Słuchając wspomnień o 13 grudnia 1981 dowiadujemy się zwykle o brutalnym wyciąganiu internowanych z ich mieszkań, o próbach ucieczki, pobiciach, waleniu do drzwi, pałowaniu. O niedzielnym poranku bez Teleranka, o głuchym telefonie. O zaskoczeniu, jakie budziło przemówienie generała. Może właśnie dlatego tak duże wrażenie wywarła na mnie relacja Stanisława Handzlika, który niespodziewanie dla siebie samego, godzina po godzinie dokładnie „śledził” wszelkie sygnały, wskazujące na zbliżające się niebezpieczeństwo. Tej grudniowej nocy, która dopiero później stała się „słynną grudniową nocą”, znalazł się, jak sam mówi, w „ogniu wydarzeń”, jakie miały miejsce w sercu Nowej Huty.
Wyjątkowość tej relacji potęguje ściszony głos Handzlika, powoli, miarowo wypowiadane słowa, w tle tykanie zegara. Brzmi jak fragment powieści sensacyjnej słyszanej z audiobooka. Jest subiektywną i emocjonalną opowieścią, próbą wywołania z pamięci przeszłych zdarzeń, spotkań, rozmów, motywów działania. Mimo że opowiadana z perspektywy niemal 30 lat (nagrana 2 lipca 2009 roku), pozwala nam wejść w atmosferę tamtych mroźnych dni.
Tym, którzy nigdy nie byli w Nowej Hucie przypomnę, że kombinat metalurgiczny Huty im. Lenina, powstały w 1950 roku, to jedna z głównych inwestycji przemysłu ciężkiego Polski powojennej. W latach 70. załoga huty liczyła 38 500 osób, spośród których 7 550 to członkowie PZPR (Encyklopedia Nowej Huty, Kraków 2006). Długo uważana za uległą wobec władzy, huta stawiła opór dopiero w odpowiedzi na wyzwanie rzucone przez kolegów ze Stoczni Gdańskiej. W sierpniu 1980 dołączyła do strajkujących zakładów pracy. Niedługo później stała się niezwykle istotnym bastionem „Solidarności”.
W grudniu 1981 trzydziestoośmioletni Stanisław Handzlik ma za sobą 22 lata pracy w HiL, w tym 15 lat przepracowanych na Walcowni Zgniatacz. Jest współtwórcą zakładowej „Solidarności”, wiceprzewodniczącym Komitetu Robotniczego Hutników HiL, odpowiedzialnym za informację i kulturę. Jest mężem i ojcem, mieszka z rodziną na jednym z nowohuckich osiedli, w pobliżu kombinatu.
12 XII, sobota
Tę noc ma spędzić na dyżurze, redagując i drukując „Serwis Informacyjny” dla robotników pierwszej zmiany. Tym razem ma on dotyczyć ustaleń Komisji Krajowej „Solidarności” obradującej od dwóch dni w Gdańsku. Nie robił tego sam. Towarzyszył mu przyjaciel, działacz „Solidarności”, Jan Ciesielski*.
Wiedzą już, że tego dnia przed południem nadeszły do lokali „S” wiadomości o ruchach kolumn wojska i milicji na północy Polski, od Olsztyna po Słupsk. Podobno dowódcy konwojów otrzymali zalakowane koperty, które mieli otworzyć dopiero na sygnał radiowy.
Wiedzą też od krakowskiego kardiologa o nakazie tworzenia w szpitalach rezerw łóżkowych. W pamięci wciąż mocno tkwią im słowa późniejszego wicepremiera Szałajdy, który podczas rozmowy o potrzebach robotników HiL mimochodem wspomniał, że „niedługo wszyscy przestaniemy zajmować się postulatami”. Do tego ten wszechobecny w ostatnich tygodniach ton konfrontacyjny... Wszystko zaczyna układać się w jakąś całość. Ale jaką?
