
Urząd prezydenta w czasach II Rzeczpospolitej sprawowały trzy osoby: Gabriel Narutowicz, Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki. Pierwszy z nich został zabity kilka dni po zaprzysiężeniu, drugi zrezygnował po zamachu majowym w 1926 r., a trzeci postąpił podobnie we wrześniu 1939 r., ale najpierw wyjechał do Rumunii.
Oprócz tych trzech osób władzę prezydencką – jako Naczelnik Państwa - sprawował od 1918 do 1922 r. Józef Piłsudski. Dla swoich zwolenników był naturalnym kandydatem do utworzonego na mocy konstytucji marcowej urzędu prezydenta. Nie był jednak zainteresowany jego objęciem, bo zgodnie z literą tejże konstytucji najwięcej uprawnień miały Sejm i rząd.
Z podobnego powodu Piłsudski odmówił objęcia stanowiska prezydenta, gdy został wybrany 31 maja 1926 r. przez Zgromadzenie Narodowe (połączone Sejm i Senat, w czasach II RP prezydent był wyłaniany przez posłów i senatorów, a nie w drodze wyborów powszechnych). W tamtym momencie za sprawą dokonanego dwa tygodnie wcześniej zamachu majowego Piłsudski i tak dysponował prawie nieograniczoną władzą. To Belweder, w którym mieszkał, a nie Zamek Królewski, gdzie siedzibę miał prezydent, był aż do 1935 r. głównym ośrodkiem decyzyjnym.
Dwukrotnie, za każdym razem po kilka dni, obowiązki prezydenta pełnił Maciej Rataj: w grudniu 1922 r. jako marszałek Sejmu po tym, gdy zamordowany został Gabriel Narutowicz, a w maju 1926 r. po tym, gdy z pełnienia urzędu zrezygnował Stanisław Wojciechowski.
Od 1939 do 1990 r. było też kilku prezydentów RP na emigracji. Od 1945 r., gdy władze RP na emigracji przestały być uznawane przez zachodnich aliantów, miało to tylko symboliczne znaczenie. Kolejno stanowisko prezydenta na emigracji zajmowali Władysław Raczkiewicz, August Zaleski, Stanisław Ostrowski, Edward Raczyński, Kazimierz Sabbat i Ryszard Kaczorowski. Ten ostatni przekazał insygnia Lechowi Wałęsie po tym, gdy ten został wybrany na prezydenta w 1990 r.
Gabriel Narutowicz został wybrany na prezydenta 9 grudnia 1922 r. i zaprzysiężony dwa dni później. Za jego kandydaturą głosowali głównie przedstawiciele stronnictw lewicowych, centrowych i mniejszości narodowych. Jego wybór spotkał się z protestami środowisk endeckich.
Formacje prawicowe organizowały manifestacje i pochody, w których domagano się, aby Narutowicz nie przyjmował urzędu. Kontrmanifestacje organizowała lewica. 16 grudnia Narutowicz został zabity w „Zachęcie” przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego. Śmierć głowy państwa spowodowała społeczny szok i wyciszenie nastrojów. Rzuciła także cień na parlamentaryzm II RP.
Następcą Narutowicza został Stanisław Wojciechowski. W trakcie trzyipółletniej kadencji, przerwanej zamacham majowym, dał się poznać jako strażnik konstytucji. Z tego powodu sprzeciwił się Piłsudskiemu, gdy ten dokonał zamachu majowego. W młodości współpracowali i razem kierowali Polską Partią Socjalistyczną. W pewnym momencie (około 1905 r.) Wojciechowski zawiesił działalność polityczną, ale gdy Polska odzyskała niepodległość, Piłsudski przypomniał sobie o dawnym towarzyszu partyjnym.
W rezultacie Wojciechowski został ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Ignacego Jana Paderewskiego (w 1919 r.) i praktycznie kierował pracami gabinetu. Premier większość czasu spędził bowiem za granicą, reprezentując Polskę na konferencji pokojowej w Wersalu.
W 1922 r. został kandydatem na prezydenta, ale nie wystawiła go Polska Partia Socjalistyczna, z którą nie utrzymywał już wtedy stosunków, ale „PSL – Piast” Wincentego Witosa. Głosami lewicy i mniejszości narodowych na prezydenta został jednak ostatecznie wybrany Gabriel Narutowicz. Wojciechowski na swoją elekcję musiał poczekać – doszło do niej po tym, gdy Narutowicz zginął w zamachu.
W historii zapisał się dzięki swojej postawie w trakcie zamachu majowego. Sprzeciwił się. Zrobił to na przekór dawnym związkom z Piłsudskim i wbrew własnym interesom. Mógł bowiem zachować stanowisko, bo zamach nie był skierowany przeciwko niemu, ale rządowi.
Z Piłsudskim spotkał się po południu 12 maja 1926 r. na moście Poniatowskiego w Warszawie.
„Stoję na straży honoru wojska polskiego” – oświadczył Piłsudskiemu i dodał: „Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej”.
Jednak, gdy szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść zamachowców, Wojciechowski zrezygnował ze stanowiska, by nie ryzykować wybuchu wojny domowej.
Jak wyjaśnia prof. Tomasz Nałęcz, wybitny znawca dziejów II Rzeczpospolitej, mógł nawet po wygranej Piłsudskiego zachować stanowisko prezydenta. Uznał jednak, że nie wolno mu tego zrobić, bo by w ten sposób legitymizował dokonany przez Piłsudskiego zamach.
„Z Piłsudskim łączyła go wizja Polski, ale w momencie dokonanego przez niego zamachu sprzeciwił się mu i wybrał rację stanu. Scenę z mostu Poniatowskiego, gdy to zrobił powinni mieć przed oczami politycy w każdej epoce” – powiedział w rozmowie z PAP prof. Nałęcz.
Zaraz po zamachu wycofał się z polityki. Nie atakował rządów sanacji, ale też ich nie wspierał.
Uważał, że wady tego systemu utorowały Piłsudskiemu drogę do władzy: wielu ludzi było tak zniechęconych do demokracji, że gotowi byli się zgodzić na rządy niedemokratyczne, jeśli miałyby prowadzić do uzdrowienia kraju. A to właśnie – sanację – obiecywał Piłsudski i jego obóz.
Nie był bezkrytyczny wobec systemu przedmajowego, który sanacja pogardliwie nazywała sejmokracją. Wojciechowski podobnie jak Piłsudski był nastawiony bardzo krytycznie do prawicy, szczególnie do endecji, ale w odróżnieniu od niego respektował wyrażoną w wolnych wyborach decyzję społeczeństwa.
Wojciechowski komentował: „Wszyscy, nie wyłączając Piłsudskiego, okazaliśmy się za mali i nieprzygotowani dla sprostania wielkim zadaniom ugruntowania w Polsce konstytucji narodowej i silnego rządu. Marcowa Konstytucja nie jest tworem polskiego ducha i doświadczenia, lecz naśladownictwem francuskiej konstytucji z ograniczeniem roli prezydenta do reprezentowania państwa i mianowania ministrów. Silny rząd nie może powstać, gdy głowa państwa jest pozbawiona najważniejszych atrybucji i wybiera ją nie naród, lecz zgromadzenie partii. Pustym frazesem bowiem jest art. 20 konstytucji głoszący, że posłowie są przedstawicielami całego narodu i nie są krępowani żadnymi instrukcjami wyborców. W rzeczywistości przychodzą oni do Sejmu i Senatu jako mandatariusze partii, bo ordynacja wyborcza wprowadziła przymus uzależnienia od partii i ulegania ich dyrektywom. Wadą naszego życia politycznego było i jest, że mamy za wiele partii powstałych dla spraw podrzędnych i za mało w nich patriotów zdolnych doprowadzić do zjednoczenia przy urządzaniu własnego państwa. Dlatego z rozpraw partyjnych w Sejmie wyszła konstytucja fatalna i spór o nią trwa nadal” – pisał we wspomnieniach.
