„Ironią życia” nazwał Władysław Reymont przyznanie mu Literackiej Nagrody Nobla. Z jednej strony pisał o „oszołomieniu” i „niespodziance”, z drugiej gorzko mówił o sławie i rozgłosie, które przyszły, gdy „odszedł do świata wewnętrznego”. Pisarz był zbyt chory, by osobiście odebrać nagrodę, umarł zaledwie nieco ponad rok jej otrzymaniu. Komitet Noblowski decyzję o przyznaniu nagrody Reymontowi podjął 13 listopada 1924 r.
Autor „Chłopów” był drugim po Henryku Sienkiewiczu wyróżnionym w ten sposób Polakiem. Oficjalne uzasadnienie Akademii Szwedzkiej było przejrzyste: „za wybitny epos narodowy, powieść »Chłopi«”. „Cieszymy się, że najwyższe odznaczenie literackie przyznano przedstawicielowi odrodzonej i wolnej Polski. Kiedy Akademia wieńczyła Sienkiewicza, nie było jeszcze państwa polskiego. Tak tedy zarówno w latach poniżenia, jak i triumfu Szwecja dała wyraz swej sympatii i uznania dla utalentowanego narodu polskiego” – pisał profesor Fryderyk Böök.
Może będą czytać moje książki
Reymontem targały mieszane uczucia. „Okropne! Nagroda Nobla, pieniądze, sława wszechświatowa i człowiek, który bez zmęczenia wielkiego nie potrafi się rozebrać. To istna ironia życia. Urągliwa i prawdziwie szatańska” – pisał w liście do jednego z przyjaciół.
Jednocześnie dodawał, że nagroda „sprawiła mi nie radość, a głębokie wzruszenie. Mówiąc otwarcie […] nie miałem żadnej nadziei. […] Na cóż ja mogłem liczyć? Chyba na jakiś szczęśliwy wypadek. I prawdopodobnie ten jakiś nieprzewidziany wypadek zwyciężył”.
Trudno się dziwić tym wątpliwościom. Reymont od kilku lat był w gronie kandydatów. Tym razem miał ogromną konkurencję – Thomas Mann, Maksim Gorki czy Tom Hardy. Nawet w Polsce uważano, że wyżej stoją akcje Stefana Żeromskiego.
„Nieznany wczoraj i lekceważony nawet przez rodaków, dzisiaj muszę przybierać pozę i twarz sławnego człowieka. Czy to nie warte śmiechu? Stałem się od razu dumą swojego narodu. Rodacy gotowi jeszcze czytać moje książki!” – pisał Reymont.
Reymont był już mocno schorowany. „Oszołomiony jestem tą niespodzianką. Odszedłem wewnętrznie od świata i spraw jego. Marzyłem jeno o ciszy i możliwości spokojnego pracowania jako największym szczęściu. A tu naraz otwierają się wielkie drzwi rozgłosu” – pisał autor „Chłopów”.
Nagroda była zwieńczeniem długiej – trwającej osiem lat – drogi. Pierwsze rozmowy na temat jego kandydatury prowadzone były już w roku 1916! Tę kwestię w liście do przyszłego noblisty poruszył Jan Kaczkowski, pisarz i tłumacz jego powieści na niemiecki.
Oficjalnie kandydaturę Reymonta zgłosiła krakowska Akademia Umiejętności pod koniec stycznia 1918 r. Odpowiednie dokumenty dostarczył przebywający wówczas w Sztokholmie prof. Stanisław Wędkiewicz, filolog romański i dyplomata.
„Z częściowo zachowanego listu Reymonta (z 28 grudnia 1916), wynika, że Reymont uważał rzecz za niezmiernie dla niego drażliwą i tak w jego pojęciu kłopotliwą, że wstrzymał się od jej szerszego omówienia, zdając się w całości na inicjatywę swojego tłumacza. Zgodził się wszakże na wysuniętą przez Kaczkowskiego propozycję 10% od kwoty ogólnej nagrody na koszt starań” – czytamy w artykule Zdzisława Skwarczyńskiego: „Reymont i Reymontiana”, opublikowanym w piśmie „Prace Polonistyczne” w 1968 r.
Oficjalnie kandydaturę Reymonta zgłosiła krakowska Akademia Umiejętności pod koniec stycznia 1918 r. Odpowiednie dokumenty dostarczył przebywający wówczas w Sztokholmie prof. Stanisław Wędkiewicz, filolog romański i dyplomata. Po kilku rozmowach szybko zorientował się, że pisarz nie ma na razie szans. Z kilku względów.
„W Szwecji było wówczas o nim głucho. Dopiero dwa lata później wydawca Bonnier ogłosił pierwszy tom »Chłopów« w przekładzie Ellen Wester” – pisała biografka pisarza Barbara Kocówna. W dodatku Polacy w przeciwieństwie do innych narodów słowiańskich mieli już swojego literackiego noblistę – Sienkiewicza. Ponoć przeciw kolejnemu Polakowi protestowali Rosjanie, Czesi zaś zgłaszali własnego kandydata.