Wieczorem dzwonią telefony. Delegatury „S” donoszą o krążących w okolicach ich siedzib „sukach” milicyjnych. Zbliża się północ. Po kolejnej nieudanej próbie kontaktu z Komisją Krajową w Gdańsku Handzlik dzwoni na centralę, prosząc o ręczne połączenie. Bezskutecznie. Od telefonistki słyszy, że ostatnie tak powszechne zerwanie łączności miało miejsce w sierpniu 1980 roku podczas strajku w stoczni. Chwilę później ktoś prosi o przysłanie ludzi – jeden z kolegów został właśnie siłą wyciągnięty z mieszkania przez MO.
Niepokój narasta. Najwidoczniej władze szykują coś specjalnego: Być może jest to próba generalna nieokreślonych wydarzeń. Poleca kierowcy przywiezienie do huty wszystkich członków prezydium „Solidarności” HiL. Będą tu potrzebni. W pośpiechu zaczyna pakować dokumenty związane z działalnością związku. Z okna widzi stojący za kioskiem samochód marki Fiat, prawdopodobnie nieoznakowany samochód bezpieki. W środku dostrzega mały ogień papierosa lub zapałki. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że jest pod obserwacją. Gasi światło.
Jest środek nocy. Nie działają telefony, ale wciąż sprawny jest telefaks. Za jego pomocą Jan Ciesielski przekazuje wiadomości delegaturze HiL w Bochni. Na bieżąco relacjonuje wszystko to, co dzieje się wokół nich.
Tymczasem Handzlik przy zgaszonym świetle obserwuje dwa zbliżające się pod kombinat światła samochodu. Jest ciekaw czy to buda milicyjna, czy samochód z członkami prezydium. Auto podjeżdża pod budynek, wysiadają umundurowani funkcjonariusze MO. Czują się osaczeni. Idą po nas. Opuszczamy budynek. – to ostatnie słowa przesłane telefaksem.
Wybiegają na korytarz z teczką dokumentów. Z naprzeciwka nadbiegają milicjanci. Co dalej? Gdzie się ukryć? Handzlik wyciąga z kieszeni klucze do otrzymanych kilka dni wcześniej od dyrekcji pomieszczeń przeznaczonych dla związku. Ale które to drzwi? Biegną w głąb korytarza. Po omacku próbują otworzyć kilka kolejnych pokoi. Wreszcie trafiają na właściwe drzwi. Wpadają do środka, zatrzaskują zamek, łapią oddech. Na biurku stoi aparat telefoniczny. Stanisław Handzlik łączy się z dyspozytorem Zgniatacza i ściszonym głosem relacjonuje kolegom swoje położenie: Przyszli po nas. Musimy ogłosić strajk jako sposób obrony związku. Po drugiej stronie drzwi słyszy zbliżające się kroki milicjantów.
Wreszcie zyskuje połączenie ze wszystkimi mostkami wydziału i szeptem wypowiada słowa:
- Z powodu napaści na związek, z powodu ataku milicji na nasz lokal, ogłaszam strajk bezterminowy, okupacyjny na terenie całej huty.
- Głośniej, bo nie słyszymy.
- Nie wołaj, strajk ogłoszony, przystępować do strajku. – odpowiada dyspozytor, rozumiejąc grozę sytuacji.
Ten sam komunikat Handzlik ogłasza wszystkim wydziałom huty.
13 XII, niedziela
Praca w hucie stanęła około 1.00 w nocy. W tym czasie samochód z członkami prezydium został zatrzymany, zepchnięty do rowu, a jego pasażerowie aresztowani.
Handzlik i Ciesielski dzwonią do dyspozytora z prośbą o „odbicie ich z budynku S”. Wciąż boją się krążącej po budynku milicji. Powoli hałasy na korytarzu milkną. W końcu pod eskortą uzbrojonych w metalowe przedmioty kolegów przechodzą na Zgniatacz. Dopiero wtedy, nad ranem, słyszą radiowy komunikat o stanie wojennym i groźbę generała o karze więzienia i karze śmierci dla tych, którzy nie podporządkują się dekretom WRON.
