwiatów nawleczonych na ogromną stalową konstrukcję, autorstwa gdańskiej rzeźbiarki i performerki Julity Wójcik, stanęła na Placu Zbawiciela w czerwcu 2012 r. Wcześniej, podczas polskiej prezydencji, zdobiła plac przed Parlamentem Europejskim; powstała na zlecenie Instytutu Adama Mickiewicza. Przez niektórych osoby kojarzona jest ze środowiskiem LGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych), którego symbolem jest tęczowa flaga. Instalacja była już kilkakrotnie podpalana.
Jak poinformował w oświadczeniu Kolektyw Syrena, występujący w imieniu mieszkańców skłotów przy ul. Skorupki (Przychodnia) i Wilczej (Syrena), uczestnicy marszu napadli na budynki, wdarli się do budynków uzbrojeni w maczety, butelki, pałki, którymi zaatakowali osoby znajdujące się w środku, m.in. ośmioro dzieci w wieku od 3 do 14 lat.
Kiedy "Marsz Niepodległości" przechodził ulicą Spacerową, na tyłach ambasady rosyjskiej podpalono budkę policji ochraniającej budynek. Kilku uczestników marszu próbowało wspiąć się na ogrodzenie, na teren ambasady rzucano petardy i race. Spalono też stertę śmieci na podwórku sąsiadującej z ambasadą kamienicy.
Wyrazy ubolewania w związku z burdami przed ambasadą Federacji Rosyjskiej w Warszawie przekazał na twitterze rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski?. "Nie ma usprawiedliwienia dla chuligaństwa. Potępiamy łamanie Konwencji Wiedeńskiej" - dodał rzecznik resortu.
Uczestnicy marszu nieśli biało-czerwone flagi, wielu z nich ubranych było w koszulki i szaliki w polskich barwach, były też emblematy klubów sportowych. Skandowano m.in. "Polska to my, a nie Donald i jego psy", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę", "Norymberga dla komuny", "Znajdzie się cela dla Jaruzela", na transparentach były hasła: "Wolna Polska bez islamu", "Niepodległość nie dla idiotów/ nie dla lemingów".
Wcześniej Tumanowicz apelował, by nie było asysty policji podczas marszu i by zwarte oddziały policji nie znajdowały się w zasięgu wzroku manifestantów. Zapowiadał, że porządku będzie pilnowało kilkuset wolontariuszy - straż Marszu Niepodległości. MSW odpowiadało wtedy, że nie jest to możliwe. Podczas marszu straż kilkakrotnie próbowała interweniować i opanować agresywnych uczestników zgromadzenia, jednak bezskutecznie. Musiała interweniować policja.
W tym roku zgromadzania publiczne 11 listopada po raz pierwszy odbywały się pod rygorem znowelizowanej ustawy Prawo o zgromadzeniach, co oznacza m.in., że trasy manifestacji nie nakładają się i nie przecinają.
Po ubiegłorocznych zajściach na komisariaty doprowadzono 176 osób, z których 21 zatrzymano. Rannych zostało 22 policjantów; straty oszacowano na ponad 80 tys. zł.
Nowe przepisy zobowiązują organ gminy do delegowania swoich przedstawicieli na zgromadzenia, jeżeli przewidywana liczba uczestników jest większa niż 500 lub istnieje niebezpieczeństwo naruszenia porządku publicznego. Przepisy przewidują karę grzywny dla przewodniczącego zgromadzenia, jeśli nie wykonuje on swych obowiązków i nie przeciwdziała naruszeniom porządku publicznego.
Pierwotnie prezydencki projekt noweli ustawy o zgromadzeniach wprowadzał zakaz zakrywania twarzy. Zmiana ta nie została ostatecznie wprowadzona. (PAP)
akw/ gdyj/ malk/ gma/