Największą jednak przeszkodą były polityka i sytuacja międzynarodowa. „Nagrody Nobla podczas trwania wojny Polak nie uzyska, gdyż bądź co bądź widziano by w tym manifestację polityczną, niedogodną dla neutralnej Szwecji. Po ukończeniu zawieruchy nie jest to wykluczone” – tłumaczył Wędkiewiczowi członek Komitetu Noblowskiego.
Reymont kontra Żeromski
Wojna skończyła się pod koniec 1918 r., ale w kolejnych latach sprawa nagrody dla autora „Chłopów” trafiła – mówiąc dzisiejszym językiem – do „zamrażarki”. I choć Kaczkowski pocieszał pisarza, twierdząc, że to tylko kwestia czasu, by jego twórczość zyskała uznanie, a „Nagrodę Nobla przyznać muszą”, wyglądało na to, że szanse zostały pogrzebane. Tym bardziej, że pojawił się inny niezwykle silny polski kandydat – Stefan Żeromski. Wydawało się, że właśnie ten popularny w Polsce i rozpoznawalny za granicą pisarz jest zdecydowanie bliżej nagrody.
Reymont był popierany raczej przez endecję i konserwatystów, Żeromski był kandydatem socjalistów. Niezwykle istotna okazała się nominacja na sekretarza Poselstwa Polskiego w Sztokholmie Konrada Czarnockiego, bliskiego znajomego Żeromskiego. To jemu pisarz dedykował „Przedwiośnie”.
Promocja Żeromskiego wynikała też z kwestii politycznych i osobistych. Reymont był popierany raczej przez endecję i konserwatystów, Żeromski był kandydatem socjalistów. Niezwykle istotna okazała się nominacja na sekretarza Poselstwa Polskiego w Sztokholmie Konrada Czarnockiego, bliskiego znajomego Żeromskiego. To jemu pisarz dedykował „Przedwiośnie”. Czarnocki energicznie wziął się do pracy. „Przede wszystkim chciałem trafić do tego sezamu, jakim był Instytut Fundacji Nobla, przygotować warunki odpowiednie do postawienia kandydatury Żeromskiego i doprowadzić do wzięcia kandydatury pod obrady w atmosferze rokującej przyznanie mu nagrody literackiej” – pisał.
Niedługo później ukazało się tłumaczenie na szwedzki „Wiernej rzeki”, które odniosło sukces. W tym czasie przekład „Chłopów” utknął w martwym punkcie „Z samego początku mojej znajomości z dr. Jensenem (członek komitetu) dowiedziałem się od niego, że kandydatura Reymonta nie ma żadnych szans i że będzie »wisieć« jak dziesiątki innych […]. Pewnego dnia oświadczył mi dr Jensen – pisał Czarnocki – że trzeba już formalnie zgłosić kandydaturę Żeromskiego do Zarządu Instytutu Fundacji”.
W pewnym sensie Żeromski z walki o Nobla wyeliminował się sam. W 1922 r. wydał powieść „Wiatr od morza”. Książka wywołała napastliwe komentarze w Niemczech – uznano ją tam za antyniemiecką.
Podobne zdanie miał też znany nam już wpływowy członek akademii Böök. Opublikował on zjadliwy felieton, w którym pisał o „polskim imperializmie”, „germanofobii”, „sztuce na usługach polityki”. Żeromskiemu „szkodziły” też poglądy lewicowe. „To nie jest pisarz, z którym chciałbym zapoznać czytelnika szwedzkiego” – mówił przewodniczący Komitetu Nobla, arcybiskup Uppsali Natan Söderblom.
Wszystko to spowodowało, że znów wzrosły szanse Reymonta. „Na razie Böök był nieco przygnębiony. Dodawało mi to nawet nadziei, że pomimo jego wpływów, pomimo jego przeszkód, jakie będzie niewątpliwie stawiał kandydaturze Żeromskiego, będzie można uratować szanse kandydatury polskiej: Reymont »wisiał« przecież w zapasie. Mógł więc występować na posiedzeniach Akademii przeciwko Żeromskiemu, broniąc swego poglądu na tendencje »Wiatru od morza«, ale chcąc się okazać bezstronnym – nie będzie chyba zasadniczo atakować kandydatury polskiej: to byłoby już zbyt przejrzyste” – wspominał Czarnocki.
„Trzeba więc było teraz zwrócić wszystkie wysiłki ku popieraniu Reymonta” – dodawał sekretarz ambasady. Udało się wreszcie doprowadzić do druku trzech tomów „Chłopów”. W sprawę promocji pisarza zaangażował się też nowym polski poseł w Sztokholmie – Alfred Wysocki. Spotkał się z biskupem Upssali, próbował przekonać Bööka. W grudniu 1923 r. do oficjalnego zgłoszenia było już bardzo blisko.