Zaczynają organizować strajk, wyznaczać łączników, służby wartownicze, walczyć z oporem przeciwników strajku. Dochodzi do awantur o maszynę do pisania i klucze do kilku pomieszczeń. W godzinach przedpołudniowych Handzlik otrzymuje sygnał z bramy głównej o przybyciu kilku autobusów ze studentami AGH. Nieco później przychodzą pracownicy drugiej zmiany. Liczba strajkujących stale wzrastała. Po południu Komitet Strajkowy HiL przekształca się w Regionalny Komitet Strajkowy. Trwają negocjacje z komisarzem wojennym płk Mazurkiewiczem, żądającym zaprzestania akcji strajkowej. Handzlik warunkuje to uwolnieniem internowanych, przywróceniem łączności i podjęciem rozmów z kierownictwem „Solidarności”. Rozmowy nie przynoszą efektu.
14 XII, poniedziałek
Robotnicy ustawiają w bramach huty zdezelowane autobusy. Mają stanowić zapory przeciwczołgowe. Reakcja władz jest już przecież tylko kwestią czasu. Część pracowników nie wytrzymuje napięcia, rezygnuje z udziału w strajku i całymi grupami wraca do domu. Niektórzy są opluci przez kolegów pozostających „na placu broni”. Dochodzi do rękoczynów.
15 XII, wtorek
Każdy piętnasty dzień miesiąca to dzień wypłaty w HiL. Władze huty warunkują wypłacenie pensji uznaniem zwierzchności płk Mazurkiewicza i przerwaniem strajku. Co robić? Przecież to ostatnia wypłata przed Bożym Narodzeniem. Komitety strajkowe decydują o wyprowadzeniu za bramę huty wszystkich, którzy przeszkadzają w strajku.
Student Politechniki Krakowskiej przychodzi z propozycją zrobienia radia. Potrzebuje tylko kilku ludzi i sprzętu. Jeszcze tego samego dnia w godzinach wieczornych rozległa się pierwsza audycja Radia Wolna Polska. Zasięgiem obejmuje kilka nowohuckich osiedli. Rozbrzmiewa komunikat: Mówimy do państwa ze skrawka wolnej Polski. Znajdujemy się w kombinacie po ogłoszeniu stanu wojennego. Po nim słychać pieśni patriotyczne z nagrania chóru organowego.
Noc 15/16 XII
Ktoś przybiega z wieścią o jadącej w kierunku kombinatu kolumnie czołgów. Jak się zachować w czasie natarcia? Przyjąć opór czynny, zbroić się w cokolwiek i stanąć przeciwko czołgom i karabinom maszynowym czy minimalizować ewentualne straty i ofiary? Po naradzie zwycięża wariant oporu biernego.
Czołgi miażdżą autobusy stojące w bramach. Wjeżdżają w blaszane ściany hal produkcyjnych. Drogę do Zgniatacza zamyka im ciąg sprzężonych wagonów z ciężkim żelastwem. Wyją syreny na znak rozpoczęcia pacyfikacji. Handzlik po raz ostatni przypomina strajkującym zasady oporu biernego: trzymać się za ręce, osoby słabsze, kobiety do środka. Nie dać rozerwać kordonu. Można śpiewać, ale nie prowokować.
Sam przebieg pacyfikacji Handzlik zna już tylko z relacji kolegów. Decyzją Komitetu Strajkowego przywódcy „Solidarności” HiL przechodzą do organizacji pracy w podziemiu. Z Janem Ciesielskim wybierają drogę przez podziemny kanał technologiczny, odprowadzający zgorzelinę i smary. Podobno wiedzie gdzieś na zewnątrz huty. Weszliśmy do kanału i brodziliśmy w nim przez kilkanaście godzin. Na zewnątrz temperatura minus 15 stopni, a my brodzimy w tej wodzie, w tej mazi, w tym szlamie, czasami nawet po pas. Zgubiłem w nim buty. To było coś niezwykłego, niezwykłe przeżycie. Przypomniał mi się „Kanał” Wajdy. (…) Ciężko mi było nawet nogę wyciągnąć z tego bagna. Po kilkunastu godzinach błądzenia po kanałach zorientowaliśmy się, że nie ma z nich wyjścia poza hutę, wbrew zasłyszanej gdzieś pogłosce.
