Po jednodniowej przerwie na łamy prasy 9 listopada wrócił cały polityczny ferment odzyskującej niepodległość Polski. I wrócił w wielkim stylu – tego dnia do wszystkich docierały wieści, że RP ma już właściwie trzy rządy, nie wspominając o Radzie Regencyjnej i podległym jej prowizorycznym rządzie warszawskim.
W sobotę 9 listopada „Kurier Warszawski” obudził czytelników następującym doniesieniem: „Rząd socjalistyczno-ludowy utworzył się w Lublinie. Pierwszym czynem rządu było aresztowanie i internowanie najwyższych przedstawicieli wojskowych i cywilnych rządu polskiego, a więc komisarza Zdanowskiego, pułkownika Pasławskiego, jenerała Olszewskiego, podpułkownika Zarzeckiego i innych. Po kilkugodzinnym zatrzymaniu aresztowanych wypuszczono. Rząd socjalistyczny wydał odezwę do ludności, w której oznajmił, że Rada Regencyjna abdykowała, o czym już przedtem ogłoszono plakatami. W odezwie zapowiedziano szerokie reformy rolne, wywłaszczenie i upaństwowienie lasów. Rząd warszawski ma pełnić swoje funkcje dla ciągłości rozpoczętych prac, pod grozą oddania pod sąd trybunału rewolucyjnego. Pod odezwą podpisani są: Thugutt, Poniatowski, Arciszewski, Malinowski, Downarowicz i Sieroszewski. Rząd socjalistyczny mianował pułkownika Rydza-Śmigłego głównodowodzącym wojska będącego w zarządzaniu tego rządu. Komisarz Zdanowski podał się do dymisji. Prawie połowa osób, wymienianych w charakterze członków rządu, jest nieobecna w Lublinie, m.in. posłowie: Daszyński, Moraczewski i Witos”.
Kilka szpalt dalej, nieobecni politycy odnaleźli się w Krakowie. „W Krakowie odbyło się pierwsze posiedzenie pełnej Komisji Likwidacyjnej pod przewodnictwem posła Witosa. Z zebraniu wzięli udział reprezentanci wszystkich stronnictw politycznych, w liczbie 23 członków (m.in. Witos, Daszyński, Moraczewski, Śliwiński). Utworzono dwanaście ministerstw [w tym miejscu następuje wyliczenie resortów i nazwisk ich szefów – przyp. red.]. W każdym z tych działów, obok już wymienionych, urzędować będą przedstawiciele trzech innych stronnictw, dopuszczonych do kierownictwa. W ten sposób pierwsze posiedzenie pełnej Komisji Likwidacyjnej przekształciło się w Naczelny Rząd Krajowy, obejmujący zabór austriacki. Przewodniczącym pełnej komisji jest Witos, który – jak słychać – otrzymać ma od Rządu Centralnego w Warszawie charakter komisarza rządowego dla Galicji i Śląska”.
W tym samym momencie „Dziennik Narodowy” doniósł, że Daszyński jednak wystąpił z Komisji Likwidacyjnej; skądinąd wiadomo, że skupił się na pracy w Rządzie Lubelskim. Jednocześnie ogłoszono tworzenie kolejnego rządu.
„Niżej podpisane stronnictwa, zgromadzone w osobach swoich przedstawicieli w dn. 8 listopada, w celu naradzenia się nad obecnym położeniem politycznym, zakładają stanowczy protest przeciwko narzucaniu narodowi polskiemu dyktatury rządów partyjnych lub lokalnych (na przykład w Lublinie) i stwierdzają konieczność bezzwłocznego utworzenia Rządu Narodowego, posiadającego pełnię władzy, złożonego z reprezentantów wszystkich kierunków politycznych, stojących na gruncie państwowym polskim, z przewagą przedstawicieli stronnictw ludowych i robotniczych. W tym celu zebrani postanawiają: a) dołożyć wszelkich starań, aby Rząd Narodowy w jak najszybszym czasie był utworzony, b) wybrać komisję, która w związku z rokowaniami, prowadzonymi z innymi dzielnicami Polski, ułożyła listę osób, które w skład Rządu Narodowego wejść mają. W ręce tak utworzonego Rządu, Rada Regencyjna wyraziła gotowość złożyć władzę. Podpisano: Koło Międzypartyjne, Związek Budowy Państwa, Narodowy Związek Robotniczy, Polskie Zjednoczenie Ludowe, Liga Państwowości Polskiej”.
Jak przeciętny czytelnik prasy codziennej miał się odnaleźć w tym informacyjnym chaosie? Czyich zarządzeń słuchać? Komu właściwie podlegała rozrastająca się armia? Rzeczywistość wyglądała tak, że uznaną na arenie międzynarodowej władzę wciąż sprawowała na terytorium polskim Rada Regencyjna i związany z nią tymczasowy rząd Władysława Wróblewskiego. Kłopot w tym, że Rada nie chciała już rządzić – jej członkowie doskonale zdawali sobie sprawę z własnej niepopularności i chcieli jak najszybciej złożyć władzę. Tyle że nie mieli komu. Ostatecznie wszyscy czekali na powrót Piłsudskiego – co coraz bardziej sobie uświadamiano – będącego jedyną siłą, której autorytet pozwoli uporządkować sytuację. Jego obecność stawała się z dnia na dzień coraz bardziej paląca. Rada Regencyjna – bardzo niedoceniony w historiografii organ – w tych właśnie dniach wystosowała stanowczą notę do rządu berlińskiego, domagając się „natychmiastowego zwolnienia” Piłsudskiego. Rząd berliński nie stawiał przeszkód. Wkrótce nadeszła odpowiedź, że „brygadier Piłsudski znajdzie się w Warszawie w ciągu kilku dni”. Daty jednak nie precyzowano.