Rozdyndanie i denerwacja
Ostatecznie kandydatura Reymonta została zgłoszona 24 kwietnia 1924 r. przez sekretarza generalnego Akademii Szwedzkiej. Konkurencja – jak wiemy – była bardzo silna. W ostatecznej rozgrywce ponoć liczyło się dwóch pisarzy – Anglik Thomas Hardy i Reymont. Faworytem miał być ten pierwszy. Autorowi „Chłopów” pomogła jednak choroba jednego z członków jury, który mocno optował za Anglikiem. „Nie ma jeszcze decyzji, ale jest wiele nadziei. Przyślijcie fotografie Reymonta na mój adres” – pisał Böök.
Reymont czuł, że tym razem jest blisko nagrody. „Tak porywająco kreślicie możliwe zwycięstwo, że rozdyndałem się do głębi. Nie wierzę, a równocześnie bronię się przed rozmarzeniem i snuciem przypuszczeń – a jeśli” – pisał do polskiego konsula w Sztokholmie w październiku.
13 listopada w polskim przedstawicielstwie zadzwonił telefon. W ten sposób Komitet Noblowski zawiadamiał – jak pisał Wysocki – o „naszym zwycięstwie”. Natychmiast wysłał telegram do Reymonta. „Dzisiaj otrzymałem zawiadomienie z poselstwa szwedzkiego o zaproszeniu na 10 grudnia do Sztokholmu na uroczystość. Bardzo mnie to wzrusza, ale jeszcze więcej boli, że wykonać tego nie mogę. Chory jestem, często nie mam sił na przejście pokoju, więc ani wolno marzyć o jazdach poza morze, przyjęciach, uroczystościach i tylu mocnych wrażeniach” – pisał dzień później w odpowiedzi Reymont.
Rzeczywiście stan zdrowia pisarza był zły. Reymont przeszedł chwilę wcześniej ciężkie zapalenie płuc. „Jeszcze z trudem przechodzę z pokoju do pokoju, żyję odosobniony i na srogiej diecie” – pisał. Po otrzymaniu nagrody na jego barki spadło sporo obowiązków.
„Kończę, bo telefony, depesze, wizyty literalnie mnie dobijają. Kładę się do łóżka uciekam tam przed ludźmi” – pisał 14 listopada. Spraw było mnóstwo. Z Wysockim omawiał kwestię zawierania umów na wydania swoich książek, pojawiły się liczne prośby o prośby o wsparcie finansowe, oferty organizowania spotkań, zaproszenia na rauty i liczne imprezy.
„Wyjechałem z Warszawy na czwarty dzień po Noblu, więc w największy rozgwar depesz, wizyt, listów itp. Broniła mnie od tego zalewu żona, lecz w końcu żona uległa denerwacji, że trzeba było wyjeżdżać, nie mogłem już bowiem sypiać” – pisał 2 grudnia z Nicei.
Nagrody, jak zapowiedział, nie odebrał. W jego imieniu wystąpił Wysocki. „Na posiedzeniu Komitetu prezes [sekretarz] Akademii, prof. Schuck, wręczył mi jako przedstawicielowi Reymonta czek na 116 718 koron (ówczesna wartość w złotych 256 999), dyplom i duży medal ze szczerego złota, ze stosownym napisem” – pisał dyplomata.
Przesyłkę wysłano to Nicei, bo tam udał się pisarz. Dotarła nie bez przeszkód. „Nicejski urząd celny zażądał od tej przesyłki opłaty tysiąca franków. I trzeba było dopiero poruszyć niebo i ziemię przez nasz konsulat w Nicei, aby uzyskać zwolnienie od tej śmiesznej daniny” – zżymał się Wysocki.
Wiosną Reymont pojechał do stolicy Francji. „Miesiąc siedzenia w Paryżu dał mi się tak we znaki, mojej żonie również, że wprost uciekamy, aby nie pozostawić tutaj resztki zdrowia. Dobiły nas upały ostatnie. 15 maja odbył się tłumny bankiet, ministrowie, akademicy, mowy urzędowe – a naprzeciwko temu moje złe zdrowie i stan moich nerwów” – pisze w liście.
„Rysy twarzy Reymonta – notował jeden z jego francuskich znajomych - którego nie widziałem od 1919 roku, były już w widoczny sposób zaznaczone chorobą”. Ostatnie miesiące życia Reymont spędził w kraju. Ogromnym ciosem stała się śmierć jego konkurenta do nagrody Nobla. Żeromski umarł 20 listopada. „Dzisiaj umarł Żeromski, cios to dla mnie okrutny z wielu powodów. Umarł na serce. Był o parę lat starszy ode mnie, ale miał szaloną wolę życia i energię. Strata ta polskiej literatury nie zastąpiona. Uwielbiałem Go jako genialnego pisarza. Naturalnie, ta nagła śmierć źle podziałała i na mój stan zdrowia. Teraz bowiem na mnie przychodzi kolei umierania”.
Reymont umarł dwa tygodnie później – 5 grudnia 1925 r. Miał 58 lat.
Autor: Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski