8 października mija 35. rocznica uchwalenia przez Sejm PRL nowej ustawy o związkach zawodowych. Ustawy, która kładła kres nie tylko działalności robotniczego i rolniczego związku – po 13 grudnia 1981 r. „jedynie” zawieszonych – ale też oznaczała rezygnację z pomysłu ich „odbudowy” przez peerelowskie władze.
Brzmi to sensacyjnie, ale takie były przez wiele miesięcy zamiary komunistów. Nie wiadomo niestety, kiedy dokładnie one się narodziły. Wiadomo jednak, że nad ich realizacją pracował minister – członek Rady Ministrów ds. współpracy ze związkami zawodowymi Stanisław Ciosek, a po wprowadzeniu stanu wojennego popierali je nawet twardogłowi członkowie Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To jednak nie oni, lecz funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa mieli odegrać w tej kwestii główną rolę. Sam pomysły wynikał ze strategii I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani, w myśl której NSZZ „Solidarność” – bo to ona była dla komunistów największym zagrożeniem – miała zostać rozbrojona i poddana kontroli partii.
Mimo zmiany na stanowisku I sekretarza – Kanię w październiku 1981 r. zastąpił bardziej skłonny do działań siłowych Wojciech Jaruzelski – z tego rozwiązania nie rezygnowano, informując o nim m.in. towarzysz z „bratnich” partii. Taki sam był też – o dziwo – też pomysł wobec związków rolniczych. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że przywódcy PRL uznali w 1980 r., że utworzenie związku zawodowego rolników byłoby „groźniejsze niż kiedyś PSL”. Nic, zatem dziwnego, że ich działalność została z dniem 13 grudnia 1981 r. (w przeciwieństwie do np. Niezależnego Zrzeszenia Studentów) „jedynie” zawieszona. O tym, że „zawieszenie działalności związków zawodowych” jest czasowe i zostanie ona wznowiona, „jak tylko ustaną przyczyny, które spowodowały jej zawieszenie” zapewniał na początku 1982 r. szefa Międzynarodowej Organizacji Pracy Francisa Blancharda sam Jaruzelski…
Grzegorz Majchrzak: W roli przywódcy „odbudowanej” NSZZ „Solidarność” władze widziały Lecha Wałęsę, a „odrodzonej” NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych Jana Kułaja. Obu, zatem po wprowadzeniu stanu wojennego potraktowano inaczej niż pozostałych członków kierowanych przez nich związków.
W roli przywódcy „odbudowanej” NSZZ „Solidarność” władze widziały Lecha Wałęsę, a „odrodzonej” NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych Jana Kułaja. Obu, zatem po wprowadzeniu stanu wojennego potraktowano inaczej niż pozostałych członków kierowanych przez nich związków. Nie byli więc „normalnymi” internowanymi, lecz „gośćmi” władz, pod „opieką” Biura Ochrony Rządu. Z oboma prowadzono rozmowy na temat przeszłości i przyszłości kierowanych przez nich organizacji. O ile jednak z Wałęsą rozmawiał Ciosek, a także jego były dowódca z okresu zasadniczej służby wojskowej i specjalny wysłannik Wojciecha Jaruzelskiego Ryszard Iwaniec, to z Kułajem prowadzono dialog na nieco niższym szczeblu, ze znaczącym udziałem „przedstawiciela Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”. Odmienny był też ich efekt – młodego (24-letni) działacza chłopskiego udało się przekonać do firmowania do „odbudowanego związku, natomiast starszy (38-letni) i bardziej doświadczony szef NSZZ „Solidarność”, chociaż był skłonny do daleko idących ustępstw, to w tej kwestii (mimo nacisków ze strony Kościoła) okazał się nieprzejednany.
Jak miały wyglądać te neo-związki? Można to prześledzić na przykładzie NSZZ „Solidarność”, w przypadku której zachowało się najwięcej dokumentów – planów, założeń, a nawet imiennych wykazów kierownictwa od szczebla komisji zakładowej po władze regionalne. Na czele związku mieli stanąć wytypowani przez SB działacze uznani za „umiarkowanych”, w tym oczywiście jej tajni współpracownicy. Ich listy były gotowe już we wrześniu 1981 r., zaktualizowano je po wprowadzeniu stanu wojennego. I tak np. w kierownictwie gdańskiej „Solidarności” miało się znaleźć 24 tajnych współpracowników, w tym 11 w Zarządzie Regionu, na którego czele miał stanąć TW „Albinos”. Z kolei w skład Zarządu Regionu Piła miało wejść 11 agentów oraz 4 inne osoby, a na jego czele stanąć TW „Duży”. Jak wszystko wskazuje szef tego regionu sprzed 13 grudnia Eligiusz Naszkowski, a zarazem tajny współpracownik SB „Grażyna” był przewidziany do władz krajowych związku. Zresztą przygotowywał on dla przełożonych z Rakowieckiej dokumenty dot. „odbudowy” związku i jego przyszłości.
Rozmowy na ten temat z członkami Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” prowadził zarówno Stanisław Ciosek, jak i – przede wszystkim – funkcjonariusze SB. W ich ocenie w styczniu 1981 r. zarówno część Prezydium KK (3 na 6 osób, z którymi rozmawiano) miało zająć „stanowisko pozytywne w stosunku do koniecznych przemian w związku”. Z kolei wśród internowanych członków „krajówki” dalsze 18 osób według nich miało „krytycznie oceniać polityczną działalność aktywu +Solidarności+oraz „deklarować się za robotniczym charakterem związku”. Podobne, „pozytywne” stanowisko miało też deklarować 13 działaczy Komisji Krajowej pozostających na wolności. Oznaczało to – oczywiście, jeśli wierzyć ocenom esbeków – iż, co drugi indagowany przywódca związku gotów był poprzeć pomysł „odbudowy” NSZZ „Solidarność”.
