Po utworzeniu RFN w 1949 roku w ministerstwie sprawiedliwości w Bonn na eksponowanych stanowiskach pracowali przez wiele lat prawnicy z nazistowską przeszłością - poinformowała w poniedziałek komisja historyków powołana przez obecne kierownictwo resortu.
"Nazistowska przeszłość nie stanowiła po wojnie żadnej istotnej przeszkody w karierze w zachodniemieckim wymiarze sprawiedliwości" - powiedział kierujący niezależną komisją historyków Manfred Goertemaker w Berlinie. Jak zaznaczył, w latach 60. wszyscy dyrektorzy departamentów w zachodnioniemieckim resorcie sprawiedliwości mieli za sobą aktywną działalność w hitlerowskich instytucjach.
Zakres "osobowej kontynuacji" w ministerstwie, ale także w sądownictwie i innych dziedzinach wymiaru sprawiedliwości przybrał w powojennych dziesięcioleciach "przerażające rozmiary" - powiedział historyk z Poczdamu podczas prezentacji książki "Die Rosenburg. Das Bundesministerium der Justiz und die NS-Vergangenheit" (Die Rosenburg. Federalne ministerstwo sprawiedliwości i nazistowska przeszłość), stanowiącej podsumowanie rocznych prac komisji. Rosenburg to nazwa pałacu w Bonn, w którym w latach 1950-1973 miało siedzibę ministerstwo sprawiedliwości.
"Nazistowska przeszłość nie stanowiła po wojnie żadnej istotnej przeszkody w karierze w zachodniemieckim wymiarze sprawiedliwości" - powiedział kierujący niezależną komisją historyków Manfred Goertemaker w Berlinie. Jak zaznaczył, w latach 60. wszyscy dyrektorzy departamentów w zachodnioniemieckim resorcie sprawiedliwości mieli za sobą aktywną działalność w hitlerowskich instytucjach.
Niemiecki pisarz i publicysta żydowskiego pochodzenia Ralph Giordano powiedział, że wypierając po wojnie ze świadomości i kwestionując odpowiedzialność za zbrodnie, Niemcy "po raz drugi stali się winni". "Hitler umarł, lecz jego zły duch pozostał" - podkreślił 90-letni pisarz, zaproszony jako gość honorowy na prezentację książki. "Część zachodnioniemieckich elit była do lat 70. identyczna z elitami nazistowskimi" - powiedział Giordano.
Jak zaznaczył Goertemaker, rząd Konrada Adenauera był przeciwny rozliczeniom. Dlatego demokratyczne władze ministerstwa, chociaż dobrze znały przeszłość swoich podwładnych, nie uczyniły nic, by się ich pozbyć. Uczestniczący w pracach komisji Christoph Safferling wyjaśnił, że ówczesne władze RFN uzasadniały konieczność zatrudniania byłych nazistów brakiem nieobciążonych przeszłością fachowców. "Równocześnie władze nie zrobiły nic, by skłonić do powrotu do Niemiec emigrantów. Wręcz przeciwnie - tym, którzy uciekli przed Hitlerem, rzucano kłody pod nogi, gdy chcieli wrócić" - zauważył Safferling.
Autorzy raportu podkreślają, że po zakończeniu wojny niemal żaden z sędziów i prokuratorów, którzy w czasach III Rzeszy wydawali niesprawiedliwe wyroki, nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Jedyny wyjątek stanowił przeprowadzony w 1947 roku przez okupacyjne władze amerykańskie proces, w którym na karę dożywotniego więzienia skazano między innymi sekretarza stanu w ministerstwie sprawiedliwości w latach 1941-1942 Franza Schlegelbergera. Ze względu na zły stan zdrowia skazany wyszedł już w styczniu 1951 roku na wolność.
Autorzy publikacji podają wiele bulwersujących przykładów kontynuacji prawniczych karier przez osoby skompromitowane w czasach III Rzeszy. Wolfgang Fraenkel, od 1962 roku prokurator generalny RFN, skazał w 1942 roku na śmierć złodzieja damskiej torebki. Chociaż sam osławiony prezes hitlerowskiego Trybunału Ludowego Roland Freisler prosił ze względu na niską szkodliwość czynu oraz ograniczenie umysłowe przestępcy o korektę wyroku, Freankel nie ustąpił. Jak się okazało, Fraenkel wnioskował w czasie wojny o karę śmierci w 30 innych, najczęściej bagatelnych sprawach - kradzieży roweru czy żywności. Komisja Bundestagu, która badała sprawę, nie dopatrzyła się w postępowaniu sędziego i prokuratora żadnych uchybień.
Podczas 12-letnich rządów Hitlera w Niemczech wykonano 35 tys. wyroków śmierci - jedną trzecią orzekli sędziowie utworzonych w 1933 roku sądów specjalnych.
Zdaniem niezależnej komisji historycznej konieczne jest prowadzenie dalszych badań, by stwierdzić, czy obecność byłych nazistów w aparacie sprawiedliwości mogła mieć wpływ na zachodnioniemieckie ustawodawstwo, na przykład podejmowane wielokrotnie próby doprowadzenia do przedawnienia zbrodni hitlerowskich.
Giordano nazwał "farsą" procesy zbrodniarzy hitlerowskich w RFN. Za kardynalny błąd uznał skoncentrowanie się aparatu ścigania na "płotkach" w rodzaju Johna Demjaniuka, strażnika z obozu w Sobiborze, zamiast na "grubych rybach", planujących zbrodnie w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy.
Minister sprawiedliwości Sabine Leutheusser-Schnarrenberger zapewniła, że komisja będzie kontynuować prace. Zbadaniem swojej przeszłości zainteresowane są także inne ministerstwa - powiedziała polityk liberalnej FDP.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/