W procesie byłych gen. SB Władysława C. i Józefa S. wniesiono apelacje. Złożyły je zarówno prokuratura IPN, w zakresie opisu przypisanego oskarżonym czynu, jak i obrona, w zakresie całości wyroku sądu I instancji. Odwołania rozpatrzy Sąd Okręgowy w Warszawie.
W I instancji oskarżonych uznano za winnych bezprawnych powołań opozycjonistów do wojska w stanie wojennym. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa 22 lutego tego roku obu generałom wymierzył kary po dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności.
Sąd I instancji uznał, że czyny popełnione przez oskarżonych należy zakwalifikować jako popełnienie zbrodni komunistycznej i zbrodni przeciwko ludzkości "polegającej na prześladowaniu osób ze względów politycznych z naruszeniem praw każdego człowieka do tworzenia związków zawodowych i do przystępowania do związków zawodowych dla ochrony swoich interesów oraz praw każdego człowieka do strajku".
Jak powiedział PAP p.o. naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku prok. Tomasz Jankowski uzasadniając złożoną apelację, "uznaliśmy, że sąd rejonowy dopuścił się pewnych uchybień, których konwalidacja może nastąpić dopiero przez sąd II instancji".
"W głównej mierze uznaliśmy, że sąd błędnie ustalił, iż oskarżeni nie działali wspólnie i w porozumieniu ze sobą oraz że nie działali w celu osiągniecia korzyści osobistej" - wyjaśnił prokurator IPN. Jak dodał, "prokurator, który skierował akt oskarżenia, poczynił takie ustalenia, a sąd I instancji, mimo zgromadzonego materiału dowodowego, do takich ustaleń nie doszedł".
"Tymczasem - naszym zdaniem - i z wyjaśnień samych oskarżonych, i z zeznań świadków wynika jednoznacznie, że oskarżeni, jako funkcjonariusze państwa komunistycznego działający w strukturach systemu państwa totalitarnego i posługującego się terrorem w realizacji celów politycznych i społecznych, działali wspólnie i w porozumieniu realizując konkretny cel" - podkreślił prok. Jankowski. Zaznaczył, iż celem, który przyświecał oskarżonym było "odizolowanie osób, które według organów bezpieczeństwa zagrażały porządkowi publicznemu".
Jak zaznaczył, w ramach ówczesnego państwa i warunków stanu wojennego "działała nieformalna struktura pod nazwą +dyrektoriat+, która podjęła decyzję o utworzeniu wojskowych obozów internowania i w tym celu, zarówno kierownictwo MSW i MON, w tym oskarżeni, wspólnie uczestnicząc w kształtowaniu i wykonywaniu polityki państwa, doprowadzili do utworzenia wojskowych obozów internowania i wyeliminowania całych grup osób traktowanych jako przeciwnicy polityczni".
Formalnie w czasie stanu wojennego administrowała krajem Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON), de facto jednak - jak wynika z ustaleń historyków - najważniejsze decyzje podejmowała nieformalna grupa najbliższych współpracowników gen. Wojciecha Jaruzelskiego z wojska i partii zwana potocznie "dyrektoriatem".
Z kolei "korzyść osobista" oskarżonych - zdaniem prokuratury IPN - miała polegać "na fakcie, że ich zachowania zostały podjęte po to, żeby utrzymać się u władzy w systemie państwa totalitarnego".
Prok. Jankowski wskazał, że prokuratura nie wniosła w apelacji o uchylenie wyroku do ponownego rozpoznania w I instancji, tylko o jego zmianę. "Nie skarżymy ani winy, ani kary (...); mamy nadzieję, że sąd II instancji uzupełni opis czynu, który został im przypisany przez sąd I instancji" - powiedział PAP.
Z kolei obrona zapowiedziała apelacje już bezpośrednio po lutowym wyroku. Pisemne uzasadnienie tego orzeczenia - co otworzyło faktyczną możliwość złożenia apelacji - było gotowe 13 listopada; dokument liczy 84 strony.
"Apelacja dotyczy różnych kwestii: możliwości przedawnienia, a także wątku merytorycznego, czyli czy doszło do przestępstwa, czy też nie. Oczywiście w apelacji jest też poruszona kwestia wymiaru kary" - powiedział PAP mec. Andrzej Różyk, obrońca kończącego wkrótce 94 lata gen. C. Już wcześniej - odnosząc się do apelacji - mówił, że jeśli prokurator wnioskował o karę roku w zawieszeniu na trzy lata, a sąd wymierzył karę 2 lat bezwzględnego więzienia ponad 90-letniemu mężczyźnie, to "obrońca nie może inaczej się zachować".
