Na 3 lata więzienia za fizyczne i psychiczne znęcanie się nad przesłuchiwanymi nastolatkami z patriotycznej organizacji skazał sąd Tadeusza Ż., byłego stalinowskiego śledczego z UB. Obrona chciała uniewinnienia.
Sprawa dotyczy pierwszej połowy lat 50. XX wieku, gdy warszawski Urząd Bezpieczeństwa zinfiltrował, a potem aresztował członków młodzieżowych organizacji harcerskich "Rysie" i "Orlęta", założonych po delegalizacji ZHP. Według ustaleń IPN, śledztwo w tej sprawie prowadził 88-letni dziś Tadeusz Ż., oficer śledczy UB, który od 1951 r. do listopada 1952 r. wielokrotnie przesłuchiwał zatrzymanych (także wiele godzin nocą), bił ich, ubliżał, groził bronią, umieszczał w karcerze, straszył sankcjami wobec ich rodzin i poddawał innym torturom.
Akt oskarżenia podpisywał znany z innych procesów stalinowski prokurator Marian R. Jeden z pokrzywdzonych, Kazimierz Grabowski, został skazany na 7 lat więzienia, przepadek mienia i utratę praw publicznych. Po 1989 r. został zrehabilitowany, a w 2012 r. Tadeusz Ż. został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie komunistyczne w rozumieniu ustawy o IPN. Prokurator pionu śledczego Instytutu żądał dla niego łącznej kary 3 lat więzienia.
"Przy wymiarze kary sąd wziął pod uwagę drastyczność i bezwzględność stosowania tortur, co trwało wiele miesięcy. Kara jest adekwatna do przestępstwa i skutków. Powinno to uzmysłowić oskarżonemu naganność jego działania. Będzie to czytelny sygnał dla społeczeństwa, że wymiar sprawiedliwości piętnuje takie zachowania - nawet po latach" - mówiła sędzia Jankowska.
Taką karę po ponad dwuletnim procesie wymierzył we wtorek Tadeuszowi Ż. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uznając, że nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego.
Sąd podkreślił, że po delegalizacji ZHP organizacje "Rysie" i "Orlęta" rozrosły się w Warszawie do niemałej wielkości i prowadzono w nich wychowanie patriotyczne, uświadamiano o ateizacji i zależności Polski wobec ZSRR, ale nie prowadzono działalności dywersyjnej, ani tym bardziej zbrojnej. "Mimo to UB podjęło działanie w celu delegalizacji tej organizacji - wydano m.in. fikcyjny rozkaz o jej rozwiązaniu. U Kazimierza Grabowskiego szukano broni - do milicjantów przydzielono oficera śledczego UB Tadeusza Ż. Choć nic nie znaleziono, Grabowskiego aresztowano w celi Pałacu Mostowskich. Podobne przeszukanie było u Janusza Kręta" - wskazała sędzia Jankowska.
Obu przesłuchiwano wielokrotnie, żądając by obciążyli wspólników. Grabowskiego oskarżono o usiłowanie obalenia przemocą ustroju państwa polskiego, werbowanie członków organizacji i wpajanie im wrogiej PRL ideologii. Skończyło się siedmioletnim wyrokiem. Kręt uniknął oskarżenia, bo jego rodzina przekupiła kogoś z UB lub prokuratury i sprawa została umorzona. We wtorek sędzia Jankowska uznała ten postępek rodziny pokrzywdzonego za "zrozumiały i uprawniony w tamtych warunkach".
"Przy wymiarze kary sąd wziął pod uwagę drastyczność i bezwzględność stosowania tortur, co trwało wiele miesięcy. Kara jest adekwatna do przestępstwa i skutków. Powinno to uzmysłowić oskarżonemu naganność jego działania. Będzie to czytelny sygnał dla społeczeństwa, że wymiar sprawiedliwości piętnuje takie zachowania - nawet po latach. Oskarżony jest dziś wprawdzie w podeszłym wieku i prowadzi ustabilizowany tryb życia. Ale działał w pełni świadomie. Był śledczym od 1949 r., wiedział czemu służy jego działanie. Utożsamiał się z UB" - mówiła sędzia.
Wyrok jest nieprawomocny. Obrona, która wnosiła o uniewinnienie oskarżonego, może składać apelację. Nie wiadomo, czy tak się stanie, bo w sądzie nie było we wtorek ani oskarżonego ani jego obrońcy. Apelować ma prawo także pion śledczy IPN, ale na poprzedniej rozprawie prok. Renata Myślewicz wnosiła o karę w wysokości wymierzonej przez sąd. (PAP)
wkt/ pz/