Ale Piłsudski był potrzebny nie tylko w kwestiach politycznych. Życie w Polsce coraz bardziej przypominało wcielenie w życie idei anarchistycznych. Całe pokolenia urodzone i wychowane pod zaborami przyzwyczajone były do tego, że prawo narzucone przez okupanta jest czymś, co należy przede wszystkim omijać lub łamać, a wszelkie siły policyjne i wojskowe kojarzyły się z zaborczym terrorem. Jak dotąd nikt w wolnej Polsce nie miał siły, by nastroje te zmienić, i na ulicach po prostu wrzało. Krakowski magistrat nakazał zamykanie restauracji i szynków najpóźniej o 18 i po tej godzinie wprowadził absolutny zakaz sprzedaży alkoholu, ponieważ „zdarzały się zamieszki na tle alkoholowym”. Jeszcze gorzej było w Lublinie, gdzie – mimo ukonstytuowania się jednego z rządów – zdecydowano się wprowadzić stan wyjątkowy. Jak donosił dziennik „Czas”:
„Z powodu ekscesów zaszłych ubiegłej nocy, jak rozbrajanie osób wojskowych poddanych austriackich itp. zarządza dowództwo wojsk polskich w Lublinie stan wyjątkowy. Zbieranie się osób cywilnych w grupach na ulicach i placach miasta jest niedozwolone. Restauracje i inne lokale publiczne zamykane mają być o godz. 22. Zakazuje się wyszynku alkoholu. Ludności cywilnej nie wolno wychodzić na ulice po godz. 22.30. Broń znajdującą się w rękach osób cywilnych należy natychmiast złożyć w komendzie stacji Lublin. Wszyscy niestosujący się do powyższych postanowień, będą aresztowani”.
Przypadek morderstwa dokonanego w tych dniach w Warszawie przez pewnego rzeźnika na innym rzeźniku nie był może niczym szczególnym, ale samo aresztowanie wiele mówi o poziomie ówczesnej dyscypliny społecznej. Jak pisano w „Kurierze Porannym”: „W związku z zamordowaniem na Solcu rzeźnika Wiktora Czyżowskiego, milicja 1-go okręgu zarządziła pościg za zabójcą Władysławem Matraszkiem, również rzeźnikiem. W poszukiwaniach brali udział koledzy zamordowanego, pracownicy rzeźni na Solcu, którzy wykryli Matraszka u jego kochanki przy ul. Sowiej 5. Po wyprowadzeniu zabójcy przez milicję, rzeźnicy i tłum usiłowali dokonać samosądu doraźnego nad Matraszkiem. Mimo obrony ze strony posterunkowych i agenta policji kryminalnej Matraszka zraniono nożem w udo”.
Tylko scentralizowana władza i odpowiednio rozbudowana administracja mogły uspokoić atmosferę, a jedno i drugie wiązało się wyłącznie z osobą Piłsudskiego. 9 listopada nikt jednak nie miał pojęcia kiedy i czy na pewno pojawi się on w Warszawie. Pewne było natomiast to, że przyjedzie do wolnej już stolicy. Niemcy stopniowo znikali z krajobrazu stołecznych ulic, likwidowali posterunki, a patrole stawały się coraz rzadsze.
Również tego dnia donosił „Kurier Warszawski”: „Wczoraj wieczorem zniesiono na dworcu wiedeńskim niemieckie warty rewizyjne. Dozór nad utrzymaniem porządku przejęła milicja. Znoszone są jednocześnie pozostałe strażnice wojskowe, opasujące pierścieniem Warszawę przed przemycaniem żywności. Liczny posterunek wojskowy w Szopach Polskich (za Mokotowem) wczoraj się usunął. Mimo zniesienia posterunków strażniczych niemieckich, a tym samym skasowania wszelkich przeszkód, stawianych swobodnemu dowozowi żywności do Warszawy, zdarzają się jeszcze konfiskaty dokonywane przez jednostki na własną rękę. W Grochowie wczoraj wieczorem warta wojskowa pełniła jeszcze dyżur na rogatkach, natomiast pociągi, nadchodzące wczoraj od Wawra nie były już rewidowane”.
Gdzieś między takimi doniesieniami ledwo zauważona przemknęła wiadomość, że cesarz Wilhelm II podobno abdykował, a władzę w Niemczech przejęli socjalistyczni rewolucjoniści. Być może nawet nie potraktowano tych wieści poważnie. O abdykacji pisało się już od miesiąca i nic podobnego nie następowało. Także uliczne rozruchy robotnicze były na porządku dziennym.
Jedyne, w co uwierzono na pewno, to doniesienie Wschodniej Agencji Telegraficznej: „Wschodnia Agencja Telegraficzna donosi, że pełnomocnicy niemieccy otrzymali w wielkiej kwaterze głównej koalicji warunki zawieszenia broni, ze stanowczym żądaniem przyjęcia ich lub odrzucenia w ciągu 72 godzin. Znaczy to, że termin upływa w poniedziałek o godz. 11, podług czasu francuskiego. Niemiecką propozycję zawarcia chwilowego rozejmu marszałek Foch odrzucił. Tekst warunków zawieszenia broni przesłano do niemieckiej kwatery głównej przez umyślnego”.
jiw / skp /