Tak na marginesie – już wtedy, mimo prowadzenie w kolejnych tygodniach rozmów przez przedstawicieli władz – zaliczyli oni Lecha Wałęsę do grona tych, którzy zajęli negatywne stanowisko w tej kwestii. Niestety nie zachowała się obsada kierownictwa związku, którą zapewne przygotowano w MSW. Dysponujemy natomiast takim dokumentem w przypadku małej organizacji rolniczej – Niezależnego Samorządnego Chłopskiego Związku Zawodowego „Solidarność”. Do jego władz krajowych wytypowano 9 osób, wśród nich Stanisława Helskiego. Tego samego, który później za działalność podziemną zostanie nie tylko aresztowany, ale wręcz celowo doprowadzony przez władze do ruiny, a po 1989 r. dokona „zamachu” na Jaruzelskiego.
Grzegorz Majchrzak: Przy Rakowieckiej pod koniec grudnia 1981 r. uznano, że jest „bezwzględna konieczność” zachowania NSZZ „Solidarność” jako związku w „podstawowym składzie” robotniczego”, powstałego w wyniku autentycznego i „ze wszechmiar usprawiedliwionego” protestu klasy robotniczej. A jej istnienie ma być „jednym z podstawowych warunków zabezpieczenia na przyszłość systemu przed kryzysami i dramatycznymi konfliktami społecznymi”. Miał to być jednak zupełnie inny związek.
Przy Rakowieckiej pod koniec grudnia 1981 r. uznano, że jest „bezwzględna konieczność” zachowania NSZZ „Solidarność” jako związku w „podstawowym składzie” robotniczego”, powstałego w wyniku autentycznego i „ze wszechmiar usprawiedliwionego” protestu klasy robotniczej. A jej istnienie ma być „jednym z podstawowych warunków zabezpieczenia na przyszłość systemu przed kryzysami i dramatycznymi konfliktami społecznymi”. Miał to być jednak zupełnie inny związek. Zamierzano zbudować go w oparciu o grupy inicjatywne tworzone przez „aktyw związkowy, który będzie dawał gwarancje spełnienia przez +Solidarność+ funkcji związku zawodowego w PRL”. Nie było w nim miejsca zarówno dla działaczy opozycji, jak i dla związkowców uznanych przez władze za ekstremistów.
Zupełnie inna miała być również struktura „Solidarności”. Przy jej „odbudowie” zdecydowano się na układ branżowy, jako przeciwwagę dla przyjętego we wrześniu 1980 r. układu terytorialnego. „Zarządy główne” poszczególnych branż miały być zlokalizowane w województwach będących najważniejszymi skupiskami dla danej branży. Podział związku miał być zgodny podziałem terytorialnym kraju, a siedziba jego centrali, co znamienne, mieścić się nie w Gdańsku, ale Warszawie. Miał być to też związek mniejszy – zakładano, że po „odbudowie” będzie liczył 5,5 zamiast 10 milionów członków. „Łaskawie” planowano natomiast pozostawienie dotychczasowej nazwy.
Niestety nie wiadomo, kiedy definitywnie zrezygnowano z koncepcji „odtworzenia” kontrolowanej przez władze „Solidarności” i innych powstałych po sierpniu 1980 r. związków zawodowych. Zapewne przy Rakowieckiej prace nad takim rozwiązaniem trwały jeszcze jakiś czas po podjęciu decyzji politycznych. W każdym razie w MSW na początku lipca 1982 r. uznano, że „reaktywowanie +Solidarności+ nawet z dużymi modyfikacjami, może w krótkim okresie czasu doprowadzić do sytuacji sprzed grudnia ub. r. i jest to przedsięwzięcie na obecnym etapie zbyt ryzykowne”.
Nie wiadomo też, co przesądziło o rezygnacji z koncepcji „odbudowy” związków zawodowych, zwłaszcza NSZZ„Solidarność”. Być może władze PRL stwierdziły, że nie ma już takiej potrzeby wobec sukcesu stanu wojennego. Nie bez znaczenia był też zapewne opór sporej części aparatu władzy, przeciwko niej. Nie wspominając o sprzeciwie sojuszników, na czele ze Związkiem Sowieckim. Z pewnością tej skomplikowanej i ryzykownej operacji (mimo usilnych starań SB nie było gwarancji, że „odbudowane” przez władze związki, zwłaszcza NSZZ „Solidarność” nie wymkną się spod ich kontroli) nie ułatwiał też fakt, że po szoku pierwszych dni, tygodni stanu wojennego rosło w siłę podziemie. W końcu nie bez znaczenia był też fakt, że czołowi działacze związkowi (na czele z Wałęsą, który był postacią kluczową w tej układance) nie chcieli firmować tego pomysłu.
W każdym razie ostatecznie uznano, że ewentualne zyski są zbyt małe w stosunku do ryzyka, jakie należałoby podnieść. I w efekcie 8 października 1982 r Sejm PRL uchwalił (przy 12 głosach przeciwnych i 10 wstrzymujących się) nową ustawę o związkach zawodowych, która rozwiązywała organizacje związkowe istniejące przed 13 grudnia 1981 r. Dodatkowo uchwalona tego samego dnia ustawa o społeczno-zawodowych organizacjach rolników odbierała im prawo do tworzenia związków zawodowych. W efekcie zarówno NSZZ „Solidarność”, jak i NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych zmuszone były do 1989 r. działać nielegalnie – najpierw tajnie, a potem coraz bardziej jawnie. Ale to już inna historia…
Grzegorz Majchrzak