Z okazji 100. rocznicy walki Korpusu Australijsko-Nowozelandzkiego w bitwie pod Gallipoli podczas I wojny światowej w sobotę, 25 kwietnia szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Stanisław Ciechanowski weźmie udział w uroczystości pod Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
W uroczystości będą uczestniczyć też m.in. przedstawiciele MON i MSZ, ambasadorzy i attaché wojskowi USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Francji, Turcji, Indii, RPA i Niemiec oraz członkowie polsko-australijskiej i polsko-nowozelandzkiej grupy parlamentarnej.
Bitwa o Gallipoli, toczona od 25 kwietnia 1915 r. do 9 stycznia 1916 r., w założeniu wojsk ententy, miała doprowadzić do zdobycia Stambułu, opanowanie cieśnin Bosfor i Dardanele oraz - w konsekwencji - wyeliminowania Imperium Osmańskiego z udziału w I wojnie światowej.
Desant sił alianckich na półwyspie napotkał jednak nieoczekiwany opór. Niektóre źródła mówią nawet o 200 tys. ofiar wśród aliantów. Straty sił tureckich szacowane są na 250 tys. żołnierzy. Operacja zakończyła się porażką państw ententy, które musiały ewakuować swe wojska. Kampanię uznano później za największy błąd połączonego dowództwa.
Bitwa była największą operacją desantową Wielkiej Wojny.
Batalia o Gallipoli jest nieco zapomnianym wydarzeniem w historii I wojny – zwracał uwagę w rozmowie z PAP dr Piotr Nykiel z Katedry Turkologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor wystawy "Gallipoli. 100 lat po bitwie".
"Z naszej perspektywy dużo ważniejsze były fronty, które rozgrywały się na naszych ziemiach - front galicyjski, front wschodnio-pruski. Ten południowy, z naszego punktu widzenia, mógł wydawać się marginalny, odegrał jednak ogromną rolę w dziejach zarówno Turcji, jak i wszystkich państw uczestniczących w wojnie - przede wszystkim państw +nowo rodzących się+" - powiedział.
"Turcy na Gallipoli stracili kwiat swej młodzieży, inteligencji, która miała podnieść kraj z upadku. Paradoksalnie, na Gallipoli narodził się nowy naród - współcześni Turcy. Zwycięstwo w Dardanelach dało im impuls do zawalczenia o niepodległość, zupełnie nowe państwo, po I wojnie. Dardanele były też niezwykle ważne ze względu na państwowość Australii i Nowej Zelandii. Te kraje wysłały tam swoje wojska w ramach wojsk brytyjskiego Commonwealthu, niemniej pierwszy raz ci żołnierze bili się tam pod swoimi narodowymi sztandarami. Do dzisiaj główne święto państwowe w Australii to Anzac Day - ustanowione na pamiątkę lądowania na Gallipoli 25 kwietnia. Do dziś, zdobycie wzgórza Chunuk Bair - nawet jeśli na zaledwie 48 godzin - uważane jest za największy sukces oręża nowozelandzkiego" – podkreślił Nykiel.
Historyk z UJ zwrócił też uwagę na polski wątek w bitwie. "Jak to bywało na wszystkich frontach I wojny światowej, także w Dardanelach mieliśmy Polaków, niestety po obu stronach frontu. W armii tureckiej byli Polacy z Adampola, którzy bili się w jednostkach lądowych. Dwóch z nich zginęło, dwóch powróciło. Być może było ich więcej. Byli też oficerowie, którzy rozpoczynali swoje kariery w Dardanelach, a których kariery rozkwitły w okresie międzywojennym i powojennym - generał Ludomir Rajski, twórca polskiego przemysłu lotniczego, głównodowodzący lotnictwa polskiego do września 1939 r., zaczynał swoją przygodę z lotnictwem jako pilot lotnictwa osmańskiego właśnie w Dardanelach. Mamy też Włodzimierza Steyera, który - podobnie jak wielu innych Polaków - służył na jedynym rosyjskim okręcie, który walczył w Dardanelach. Steyer później pojawia się jako dowódca helskiego Rejonu Umocnionego, bohaterski obrońca Helu w 1939 r. i pierwszy powojenny admirał polskiej marynarki wojennej" - mówił Nykiel. (PAP)
rda/