W Sądzie Rejonowym w Wałbrzychu ruszył we wtorek proces byłego komendanta Milicji Obywatelskiej w tym mieście Leszka L., który został oskarżony przez IPN o wydanie decyzji o internowaniu w stanie wojennym 92 działaczy ówczesnej opozycji. Grozi mu za to do 10 lat więzienia.
Prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej - Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu we Wrocławiu oskarżyli Leszka L. o popełnienie 92 zbrodni komunistycznych stanowiących jednocześnie zbrodnie przeciwko ludzkości. Polegały one na wydaniu w okresie od 12 do 17 grudnia 1981 roku w Wałbrzychu decyzji o internowaniu 92 działaczy ówczesnej opozycji – przede wszystkim działaczy NSZZ "Solidarność".
Na wtorkowej rozprawie zjawiło się wielu z pokrzywdzonych, którzy po kilka lub kilkanaście miesięcy internowania spędzili w dolnośląskich aresztach m.in. w Kamiennej Górze, Świdnicy, Grodkowie.
„Proces Leszka L. jest pierwszym takim postępowaniem na Dolnym Śląsku. Akt oskarżenia oparliśmy na zeznaniach pokrzywdzonych i świadków oraz na zebranych dowodach w dokumentach. Są one bardzo rozproszone, niektóre zaginęły, dlatego choć w tym regionie było internowanych znacznie więcej osób, to akt oskarżenia obejmuje tylko 92 z nich” – powiedział prokurator Krzysztof Matkowski.
Prokurator Krzysztof Matkowski powiedział PAP, że b. komendant MO, wydając decyzję o internowaniu, powoływał się na dekret "o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego". Natomiast według IPN oraz na podstawie orzeczeń Sądu Najwyższego taki akt prawny "nigdy nie został opublikowany i według powszechnie przyjętych zasad prawnych nigdy nie obowiązywał". To, zdaniem śledczych, oznacza, że były milicjant bezprawnie pozbawił wolności 92 osoby.
„Proces Leszka L. jest pierwszym takim postępowaniem na Dolnym Śląsku. Akt oskarżenia oparliśmy na zeznaniach pokrzywdzonych i świadków oraz na zebranych dowodach w dokumentach. Są one bardzo rozproszone, niektóre zaginęły, dlatego choć w tym regionie było internowanych znacznie więcej osób, to akt oskarżenia obejmuje tylko 92 z nich” – powiedział prokurator.
Leszek L. nie przyznał się do zarzucanych mu przestępstw i w trakcie śledztwa nie składał wyjaśnień. We wtorek przed sądem zdecydował się zeznawać, ale nie przyznał się do winy.
Jak powiedział, jego zdaniem stan wojenny w Polsce zaczął się 12 grudnia po godz. 17, gdy otrzymał telefoniczne polecenie otwarcia specjalnych kopert z instrukcjami na temat zasad jego wprowadzenia.
„Zadzwonił do mnie generał Tarała z MSW i przekazał takie polecenie. Otworzyłem kopertę i zacząłem działania zgodnie z tymi instrukcjami. Po koleżeńsku zadzwoniłem jeszcze do innego komendanta wojewódzkiego i on potwierdził, że wprowadzono stan wojenny” – mówił Leszek L.
B. komendant MO zaznaczył, że ówczesne woj. wałbrzyskie „było szczególnie trudne do zabezpieczenia z powodu licznych zakładów przemysłowych, ponad stu miejsc, w których z powodu robót górniczych trzeba było przejąć ładunki wybuchowe, z powodu granicy z obcym krajem i w związku pobytem wojsk radzieckich na terenie województwa”.
Dodał, że koncentrował się w swojej pracy na zadaniach logistycznych, bo w samej komendzie wojewódzkiej miał 2,5 tys. zatrudnionych funkcjonariuszy i do dyspozycji jeszcze 800 osób w ramach rezerwy MO.
Leszek L. nie przyznał się do zarzucanych mu przestępstw i w trakcie śledztwa nie składał wyjaśnień. We wtorek przed sądem zdecydował się zeznawać, ale nie przyznał się do winy. „Byłem przekonany, ze działam zgodnie z prawem, ze system rozkazowy w MSW jest obowiązujący. Miałem zaufanie do przełożonych. Byłem przekonany, że polecenia, które mi wydają, są zgodne z obowiązującym w kraju prawem” – powiedział oskarżony.
„Byłem przekonany, ze działam zgodnie z prawem, ze system rozkazowy w MSW jest obowiązujący. Miałem zaufanie do przełożonych. Byłem przekonany, że polecenia, które mi wydają, są zgodne z obowiązującym w kraju prawem” – powiedział oskarżony.
Dodał, że o nieważności dekretu o ochronie bezpieczeństwa państwa oraz o tzw. antydatowaniu dekretu o stanie wojennym dowiedział się dopiero w 2006 r. z publikacji IPN. Wyjaśnił, że decyzje o internowaniu podpisywał bez analizowania ich, bo nie było na to czasu, ani możliwości zweryfikowania listy osób. Dodał, że te listy i decyzje były już wcześniej przygotowane przez grupę pracowników pionu Służby Bezpieczeństwa. „To była grupa 30-40 osób oficerów tzw. obiektowych, która typowała osoby do internowania i przygotowała decyzje. Ja nie miałem żadnego aparatu do tego, by móc analizować, czy zweryfikować te listy. Znałem zaledwie dwie osoby z tej listy” – powiedział L. Pytany przez sąd, czy miał możliwość niepodpisania decyzji o internowaniu, L. stwierdził, że jako komendant był „jedynym organem administracji, dlatego to do niego należał obowiązek podpisania decyzji”. „Miałem możliwość niepodpisania decyzji, ale od razu miałbym dyscyplinarkę za niewykonanie rozkazu, polecenia wydanego przez gen. Tarałę. To wynikało z moich obowiązków” – mówił Leszek L. w sądzie.
L. pod koniec lat 80-tych awansował i pracował m.in. w MSW. W latach 1990-91 był też komendantem głównym policji. Za zarzucane mu przestępstwa grozi do 10 lat więzienia.(PAP)
ros/ itm/