Również mec. Jarosław Baniuk, obrońca wkrótce kończącego 85 lat gen. S. powiedział PAP, że w swej apelacji "generalnie kwestionuje zasadność przywołania przez sąd przepisów w zakresie wskazania, iż zachowania S. stanowiły zbrodnię przeciw ludzkości". "Skoro sąd I instancji wyeliminował z opisu czynu bardzo duży zakres zachowań sprawczych (...), np. czy S. miał podstawy odpowiadać za to, co działo się bezpośrednio podczas ćwiczeń rezerwy, i w momencie, gdy sąd zostawił taki opis czynu, że S. samodzielnie działając miał przekroczyć swe uprawnienia, to uważam, że przypisywanie mu, iż tym samym popełnił zbrodnię przeciw ludzkości, jest nieuprawnione" - zaznaczył. Dodał, że z tego faktu wynika również kwestia ewentualnego przedawnienia, gdyż "skoro nie ma zbrodni przeciw ludzkości, to oznacza to przedawnienie czynu". Mec. Baniuk powiedział, że w związku z apelacją wniesioną przez prokuratora przedstawi sądowi jeszcze dodatkowe stanowisko - będące odpowiedzią na tę prokuratorską apelację.
Pion śledczy IPN prowadził postępowanie w tej sprawie od 2008 r., wszczął je po zawiadomieniu Stowarzyszenia Osób Internowanych "Chełminiacy 1982", zrzeszającego pokrzywdzonych z obozu w Chełmnie. Ówcześni opozycjoniści, którzy trafili na "ćwiczenia" wojskowe, występowali w procesie jako oskarżyciele posiłkowi.
Na przełomie 1982-83 opozycjoniści powołani na ćwiczenia spędzili trzy zimowe miesiące na poligonie w Chełmnie. Spali w namiotach; dostali stare buty i mundury; zlecano im też różne - najczęściej nieprzydatne - zadania, jak np. kopanie rowów. Według IPN, warunki były tam surowsze od tych, w jakich trzymano internowanych.
Genezy powołań działaczy opozycyjnych do wojska należy upatrywać w sytuacji, która zaistniała w miesiącach po 13 grudnia 1981 r. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego działalność NSZZ Solidarność została bowiem zawieszona i internowano czołowych działaczy, ale związek nie został formalnie zdelegalizowany. Jednocześnie struktury związku podjęły działalność w podziemiu. 8 października 1982 r. Sejm PRL uchwalił nową ustawę o związkach zawodowych, która definitywnie rozwiązywała wszystkie związki zawodowe istniejące przed 13 grudnia 1981 r., w tym Solidarność. W odpowiedzi podziemne władze związku zaapelowały o przeprowadzenie 10 listopada 1982 r. ogólnopolskiego strajku.
Z ustaleń historyków wynika, że od 5 listopada 1982 r. do 3 lutego 1983 r. na "trzymiesięczne szkolenie wojskowe w ramach służby czynnej" trafiło łącznie około 1450 związkowców Solidarności i opozycjonistów - w tym 304 do "obozu" w Chełmnie.
Prokuratura IPN w tej sprawie podnosiła m.in., iż gen. C. w październiku 1982 r. jako szef SB na telekonferencji z udziałem m.in. wojewódzkich komendantów MO wskazywał, że istnieje możliwość wcielania opozycjonistów do czynnej służby wojskowej lub powołania ich na okresowe ćwiczenia. Z kolei gen. S., wówczas dyr. Departamentu V MSW - jak wskazywał IPN - 21 października 1982 r. skierował szyfrogram do zastępców komendantów wojewódzkich ds. SB, w którym zapisano m.in., by "wytypować osoby rekrutujące się głównie z dużych zagrożonych zakładów pracy - podejrzanych o: 1) inspirowanie i organizowanie ostatnich strajków i zajść ulicznych, 2) aktywne występowanie przeciwko tworzeniu nowych związków zawodowych, 3) czynną wrogą działalność, np. druk, kolportaż, łącznikowanie, itp. - a nienadających się z różnych powodów do internowania lub zatrzymania".
Jak mówił w uzasadnieniu wyroku I instancji sędzia Robert Bełczącki, zamiarem oskarżonych było naruszenie podstawowych praw człowieka do tworzenia związków zawodowych, przystępowania do związków i prawa do strajku. "W świetle zgromadzonego materiału dowodowego nie sposób było wykluczyć, że decyzję w tym zakresie podjął Czesław Kiszczak (zmarł w listopadzie 2015 r. - PAP) (...) nie wyłącza to jednak zawinienia obu oskarżonych. Nawet jeśli wykonywali polecenie Kiszczaka, jako ministra spraw wewnętrznych, które stanowiło przekroczenie uprawnień, to wydając własne polecenie z przekroczeniem uprawnień - jeśli chodzi o S., oraz podżegając do wykonania tego polecenia i tym samym do przekroczenia uprawnień przez zastępców komendantów wojewódzkich MO ds. SB - gdy chodzi o C., podlegają oni odpowiedzialności prawno-karnej" - zaznaczał sędzia.
W marcu 2015 r. - gdy proces ten ruszał przed sądem rejonowym - gen. C. nazwał zarzut "absurdalnym" i "pozbawionym podstaw" oraz "wielce krzywdzącym i niesprawiedliwym". "Nie miałem i nie mogłem mieć wpływu na to, co się działo w jednostce wojskowej" - podkreślał. Gen. S. mówił zaś wtedy, że idea powołania "kompanii polowych" powstała w wojsku. Podkreślał, że nie znał poglądów ani działalności osób pokrzywdzonych i zaprzeczał zarzutowi, by "jego intencją było prześladowanie tych osób". (PAP)
autor: Marcin Jabłoński
mja/ pad/