16 XII, środa
Dzięki pomocy jednego z elektryków Walcowni Gorącej wychodzą z kanałów i trafiają do jego warsztatu: Siedzieliśmy tam chyba trzy godziny pod strumieniami gorącej wody, żeby przywrócić krążenie i ciepło w kościach. Byliśmy na skraju wyczerpania i wyziębienia. Spotykają tam Edka Nowaka, członka Komitetu. Przeżył pacyfikację leżąc najpierw na dachu suwnicy, potem w stercie szklanej waty. Wyszliśmy z huty, rozpoczynając etap podziemia, 16 wieczorem, kiedy na bramach nie było milicji ani wojska, bo mieli akurat zmianę. Stali w nich tylko strażnicy, których łatwo można było ograć. Wzięło się przepustkę, w oczy pokazało i przeszło szybkim krokiem. Weszliśmy do tramwaju, wysiedliśmy na pierwszym przystanku, na dole w mieście, na os. B1. Śnieg był już duży, milicja chodziła z psami, a my udaliśmy się każdy w swoją stronę. Oczywiście nie do własnych mieszkań, bo to były najgorsze miejsca do tego, żeby się schować. Umówiliśmy się tylko, że nazajutrz spotykamy się w określonym miejscu, zdaje się, że w kościele w Śródmieściu. Nocuje u koleżanki, znanej jeszcze „z piaskownicy”. Bezpieka na pewno nie ma jej adresu. Nie było go w notatniku, który całkiem niedawno trafił w ręce SB. Podobne notatniki „gubili” też inni koledzy z „Solidarności”.
17 XII, czwartek
Gorączkowo szukają lokum: Lokale nie stały w pogotowiu, trzeba było ich szukać, mając na karku bezpiekę, patrole milicyjne, zomowskie, a również przypadkowo spotkanych znajomych, którzy mogli się okazać donosicielami. Mają świadomość, że adresy ich przyjaciół i rodzin mogą być „spalone”. Nieubłaganie zbliża się godzina milicyjna. Rodziła się bezradność: Pewnego dnia stanęliśmy w głębokim śniegu na Woli Justowskiej, bo pomysły, które śmy mieli i ewentualne namiary, wszystko wzięło w łeb. Trzeba było szukać czegokolwiek. Ostatnim ratunkiem jest lekarz pediatra mieszkający w pobliżu. Ścigając się z czasem, małym fiatem zawozi ich pod szpital uniwersytecki przy ul. Kopernika. Wysiadają kilkaset metrów wcześniej. Mijają budynek, w którym stacjonuje ZOMO. Mijają patrole i radiowozy. Na miejscu czeka na nich uprzedzony już doktor Marchewczyk, uratowany z pogromu członków Komisji Krajowej w nocy z 12 na 13 grudnia. Oferuje im nocleg na stołach operacyjnych, zapowiadając: Nie będzie długiego spania. O szóstej rano ruszają pierwsze operacje.
19–18 XII, piątek - sobota
Marchewczyk znajduje dla nich stałe lokum. Mieszkanie na jedenastym piętrze wieżowca wydaje się idealne dla konspiracji. Kilkanaście rodzin na jednym piętrze gwarantuje anonimowość mieszkańców. Wreszcie czują się bezpieczni.
I – VI 1982
Nie próżnują. Kontaktują się z innymi działaczami. Kto zastąpi aresztowanych lub ukrywających się członków Komisji Krajowej? Jedno jest jasne – jeśli skala represji wzrośnie, trzeba pomyśleć o emigracji. Dają sobie czas do wiosny. Czas wypełniają spotkania, dyskusje, narady, działania, redakcja dokumentów. Ciesielski zarządza działalnością podziemnego radia „Solidarność” Małopolska. Powstaje Tymczasowa Komisja Krajowa (TKK). Żądają zniesienia stanu wojennego i uwolnienia internowanych.
Miesiące z dala od rodziny. Organizowane przez łączników „przypadkowe” spotkania z dziećmi i żonami. Miesiące zaostrzonej ostrożności.
