Badania potwierdzają, że zbrodni w Wierzchowinach dopuściła się niewielka grupa żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych – powiedział PAP prof. Grzegorz Motyka z IPN. 6 czerwca 1945 r. w Wierzchowinach żołnierze zgrupowania "Szarego" zamordowali ponad 190 ukraińskich mieszkańcach wsi.
PAP: Co wydarzyło się 6 czerwca 1945 r. w Wierzchowinach na Lubelszczyźnie?
Prof. Grzegorz Motyka: Tego dnia zgrupowanie Narodowych Sił Zbrojnych dowodzone przez majora Mieczysława Pazderskiego „Szarego” dokonało zbrodni na tamtejszej ludności cywilnej pochodzenia ukraińskiego, wyznania prawosławnego, a według najnowszych badań również Świadków Jehowy. Zamordowano ponad 190 osób.
W trakcie wycofywania się żołnierzy NSZ z tej wioski doszło do starć z oddziałami Ludowego Wojska Polskiego oraz pododdziałami wojsk NKWD.
PAP: Czy jesteśmy pewni, że była to zbrodnia dokonana przez oddział NSZ, a nie prowokacja Urzędu Bezpieczeństwa, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub NKWD?
Prof. Grzegorz Motyka: Dotychczasowe badania historyczne bez żadnych wątpliwości potwierdzają, że zbrodni tej dopuścili się żołnierze NSZ. Jest grupa osób, która uważa, że było inaczej. Problem polega na tym, że nie przedstawia ona żadnych dowodów, ale wyłącznie domysły, które nie mają pokrycia w faktografii. Co gorsza osoby te nie odnoszą się do faktów, które potwierdzają, że zbrodni dokonał oddział NSZ, a publikacji rzetelnie odtwarzających przebieg wydarzeń „nie zauważają”. Można powiedzieć, że mamy do czynienia ze zjawiskiem zaprzeczania faktom przez przemilczanie.
PAP: NSZ w zasadzie przyznał się do tej zbrodni w czerwcu 1945 r. na łamach podziemnej prasy.
Prof. Grzegorz Motyka: Tak, ponieważ część oddziałów NSZ otwarcie dążyła do przeprowadzenia takiej czystki między innymi w celu zerwania porozumienia polsko-ukraińskiego zawartego przez podziemie poakowskie kilkanaście dni wcześniej - 21 maja 1945 r. Doprowadziło ono do zaprzestania mordów na polskiej ludności w województwie lubelskim. Rok później układ ten przekształcił się we współpracę wojskową oddziałów WiN i Ukraińskiej Powstańczej Armii przeciwko komunistom, czego efektem był wspólny atak na Hrubieszów w maju 1946 r.
Celem zbrodni w Wierzchowinach było storpedowanie tego porozumienia. Dopiero w momencie gdy okazało się, że zbrodnia ta stała się powszechnie znana i spotkała się z potępieniem opinii publicznej, także tej jej części, która bynajmniej nie popierała komunistów, podziemie narodowe zaczęło się od niej odżegnywać.
PAP: Co zadecydowało o wyborze Wierzchowin na cel ataku?
Prof. Grzegorz Motyka: Była to suma wielu okoliczności. NSZ był w tym regionie silny, a lewicowe sympatie mieszkańców wsi były uzasadnieniem jej wyboru. NSZ nie chciał Ukraińców w powiecie krasnostawskim.
Grzegorz Motyka: Można być krytycznym wobec wizji Polski kreślonej przez narodowe podziemie antykomunistyczne, ale poza dyskusją jest, że zbrodni tej dopuściła się niewielka grupa żołnierzy NSZ. Wydarzenia takie jak w Wierzchowinach nie zmieniają faktu, że przytłaczająca większość podziemia antykomunistycznego walczyła po bohatersku i ta zbrodnia nie może przesłaniać tego faktu.
PAP: Dużą część oddziału „Szarego” stanowili żołnierze służący w 27. Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej, których rodziny padły ofiarami masakr na Wołyniu.
Prof. Grzegorz Motyka: Ten fakt mógł się przyczynić do tego, że wydarzenia te miały tak dramatyczny przebieg. Pamiętajmy również, że dużą część oddziału stanowili dezerterzy z 31. Pułku Piechoty (w nocy z 12 na 13 października 1944 roku zdezerterowało z niego 636 żołnierzy - PAP). Sam Pazderski również służył w tej jednostce.
Kilka dni po zbrodni w Wierzchowinach oddział Pazderskiego został całkowicie zniszczony przez 98. Pułk Wojsk Pogranicznych NKWD. 10 czerwca według raportów NKWD zabitych zostało ponad stu żołnierzy NSZ. Sami Sowieci oceniali, że było to ich największe zwycięstwo w bezpośrednim starciu z polskim podziemiem antykomunistycznym. Straty polskie były tak duże, że później komuniści skazywali za zbrodnie w Wierzchowinach niewinnych, bo większość uczestników pacyfikacji zginęła.
PAP: Jak komunistyczne władze wykorzystały wydarzenia w Wierzchowinach?
Prof. Grzegorz Motyka: Uznały je za „prezent” od podziemia. Zbrodnia w Wierzchowinach posłużyła do przedstawienia całego podziemia antykomunistycznego jako morderców kobiet i dzieci. Wydarzenie to służyło przez cały PRL do piętnowania NSZ i całego podziemia po 1945 r.
Można być krytycznym wobec wizji Polski kreślonej przez narodowe podziemie antykomunistyczne, ale poza dyskusją jest, że zbrodni tej dopuściła się niewielka grupa żołnierzy NSZ. Wydarzenia takie jak w Wierzchowinach nie zmieniają faktu, że przytłaczająca większość podziemia antykomunistycznego walczyła po bohatersku i ta zbrodnia nie może przesłaniać tego faktu.
PAP: Czy po 1989 r. zbrodnia ta była wyjaśniana przez polski wymiar sprawiedliwości?
Prof. Grzegorz Motyka: Prokuratorzy IPN prowadzili śledztwo w tej sprawie, ale według mojej wiedzy nie przyniosło ono większych rezultatów.
Gdy chodzi o badania historyczne to widać, że z jednej strony są historycy, którzy badali zbrodnie w Wierzchowinach zgodnie z regułami warsztatu, również w oparciu o archiwa sowieckie i udowodnili, że nie może być mowy o komunistycznej prowokacji. Z drugiej strony zaś wciąż pojawiają się nowe publikacje autorów, których wierzą w oderwany od rzeczywistości mit o niewinności NSZ. Nikt jednak nie może zmienić przeszłości...
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/