Po tym, gdy objęcia stanowiska prezydenta odmówił Piłsudski Zgromadzenie Narodowe wybrało 1 czerwca 1926 r. na ten urząd Ignacego Mościckiego.
Został on wskazany przez Piłsudskiego i aż do jego śmierci nie pełnił samodzielnej roli politycznej. W taki właśnie sposób scharakteryzował go prof. Andrzej Garlicki (historyk i biograf Piłsudskiego, zmarł w 2013 r.). „Wybitny chemik, był w przeszłości członkiem PPS, ale idee socjalistyczne dawno zeń wyparowały. O polityce nie miał pojęcia. Miał natomiast prezencję, potrafił zachować się na salonach i był bezwzględnie lojalny wobec Piłsudskiego” – napisał o Mościckim.
Mościcki – rówieśnik Piłsudskiego (urodzili się w odstępie kilku dni) w młodości podobnie jak on był socjalistą. Gruntowanie wykształcony (studiował chemię na politechnice w Rydze) od 1897 r. był asystentem na uniwersytecie we Fryburgu, a niedługo przed wybuchem I wojny światowej przeniósł się na Politechnikę we Lwowie.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, obok pracy naukowej, zajął się organizowaniem polskiego przemysłu chemicznego. Od 1922 r. był dyrektorem naczelnym Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Chorzowie. Ogłosił ponad 60 prac i patentów. Jego najważniejszym osiągnięciem naukowym było opracowanie przemysłowej metody otrzymywania kwasu azotowego z powietrza przez syntezę tlenków azotu w łuku elektrycznym.
Rok 1926 stał się punktem zwrotnym w życiu Mościckiego.
Znający biegle niemiecki i francuski, świetnie czuł się w roli prezydenta, szczególnie w czasie wielkich reprezentacyjnych przyjęć, ale właściwie do tego ograniczał swoją aktywność.
Oceniając styl sprawowania przez niego funkcji głowy państwa prof. Paweł Wieczorkiewicz pisał: „Mościcki był antytezą ascetycznego Wojciechowskiego i umiał smakować uroki swego urzędu. Porzucił ciasnawy Belweder i zarządził restaurację Zamku Królewskiego, który obrał za swoją siedzibę prywatną i reprezentacyjną. Obok zmodernizowanej Spały wybudowano dlań zameczek w Wiśle oraz oddano mu do dyspozycji zamek w Jaworzynie i pałac w Białowieży”. W czasie jego kadencji zwiększono również liczbę prezydenckich samochodów z trzech do kilkunastu.
Wszystko to sprawiało, że jak przypomniał prof. Wieczorkiewicz „wydatki urzędu prezydenckiego były wyższe niż w innych państwach, nawet w Stanach Zjednoczonych”.
Po śmierci Piłsudskiego w 1935 r. wpływ Mościckiego na sprawy państwa zdecydowanie zwiększył się. Jego pozycję wzmacniała dodatkowo konstytucja kwietniowa, w myśl, której prerogatywy prezydenta były dużo większe niż te nadane przez konstytucję marcową.
Do września 1939 r. Mościcki rywalizował z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Po wybuchu wojny, podobnie jak jego konkurent, wyjechał z Polski przez Zaleszczyki do Rumunii.
Został internowany przez władze rumuńskie, początkowo w Bicaz, a następnie w Craiovej.
Chciał przekazać uprawnienia prezydenta dawnemu adiutantowi Piłsudskiego – Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu. Gdy wobec sprzeciwu Francji i gen. Władysława Sikorskiego, który stanął na czele rządu, okazało się to niemożliwe, wskazał Władysława Raczkiewicza.
25 grudnia 1939 r., będąc w świetle prawa już osobą prywatną, uzyskał zgodę władz Rumunii na wyjazd do Szwajcarii. Spędził tam ostatnie lata, zmarł 2 października 1946 r. w Versoix koło Genewy. (PAP)
jkrz/ dki/ lm/