24 VI 1982
Handzlik wraca ze spotkania. Jedzie z kolegą samochodem. Chce wysiąść z dala od mieszkania, żeby nie zdradzić koledze miejsca ukrycia. Dziś kolejna transmisja z mundialu w Barcelonie. Ale przecież dziś są też imieniny Jana! O alkohol trudno, więc może chociaż kwiaty. Wysiada na Rynku Dębnickim pod kwiaciarnią. Zastaje długą kolejkę, a każda kolejka to wróg opozycjonisty. W niej najłatwiej o rozpoznanie. W momencie, kiedy już chciałem się odwrócić i wracać do samochodu, nagle poczułem silny uchwyt pod ramiona. Dwóch facetów obok mnie, identycznie niemal ubranych, krótko ostrzyżonych. Zatrzymali mnie, mówiąc: „Stać, nie ruszać się, jesteś aresztowany”. A mnie przez głowę przemknęła taka myśl: „aha, to tak wygląda ten moment”.
Wcześniej wielokrotnie wyobrażał sobie swoje aresztowanie: gwałtowne walenie w drzwi, hałas na klatce schodowej, ucieczka, pościg, pobicie, kajdanki... A tu zwyczajnie, po cichu biorą go pod ręce. Mieli z Ciesielskim umowę. Jeżeli nie wróci przed 21.00, to znak, że go aresztowali. Alarm! Nie przypadek i nie zwykłe spóźnienie.
Równo o 21.00 Jan zaczyna palić całą dokumentację. Używa do tego muszli klozetowej. Rozgrzana do maksimum możliwości muszla pęka. Pozbywa się wszelkich śladów działalności opozycyjnej. Czyści mieszkanie, wyciera meble z linii papilarnych, by chronić przyjaciela i właścicielkę mieszkania. Około północy ewakuuje się z mieszkania.
Po aresztowaniu Stanisław Handzlik został osadzony w zakładach karnych w Krakowie i Wrocławiu, a w wyniku procesu skazany na 4 lata więzienia i 2 lata pozbawienia praw publicznych. Po zwolnieniu w czerwcu 1984 roku, kontynuował działalność podziemną, m.in. jako działacz Obywatelskiej Inicjatywy w Obronie Praw Człowieka Przeciw Przemocy. W maju i październiku 1985 został ponownie aresztowany i skazany kolejno za udział w manifestacjach i za działalność antywyborczą.
Od 1986 roku współtworzył jawną Komisję Robotniczą Hutników, a w latach 1987–1989 był członkiem Komisji Interwencji i Praworządności Regionu Małopolska. Wiosną 1988 uczestniczył w kolejnym strajku Huty im. Lenina. 16 maja 1988 współorganizował jawny Komitet Organizacyjny „Solidarności” HiL.
W kwietniu 1989 wszedł w skład Komitetu Robotniczego Hutników. Następnie pełnił funkcję szefa biura Krajowej Sekcji Hutnictwa „S”. W 1990 pracował w Komitecie Wyborczym Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich.
(źródło: Relacja audio zrealizowana przez Muzeum PRL-u 2 lipca 2009 oraz portal „Encyklopedia Solidarności”)
Joanna Komperda
*Jan Ciesielski (ur. 1949 w Poznaniu) – z wykształcenia technik mechanik, w latach 1971–1975 pracownik Biprostalu, a następnie (do 1981) Huty im. Lenina w Krakowie. Współtwórca „Solidarności” HiL. Członek zarządu KRH i współzałożyciel Klubu Samorządnej Rzeczypospolitej „Wolność Sprawiedliwość Niepodległość”. W czasie strajku grudniowego odpowiedzialny za łączność. Współorganizował kolejno „Radio Wolna Polska” i Radio „Solidarność” Małopolska. Po pacyfikacji strajku przez okres dwóch lat pozostawał w ukryciu.
W 1982 roku współtworzył Regionalną Komisję Wykonawczą „S” Regionu Małopolska, z której działalności wycofał się w 1983 roku, ujawniając się na mocy amnestii. Nadal przewodniczył Radiu „S” Małopolska, a od 1986 roku działał w jawnym Komitecie Robotniczym Hutników.
W 1988 uczestniczył w strajku hutników HiL. Rok później w wyborach prezydenckich kierował Biurem Prasowym Tadeusza Mazowieckiego. W 1990 roku kandydował w wyborach samorządowych, a w 1991 roku w wyborach parlamentarnych.
(źródło: Relacja nagrana dla Muzeum PRL-u w dniach 09/18.11.2009 oraz portal „Encyklopedia Solidarności”)