Otwarcie cmentarza w Bykowni to wydarzenie ważne dla Polaków i Ukraińców, ale nie kończy sprawy upamiętnienia ofiar zbrodni katyńskiej - uważa historyk i politolog prof. Wojciech Materski.
W piątek, z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy został uroczyście otwarty cmentarz w Bykowni. Nekropolia ta jest czwartym cmentarzem katyńskim, po otwartych w 2000 r. cmentarzach w Lesie Katyńskim, Miednoje i Charkowie. W Bykowni pochowano 3435 polskich obywateli - ofiary zbrodni katyńskiej z tzw. listy ukraińskiej - którzy, tak jak jeńcy obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, zginęli w 1940 r. z rozkazu sowieckiego politbiura.
"Jest to bardzo ważne wydarzenie - zwłaszcza dla rodzin, bo to godne upamiętnienie. Tak samo ważne i dla Ukraińców, którzy też ponieśli ogrom ofiar w czasach sowieckich i którzy wiedzą, że o nikim nie wolno zapominać, wszystkich zamordowanych należy godnie uczcić" - powiedział PAP Materski.
Cmentarz w Bykowni - jak zaznaczył Materski - jest w przeciwieństwie do trzech wcześniej powstałych cmentarzem symbolicznym, bo nie wiemy, kto dokładnie tam spoczywa. "Przecież tylko jedna osoba została tam udowodniona bezspornie - to jest sierżant Naglik (...). Reszta tak naprawdę jest nieznana" - zaznaczył.
Jego zdaniem kwestia upamiętnienia ofiar nie jest jednak zamknięta. "Z całą pewnością otwarcie cmentarza w Bykowni nie kończy sprawy godnego upamiętnienia ofiar zbrodni katyńskiej, jako że miała ona dwie odsłony: obozów Kozielska, Starobielska i więźniów z tzw. zachodniej Ukrainy i Białorusi, czyli ziem polskich anektowanych przez sowietów. Ten cmentarz w Bykowni jest czwartym z kolei; brakuje jeszcze piątego, na Białorusi" - powiedział.
Podkreślił, że cmentarz w Bykowni ma inny charakter niż pozostałe dotychczas otwarte nekropolie. "Tam znane są dokładne personalia i liczba pochowanych ofiar - ona może być w jakimś stopniu niedokładna, ale ten stopień niedokładności jest niewielki" - powiedział.
Cmentarz w Bykowni - jak zaznaczył Materski - jest w przeciwieństwie do trzech wcześniej powstałych cmentarzem symbolicznym, bo nie wiemy, kto dokładnie tam spoczywa. "Przecież tylko jedna osoba została tam udowodniona bezspornie - to jest sierżant Naglik (...). Reszta tak naprawdę jest nieznana" - zaznaczył.
Materski zgodził się ze słowami prezydenta Bronisława Komorowskiego, że potrzebne jest "znalezienie, udokumentowanie i upamiętnienie wszystkich ofiar, także z tzw. listy białoruskiej" i utworzenie piątego cmentarza wojennego w Kuropatach koło Mińska.
"Robimy wszystko, co możliwe, by godnie zamknąć tę sprawę, by zbrodnia katyńska nie rzutowała tak dojmująco na sprawy polityczne i społeczeństwa Polski i Ukrainy dnia dzisiejszego. Archiwa postsowieckie muszą zostać w pełni, całkowicie otwarte, musimy wiedzieć jednoznacznie, gdzie chowano więźniów. Niemożliwe by ponad 7 tys. osób zostało pochowanych i by nie było na to śladów w dokumentacji - one na pewno są. Z pewnych względów, nie chcę tu spekulować, do dzisiaj nam tych informacji nie udzielono. Dopiero, gdy je dostaniemy, będziemy wiedzieć, kogo pochowaliśmy i kto leży w Bykowni - jak wielką liczbę ofiar i kogo konkretnie - można mówić o upamiętnieniu" - powiedział Materski. (PAP)
wni/ jra/ mhr/